Rozdział 6

201 18 24
                                    

— Mam słodkie bułeczki w środku — powiedziała staruszka.

Lucy odstawiła ją na ziemię na postoju w trasie między Wzgórzami Rosy. Wyprostowała się i rozciągnęła zmęczone mięśnie. W tym czasie Shina rozłożyła pakunek kobiety. Wydobyła z samego dna kilka bułeczek otoczonych nasionami i brudem. Oczyściła je trochę, zdmuchując wierzchnie zanieczyszczenia, a potem podała dwie z nich starszej kobiecie. Sama zjadła jedną z ochotą.

W brzuchu Lucy aż zaburczało.

Shina parsknęła śmiechem, o mało co nie wypluwając bułki. Napiła się trochę wody z płynącego obok nich źródła.

Kilku podróżnych zatrzymało się obok kobiet, napełniając bukłaki ze źródła. Kilku mężczyzn zdjęło koszulę i sięgnęło do wody, aby się przemyć i schłodzić.

— Tylko się tu nie myjcie — Lucy ostrzegła mężczyzn.

— Ech, daj spokój! — Jeden z nich machnął ręką od niechcenia.

Lucy zebrała między palcami kilka jednostek magii, po czym rzuciła kulą wprost w mężczyznę. Odleciał daleko za karawan, którym podróżowali, i upadł w sam środek plotkujących kobiet.

Rozległy się piski.

Lucy przewróciła oczami od niechcenia. Zagryzła jedną z bułek i w tym samym momencie napotkała na wściekłe spojrzenie drugiego z mężczyzn. Przełknęła kawałek jedzenia.

— Coś się stało? — spytała obojętnym tonem.

— Co się stało!? To mój brat! — Wskazał na leżącego w bezruchu mężczyznę. Kobiety próbowały go ocucić poklepując po policzku, ten jednak pozostał nieprzytomny. — Co?! Nie można się już wykąpać?!

— Można, ale nabierz wody do wiadra i wymyj się z dala od źródła. Będę z niego jeszcze piła — wyjaśniła w skrócie Lucy, kończąc pierwszą bułkę.

— A podobno to ja sprawiam kłopoty — odburknęła Shina.

Lucy trzepnęła dziewczynę w głowę.

— Nie wymądrzaj się tak.

Shina złapała się za głowę i rozmasowała obolałe miejsce.

— Auć — powiedziała z opóźnieniem. — To bolało.

— I dobrze, to cię nauczy nie gadać głupot. — Lucy puściła do niej oczko. — A teraz wy — zwróciła się do mężczyzny. — Jak mówiłam, do wiadra i wtedy się myjcie.

— Ty... Braci Tai Tai...— Mężczyzna zacisnął szczękę tak mocno, że aż zęby mu zazgrzytały. — Czy ty chcesz...

— No, czego chcę? — przerwała mu. Wbiła palec w nagą pierś mężczyzny. Cofnął się z zaskoczenia. — Mogę waszej dwójce zapewnić wycieczkę w jedną stronę do medyka. Nie pozwolę, żeby biedni ludzie pochorowali się przez waszą głupotę.

Podniosła dłoń i pstryknęła mężczyznę w czoło. Upadł na ziemię.

Pozostali zeszli Lucy z drogi. Zamknęła oczy, ale nie przestała uważać na otoczenie. Kilku przyjaciół braci Tai Tai już stało za karawaną z przygotowanymi nożami za plecami. Spojrzała w ich stronę. Jedno mignięcie jej wzroku rozproszyło zapędy gówniarzy do walki. Opuścili broń i wrócili do przeglądania prowiantu na podróż.

Lucy wróciła do Shiny i staruszki. Usiadła na ziemi naprzeciw młodej matki z dwójką dzieci. Jedno karmiła piersią, a drugie zajadało się bułką od Shiny. Lucy pokręciła głową ze zrezygnowaniem. Otworzyła ostatni worek z prowiantem, który zabrała ze sobą staruszka. Zostało tylko kilka bułek. Westchnęła. Spakowała je z powrotem, a potem rozejrzała się za karawaną z jedzeniem. Czasami wędrowni handlarze zatrzymywali się, by sprzedaż podróżującym prowiant i drobne wyposażenie, ale tym razem nie dostrzegła żadnego z takich wozów.

Pogromca smoków [z]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz