REMUS POV
–Naprawdę już nie wytrzymuję. Czy możemy proszę powiedzieć im całą prawdę? - zapytałem po raz setny, na naszej codziennej naradzie.
Syriusz zacmokał niechętnie, wtapiając palce w moje włosy. Westchnąłem cicho. Nasze miejsce "schadzek", a jednocześnie Pokój Wspólny Gryfonów, było puste. Dawno dochodziła godzina pierwsza w nocy. Lily przysypiała na fotelu, a Regulus przyglądał się kominkowi z zamyśleniem.
Od wydarzenia w bibliotece oraz konfrontacji z Morganą de Villiers pojęliśmy pewien ponadprzeciętny fakt; aby pomóc Jamesowi i Nancy odzyskać wspomnienia potrzebujemy czegoś równie silnego co czarna magia. Czyli potrzebne są cuda.
Z każdym dniem co raz mocniej zdaje sobie sprawę z tego, że nasi przyjaciele widzą w nas kłamców. Nie dziwię im się. Ponieważ dwa lata ich życia musiały zostać zatajone, musimy wypełniać tą lukę czymś w rodzaju pustych wspomnień. I nie należało to do najlepszych zajęć.
James wymykał się z pokoju nocami i wczesnymi porankami. Nie trudno było się domyślić, że spiskuje z Nancy. Nie miałem pojęcia, co takiego mogli wymyślić. Połączyli siły, aby ukrócić to zaklęcie milczenia. To, kiedy dowiedzą się prawdy, było zaledwie kwestią czasu.
–Widzisz, Remus - zaczął Syriusz cicho. - James i Nancy muszą pozostać w niewiedzy, dopóki nie zdołamy przywrócić im wspomnień.
–Jeśli nagle powiemy im, co takiego działo się przez dwa lata, ich podświadomość nie będzie w stanie tego pojąć. To trochę jak kubeł zimnej wody - mruknął Regulus.
Spojrzałem w ogień w kominku. Bez Pottera i Evans było strasznie nudno. To oni stanowili największą rozrywkę, rozmawiali i śmiali się, a reszta również mogła się dobrze bawić. Patrzenie na nich było uspokajające. Ich relacja rozkwitała i rozwijała się. Czasami byli nieporadni (patrz: przygotowywanie czegokolwiek w kuchni), a czasami niesamowicie profesjonalni. Bez nich mam wrażenie, że czegoś nam brakuje.
Przycisnąłem policzek do poduszki i przymknąłem oczy. Jestem pewien, że wszyscy śniliśmy o przyjemnych wieczorach w puszczy.
***
BROUEG'S POV
Może i nie powinienem się wtrącać, ale trudno. Ja to zacząłem, więc ja to skończę.
Wiadomym było, że Morgana majstrowała przy eliksirze moich uczniów, którego utworzenie sam im zleciłem. Dziewczyna raczej się z tym nie kryła. Nawet nie odczytując jej myśli wiem, co jej chodzi po głowie. Tylko jaki jest jej cel? Upokorzenie mnie jako nauczyciela? Własna nienawiść do nich? A może ktoś jej to zlecił?
Moja siostra nigdy nie mówiła, co planuje. Jej usta opuszczały jedynie zachcianki. Nigdy mi to nie przeszkadzało, ponieważ nie utrzymywałem z nią kontaktu. Jeśli chce być złą osobą, nic mi do tego, dopóki nie krzywdzi moich bliskich.
A teraz Morgana obrała sobie za cel Nancy i Jamesa. Domyślam się, że próbuje nie dopuścić ich do trzeciego zadania, w trakcie którego odzyskają wspomnienia. To w jej stylu. Kiedy dzieciaki poszły do miasteczka, dorzuciła do eliksiru błędne składniki. Przyłapałem ją na tym, ale nic sobie z tego nie robiła (jestem pewien, że zobaczyła mnie na końcu korytarza i specjalnie zignorowała). Eliksir był częścią planu. Musiałem go im podsunąć.
Wkradłem się do sali i jak cień sunąłem po starej podłodze. W powietrzu pachniało roślinami oraz kilkoma miłymi składnikami. Stanąłem przed kociołkiem, obserwując jego zawartość. Miała nieodpowiedni kolor. Skrzywiłem się i zakasałem rękawy. Ratowanie wywarów było o stokroć trudniejsze niż ich przygotowanie. Musiałem zneutralizować wrzucone składniki. Pracowałem naprawdę długo. Zerkałem za siebie, nasłuchując czy nikt nie idzie.
I wtedy to zauważyłem.
Całe moje ciało drgnęło, szarpnęło mną i odwróciłem się. Przy ścianie siedziała Nancy.
Spała; zdałem sobie z tego sprawę już po chwili i odetchnąłem z ulgą. Nie mogłem uwierzyć, że jej nie zauważyłem. Powinienem zdawać sobie sprawę z jej obecności jeszcze przed wejściem do środka. Siedziałem tam już dobre pół godziny, a ona smacznie sobie spała.
Poczułem się jednocześnie upokorzony i bardzo dumny. Upokorzony; ponieważ żyje od tak dawna, a dałem się zaskoczyć. Dumny; ponieważ mimo stracenia wspomnień Nancy wytwarzała wyjątkowo silną barierę umysłu, która działała jak kamuflaż. Westchnąłem z ulgą i szybko skończyłem wywar.
Opuściłem pomieszczenie, główkując nad zamiarami mojej siostry.
–Mam nadzieję, że nie posuniesz się za daleko - powiedziałem do siebie.
JAMES' POV
–Nancy...? - zapytałem niepewnie, wchodząc do sali. Ostatnio widziałem ją zeszłego wieczoru, kiedy krzątała się wokół eliksiru, nie kontaktując z rzeczywistością. Nie wróciła na noc do siebie. Rozglądnąłem się, widząc ją przy ścianie. Spała w najlepsze. –Dziewczyno, mamy lekcje za dwadzieścia minut...
Kucnąłem przed nią i niemal nie parsknąłem śmiechem. Włosy przypominały gniazdo, a na policzku odbijały się kontury ławki, na której musiała położyć głowę. Mimo wszystko wyglądała całkiem ładnie.
–Urocza - palnąłem pod nosem, ciesząc się jak głupi. Szturchnąłem ją w ramię. Jęknęła coś pod nosem i poruszyła się.
–Wstawaj, lekcje są już za chwilę - powiedziałem. Evans otworzyła szeroko oczy. W kilka minut zebrała wszystkie swoje podręczniki, uczesała się w kucyka i wyprostowała magią zmięty mundurek. Nałożyła na twarz coś, co przypominało kolorem jej skórę i zakryła cienie pod powiekami.
–Masz jakieś jedzenie? - zapytała przez ramię.
–Przyniosłem ci kanapki... - przerwała mi, wyrywając mi posiłek z dłoni. - Nie ma za co.
–Odwdzięczę się, dobra? - wypadła z pomieszczenia, ale zaraz się wróciła. Pochyliła się nad kociołkiem. - Nie wierzę, te modlitwy jednak podziałały?
–Jakie modlitwy?
–Uh, nic, nieważne - mruknęła z wielkim uśmiechem. - Eliksir jest w normie. Wszystko idzie zgodnie z planem.
Jednoznacznie stwierdziliśmy, że celebrację tej cudownej chwili zostawimy na później, biegnąc ile sił w nogach na zajęcia.
Dotarliśmy do sali OPCM sekundę przed nauczycielem. Zajęliśmy miejsca po dwóch stronach sali. Odetchnąłem głośno. Remus i Syriusz rzucali mi zaskoczone spojrzenia, ale ich ignorowałem. Lekcja się zaczęła. Nie mogłem skupić się na wykładzie. Nancy skrobała coś na kartce i byłem w stanie założyć się o cały mój majątek, że nie było to nic związanego z lekcją.
Nagle zauważyłem, że Evans machnęła różdżką. Jedna z kartek mojego pergaminu zmieniła kolor na złoty, by po chwili być na powrót normalna. Zaczął pojawiać się na niej napis, ewidentnie napisany przez Nancy.
James, co dzisiaj za dzień?
Zdziwiłem się, ale napisałem odpowiedź obok złotawego napisu. Rudowłosa poruszyła się nerwowo.
Za trzy dni jest bal.
Ciśnienie mi skoczyło, a do głowy napłynęło dużo krwi. Faktycznie. Bal Bożonarodzeniowy miał odbyć się już za trzy dni!
Zerknąłem przez ramię na Syriusza i Remusa. Nie wiedzieli, co ich czeka.
***
Przepraszam, że nie opublikowałam rozdziału w poniedziałek.
Nie ma na to wytłumaczenia, rozleniwiłam się na Majówce XDD
CZYTASZ
RESPECT | james potter
Fanfiction-James, kretynie od siedmiu boleści, oddawaj moją różdżkę. -Też cię kocham! Chaotyczna historia o Gryfonie i Ślizgonce, którzy kompletnie do siebie nie pasowali. Oczywiście oprócz kiełkującego uczucia ich życie pełne było potworów, czarnoksię...