Rozdział 3

240 22 28
                                    

Promienie słońca padły prosto na Shinę i jej załzawioną twarz, na której po chwili zagościł spokój. Odetchnęła z ulgą i ogarnęła się, kiedy Lucy wciąż trzymała na swoich kolanach martwe ciało jaszczura.

Z ran na jego plecach wydzielił się ostry zapach. Lucy roztarła palcami planki krwi i powąchała.

Shina zainteresowała się reakcją Lucy. Przysunęła bliżej i spytała:

— Coś nie tak?

Nie odpowiedziała. Odłożyła głowę jaszczura na bok i wstała. Wyżej zapach stał się jeszcze intensywniejszy, czego nie zauważyła Shina.

— Wstań — rozkazała jej Lucy.

Shina podniosła się bez chwili zawahania. Wstrząsnęły nią konwulsje. Przyklęknęła i wymiotowała wprost na ciało jaszczura.

Nie zdążył nic powiedzieć, gdy rozległ się ryk bestii. Lucy chwyciła Shinę na rękę i pociągnęła, by uciec w głąb lasu. Nim jednak zdążyła postawić pierwszy krok, Shina przyciągnęła ją do siebie. W ostatniej chwili nie upadła w kałużę wymiocin.

— Bestie się tu zaraz...

— To nie jest normalny zapach — przerwała jej dziewczyna.

— Wiem, że nie jest. Zostawmy to.

— Nie.

Szarpnęła Lucy i postawiła za siebie. Shina rozejrzała się wokoło. Kroki bestii zdawały się coraz cięższe, ziemia drżała, a zapach stawał się intensywniejszy. Lucy zacisnęła zęby ze złości. Wyrwała się dziewczynie. Odwróciła ją w swoim kierunku i wbiła jej palec prosto w pierś.

— Co. Ty. Robisz?! — spytała ją ostro.

— Ja... — zająknęła się. — Musimy odkryć, dlaczego ten jaszczur wydziela taki zapach! — wytłumaczyła.

Lucy odsunęła się o Shiny.

— Nie — odpowiedziała jej krótko i stanowczo.

Odeszła wolnym, niepewnym krokiem, co chwilę zatrzymując się i oglądając za siebie. Shina nie ruszyła się z miejsca. Kilka razy luknęła na Lucy z nadzieją, że zmieni zdanie i wróci, ale ta nie zamierzała tu zostać. Czarne chmury zbierały się nad lasem. Ten zapach nie należał do naturalnego odoru wydzielanego przez martwe zwierzę. Poza tym było za wcześnie. Zginęło dopiero chwilę temu.

Niepokoje w Lucy narastały, choć i Shina nie przeszła obojętnie obok znaków, które pozostawiała im natura. Coś się zbliżało. Coś wielkiego i siejącego strach w tym lesie.

Nagle przez twarzą Lucy przemknął ptak. Zatrzymała się gwałtownie. Spódnica rozdarła się jej w szwie. Złapała ją nieudolnie od tyłu i spojrzała na dziurę. Wystające nicie najeżyły się.

— Co jest... — zanim zdążyła dokończyć, ryk rozniósł się donośnym echem po całym lesie.

Król lasu zmierzał ku nim.

Ziemia trzęsła się pod stopami dziewczyn. Nieudolnie machały rękoma, próbując zachować równowagę. Dwa drzewa przewaliły się — jedno za Shiną, drugie przy lewym boku Lucy.

Lucy szybko odskoczyła na bok. Podparła się dłonią o ziemię, odbiła od niej i kilka razy odskoczyła, aż wylądowała obok Shiny. Chwyciła ją i tym razem nie wysłuchując żadnych sprzeciwów, przerzuciła ją przez swoje ramię. Shina była ciężka, ważyła więcej niż sądziła Lucy, więc kobieta użyła na sobie odrobinę mocy Taurusa. Siła byka przeszła przez jej mięśnie. Ulżyło jej na moment.

— Puść mnie — zaczęła nagle narzekać Shina. — Musimy..

— Co? Walczyć? — spytała ją, uciekając z leśnej polany.

Pogromca smoków [z]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz