Rozdział 2

275 23 11
                                    

W mieście wrzało od przygotowań do letniego festiwalu, który zbliżał się wielkimi krokami. Stragany już ustawiono, zajmując miejsca w najlepszych punktach turystycznych Crocus. Straganiarze już reklamowali swoje produkty. Zaczynało się od skromnych warzyw i owoców, ale im bliżej było wielkiej areny, tym głośniejsze stawały się krzyki zachęcające do obejrzenia najcudowniejszych magicznych stworzeń, które upolowano tej zimy.

— Jedyny w swoim rodzaju, jaszczur z najciemniejszych jaskiń Gór Zamknięcia, legendarny, niebezpieczny i do tego samiec — chwalił zdobycz wysoki mężczyzna, stojący na podwyższonych butach, dzięki którym było go widać z daleka.

Lucy pokręciła głową z dezaprobatą i przeszła dalej, współczując zwierzęciu. Leżało zamknięte w klatce, skulone i drżące z zimna. Jaszczury z Gór Zamknięcia zapadały w letarg w zimie, chowały się pod grube warstwy śniegu, wcześniej sprowadzając lawiny, aby uchronić się przed pobudką. Powinny spać co najmniej trzy miesiące, a najlepiej sześć, do pierwszych ociepleń. Ten osobnik jednak został pochwycony w trakcie snu. Lucy podejrzewała, że zbudzono go około miesiąc po uśnięciu. Nie przyzwyczaił się jeszcze do temperatury, a tym samym dokładnie w tej chwili umierał.

W jego czarnych jak smoła ślepiach widziała bezradność. Był świadomy swojego losu, a jednak wciąż walczył ze śmiercią, stojąc dumnie pośrodku klamki. Pysk trzymał otwarty, a gruby ogon uderzał o podstawę platformy.

Może chciał zobaczyć się z samicą, która pewnie wciąż spała. Może nawet usnęła nad złożonymi wcześniej jajami. A może po prostu wolał umrzeć w domu, a nie w obcych mieście wśród dziczy, która wiwatowała na jego cześć.

Lucy odwróciła wzrok, jak zresztą większość magów przechodzących obok. Tylko parę osób w pierwszym odruchu rzuciło się w kierunku wystawy. Szybko powstrzymali ich przyjaciele, przytwierdzając do ziemi."Nie uratujesz ich wszystkich", "Nie zmienisz losu tego zwierzęcia" — dało się słyszeć szepty kompanów, którzy powstrzymywali przyjaciół od rzucenia się w niepotrzebne kłopoty.

Straż miejska stała obok, obojętnie przyglądając się tłumowi gapiów. Sami chętnie czekali na moment, w którym zwierze obumrze, aby mogli zastosować odpowiednie paragrafy wobec młodego łowcy.

— Nie widzisz, że on cierpi? — rozniósł się nagle donośny głos. Należał do dziewczyny zwanej Shina.

Lucy przystanęła. Jej serce zabiło mocniej, ale inaczej niż tym, którzy wzdrygnęli się ze strachu przez tajemniczy krzyk. Lucy przypomniała sobie o różowych włosach, o szaliku i o przepięknym uśmiechu, który w tej sytuacji zawsze zrobiłby zadymę. To on? Pytała, a wątpliwości zdawały się pogłębiać z każdą sekundą, kiedy obracała się w kierunku placu. Stała tam ta sama młoda dziewczyna z baru, z uśmiechem i różowymi włosami, ale bez szalika. Ręce założyła na piersi i zmierzyła handlarza ostrym wzrokiem.

— To zwierzę — przypomniał jej mężczyzna.

— Zwierzę czy nie, ale cierpi! — nie dała za wygraną.

Lucy sapnęła ciężko. Dziewczyna na moment obejrzała się w stronę magini. Skinęła w jej kierunku, przyciągając uwagę kilku osób, które zainteresowały się zamieszaniem. Straż miejska podeszła bliżej. Piki skierowali w stronę dziewczyny, a sprzedawcę zmierzyli ostrym wzrokiem, który mówił: "popełnij błąd, a nie pomożemy ci". Łowca zmieszał się. Otarł rękawem spocone czoło.

— Ludziom się podoba! — utrzymywał przy swoim. — Poza tym my, magowie, mamy możliwość zwiedzenia świata, zobaczenia takich stworzeń. Normalny człowiek nie.

— To zrób im zdjęcie albo przekaz żywy obraz, ale nie musisz wyrywać zwierzęcia z jego naturalnego środowiska. Ono tez czuje! — wrzasnęła.

Pogromca smoków [z]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz