Obudziła się w swoim dawnym pokoju, wynajmowanym przed dwoma laty w Magnolii u starej i zrzędliwej kobiety, która nic, tylko ciągle męczyła ją o kolejne czynsze. A misje nie zawsze udawały się tak dobrze, jakby tego chciała.
Dziwne, że akurat to było pierwsze miejsce, które zobaczyła po przebudzeniu. Na biurku leżało pióro i rozwalone po kątach pergaminy z notatkami do jej kolejnej powieści. Przestała pisać krótko po opuszczeniu Magnolii, więc wróciła do przeszłości przez tę maź, a może...
Jaka maź?
Roztarła jeszcze trochę zaspane oczy i się podniosła. Na chwiejnych nogach ruszyła w kierunku łazienki. Obmyła twarz dwa razy. Chłodna woda orzeźwiła ją, ukoiła gorąco, które płynęło z jej ciała, a i głowa przestała ją boleć.
— Lucy Heartfilio, co z tobą? — zapytała odbicia, które okazało się normalne.
Miała długie, kręcone włosy, które nie zdążyła jeszcze zebrać w kuc. Na twarzy nie zauważyła ani jednej blizny, skóra wyglądała na zdrową i tylko troszkę przemęczoną, ale bez bruzd, których nabawiła się przez misje.
Zamarła z ręcznikiem w dłoni.
— Jakie... misje? — pytanie znów skierowała do odbicia.
— LUCY! — usłyszała wołanie z dworu.
Nałożyła na siebie cienki szlafrok i wystawiła głowę za okno. Panował niewyobrażalny chłód. Zadrżała z zimna, po czym otuliła się wiszącym obok kocem.
Płatek śniegu spadł na jej nos. Wytarła go z twarzy, dziwiąc się jego obecnością o tej porze roku. Przecież było późne lato, do zimy brakowało jeszcze paru miesięcy. Nawet przy wcześniejszych opadach miała ze dwa miesiące do pierwszych sypnięć.
Po raz kolejny się pomyliła.
Nie tylko za oknem padał śnieg. Zaspy były wszędzie. Biały puch okalał cała Magnolię, woda w kanale zamarzła, a dachy miasta przykrywała gruba warstwa ściegu i grubych lodowych kolców.
— Co się dzieje?
Zanim dostała odpowiedź, kula śniegu wylądowała na jej twarzy. Zachwiała się i poleciała do tyłu, opadając na swój ukochany, bujany fotel. Zakołysała się na nim.
Z twarzy obtarła śnieg. Westchnęła głęboko, po raz kolejny obiecując sobie, że jak tylko napotka tego debila, to go zabije. Raz i porządnie.
— Lucy! — zawołał ją Natsu, a potem wskoczył na parapet.
Pomachał w jej stronę, uśmiechając się głupio, jak małe dziecko, które właśnie spsociło, ale nie zostało za to ukarane.
— Co znowu? — wysyczała, żałując, że w ogóle wpuściła Natsu do środka.
Zrobiło się wewnątrz tak zimno!
Podeszła więc do okna. Odepchnęła Natsu na bok i zatrzasnęła je, po czym puknęła chłopaka w czoło.
— Zimno! — uświadomiła go. — Ty cholerny smoku. Może i jesteś gorący dzięki swojej magii, ale reszta świata może umrzeć z zimna, więc proszę wchodzić mi normalnie. DRZWIAMI! — Wskazała na wejście. — No i? Co tu robisz?
Co on tu robił?
Co ona tu robiła?
Przecież... była wcześniej gdzie indziej, a znalazła się...
He?
Zachwiała się na nogach. Nagle zakręciło się w jej głowie. Próbowała sobie przypomnieć — gdzie i jak, i dlaczego. Wszędzie widziała tylko nieskończoną pustkę, która i tak zanikała. Co powinna pamiętać albo wiedzieć? Ale zapominała.
CZYTASZ
Pogromca smoków [z]
Fanfiction"Wszyscy odeszli. Zostałam sama" Pomimo sławy, którą zdobyła... Pomimo mocy, którą osiągnęła... Pomimo podroży, którą odbyła... Nikt nie wrócił. Dwa lata po walce z gildią Tartaros i rozłąką członków Fairy Tail, Lucy ostatecznie traci nadzieję na po...