Rozdział 27

117 12 4
                                    

Nie znała większego od durnia, który właśnie przeleciał nad kanionem, popisując się z drugim durniem powietrznymi sztuczkami. Najpierw salto w powietrzu, potem kolejny obrót, następnie spektakularne opadnięcie, a wszystko bez najmniejszego zająknięcia, choć dawniej Happy ciągle narzekał na wagę Lucy.

Jeszcze się z nimi policzy, ale na ziemi — na bezpiecznym, stałym gruncie, a nie wśród chmur, z których nie wiadomo kiedy wyjdzie. A błąkali się w przestworzach od jakiegoś czasu, mijając kolejne wsie i miasta, jakby Natsu z Happym próbowali oszukać pościg, który nawet za nimi nie puścili.

Nikt ich nie śledził. Pozostawili im wolną drogę do ucieczki i chyba w tym wszystkim tylko Natsu nie rozumiał, że nie mieli gdzie uciec. Poza granice Fiore? Wyobrażała sobie, że Darezen już szykuje tam dodatkowe patrole. W Fiore? Ich twarz rozpozna nawet dziecko, wystarczy puścić listy gończe z nieskromną nagrodą, a byle pijak na drodze ich zdradzi.

Natsu postąpił głupio, dziecinnie i po raz kolejny nie przemyślał kolejnych kroków. Zadziałał, jak mu serce podpowiadało.

— Ty durniu... — odezwała się po raz pierwszy od momentu, w którym ją pochwycił.

— Trzymaj się. — Ścisnął Lucy mocniej. — Tym razem cię nie puszczę.

Zarumieniła się.

Tym razem jej nie puści? Powiedział to z takim przekonaniem w głosie, że prawie mu uwierzyła, prawie znów pełniła swoje serce miłością wobec niego, ale w porę się obudziła.

Położyła dłonie na jego piersi i gwałtownie się od niego odepchnęła. Na ustach Natsu zamarł krzyk. Wciąż byli w powietrzu.

Happy okręcił się zwinnie i złapał Lucy, nim ta uciekła im z zasięgu wzroku. Złapał ją swoimi łapkami, kiedy Natsu trzymał się za tułów przyjaciela. Skrzyła Happy'ego wycięły się w prawo. Przeciążyła ich.

— Nie dam rady! — krzyknął kot.

— Dasz! — zachęcił go Natsu, ale nie dał rady.

Cała trójka opadła w dół, w głąb lasu, z którego niosły się ryki dzikich zwierząt. Lucy chwyciła za spódnicę i obróciła się dwa razy w powietrzu, lustrując okolicę. Nie pomyliła się — to było to samo miejsce, gdzie zginął król lasu. Ktoś sprzątnął jego ciało, ale pozostawiono wgłębienie. Było widoczne tylko z góry.

— Złap mnie. — Natsu sięgnął ku Lucy.

— A ja?! — oburzył się Happy, machając nieudolnie skrzydłami, w których stracił siłę.

Wysilił się na więcej, spiął wszystkie mięśnie i stękając, próbował zregenerować swoją moc. Nieudolnie. Lecieli w dół, Lucy oddalała się coraz bardziej od Natsu, choć nadal znajdował się na wyciągnięcie jej ręki.

— Nie bądź głupia! — oburzył się.

Wydostał spod sandałów ogień. Pęd powietrza popchnął go ku dziewczynie.

Odsunęła się od niego.

— Nie — odpowiedziała chłopakowi.

— Dlaczego?! Lucy, proszę...

Zatrzymał dłoń przy sobie. Ścisnął powieki z bólu, naprawdę nie rozumiał, dlaczego Lucy go od siebie odrzuca. Tyle razy mu to tłumaczyła, a on dalej błądził w swojej racji. Nieprześcigniony, najlepszy Natsu Dragneel.

— TO NIE JA CIĘ PUŚCIŁAM! — wrzasnęła. — TO TY ODE MNIE ODSZEDŁEŚ!

Złapał ją w chwili nieuwagi. Owinął ręce wokół talii Lucy i ścisnął ją tak mocno, jakby faktycznie nigdy więcej nie zamierzał jej puścić.

Pogromca smoków [z]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz