Rozdział 55

60 9 0
                                    

Nagle ostry powiew zimna zatrzymał ich. Cofnęli się w tym samym momencie w ramach ostrożności.

Lucy zacisnęła w pięści magię Lokiego. Przyklęknęła przed Natsu i spróbowała go rozgrzać, jednocześnie przesyłając mu odrobinę swojej magii.

— Potrzebujemy cię, durniu! — wyjaśniła mu słowami, które mógł zrozumieć.

— Nie polegaj na nim, to słabeusz — dolał oleju do ognia Gray.

Natsu zamrugał słabo. Nie miał sił, żeby odszczeknąć Grayowi. Sytuacja była poważna. Musieli się jak najszybciej stąd wydostać, ale jak? Kiedy? Erza ledwo radziła sobie z przeciwnikiem, Aries i Loki musieli się wycofać, Maury najprawdopodobniej nadużył mocy.

Wszystko zmierzało ku złemu.

Rozległy się kolejne krzyki — dobiegały z obozowiska Darezena. Błagała, żeby był to płacz wrogów. Darezen nie był słabeuszem, żeby dać się pokonać w standardowej walce. Ale i tu Lucy miała wątpliwości.

Odsunęła się od Natsu. To nie miało sensu. Nie w ten sposób. Tym razem mierzyli się z przeciwnikiem, którego moc wykraczała poza to, co do tej pory poznali. Nie w ten sposób działała magia lodu. Magowie raczej wybierali bezpośredni konflikt, aniżeli walkę z ukrycia.

Lucy odwróciła się i pognała w tym samym kierunku, co Loki i Aries. Wyprzedziła gwiezdne duchy, oboje ryknęła ze strachu o nią. Nie powinni. Była ich mistrzynią, jedną z dwóch ostatnich Magów Gwiezdnych Duchów.

— Lucy! — wrzasnęła Erza.

Myślała, że przyjaciółka chce ją powstrzymać. Pomyliła się. To było ostrzeżenie.

Coś pochwyciło ją za nogę, przewróciła się udając twarzą prosto w błoto. Jęknęła z bólu. Czyjeś paznokcie wbiły się głęboko w jej kostkę. Odbiła się od ziemi i w powietrzu kręciła, chcąc wydostać z uścisku.

Obca ręka zakręciła się wraz z nią.

— Nie...możliwe — wyszeptała, patrząc na wyłaniające się ciało spod ziemi.

Było zgniłe, swąd martwego ciała uderzył w nią nawet w tym zimnie, ale najmocniej przeraziły ją te puste, martwe oczy, z których spływały krwawe łzy. Porwany welon przywdziewał twarz młodej dziewczyny, niewiele starszej od niej, o równie jasnych włosach, które teraz przykrywał brud.

Zmarła otworzyła szeroko usta, tak że szczęka jej pękła i opadła bezwładnie.

— To ty... — wysyczała przez zęby, wspominając tego przeklętego karła, od którego wszystko się zaczęło.

Splunęła na pannę młodą, choć miała nadzieję, że to splunięcie dotrze do tego przeklętego człowieka. Złapała za jej welon i zdjęła, aby ryki martwej dziewczyny dotarły do pozostałych.

Szybko zorientowali się w sytuacji.

Lucy skoczyła w ich stronę. Jeśli wkrótce pojawi się więcej panien młodych, nie da rady samotnie z nimi zwyciężyć.

Gray i Erza borykali się z jeszcze większym problemem. Kolce pojawiały się wszędzie. Z początku spadały z nieba, z konkretnego punktu, ale teraz nie dało się przewidzieć trajektorii lodowych kolców. Gdyby tylko Natsu nie był osłabiony...

Dlaczego zawsze w takich sytuacjach musiało albo brakować magii, albo ktoś opadał z sił? Ostatnimi czasy Lucy miała wrażenie, że jak na złość podobne sytuacje dotykają jej. Jednak zagryzła zęby. Brakowało czasu na podobne myślenie.

Zabrała za sobą Aries i Lokiego, po czym schowali się za jedną z kolejnych tarczy Erzy. Złapała za Graya i przyciągnęła go bliżej, krzycząc:

Pogromca smoków [z]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz