Rozdział 1

507 33 4
                                    

— Na zdrowie!

Kufle walnęły o siebie, rozchlapując gorzki napój po całym stole. Trzech mężczyzn wbiło się na długą ławę przy połamanym blacie. Śmiali się i gawędzili o ostatniej wygranej na turnieju. Barczysta kelnerka zarzuciła na ramię beczkę pełną dobrego, fiorskiego piwa. Słodko—gorzki zapach roznoszący się wokoło sprawił, że magom ślinka pociekła po brodzie. Ustawili się jak małe dzieci w kolejce, wywąchując cudowny aromat dębowej beczki, która zmierzała ku nic.

— Tylko powoli! — zażartowała kobieta. Zakasała rękawy, cicho podśpiewując starą, marynarską piosenkę o marynarzu i jego ukochanej zza morza.

— Aj, kapitanie! — krzyknęli na raz, a potem rozbili wieko beczki. Włożyli łapy z kuflami, napełniając drewniane kuby aż po brzegi. Połowę rozlali. Piana zebrała się na ściankach beczki i ściekła po metalowych okuciach.

Mężczyźni skosztowali po jednym łyczku piwa i uśmiechnęli się od ucha do ucha, jakby pili właśnie najlepszy trunek w życiu. A potem już nie żałowali. Wychłeptali na jednym wdechu pełen kufel i rzucili się do dolewkę, nim nosy zdążyły im zaczerwienieć z upicia.

— Ci magowie, z nimi to jednak inna jest zabawa! — skomentowała kelnerka, wycierając kolejne kufle.

Młoda dziewczyna przysiadła się przy barze. Spojrzenie miała ciepłe. Twarz kobiecą, choć skrzywdzoną cienką blizną na policzku. Ale najpiękniejsze miała włosy. Były długie, zaplecione w gruby warkocz sięgający aż do kostek. Do tego ich kolor przypominał świeży kwiat kwitnącej wiśni — o poranku, nasączonym rosą i dobrą magią.

Dziewczyna napiła się ze swojego kufla, w przeciwieństwie do mężczyzn wyżłopała tylko połowę piwa, choć nadal fiorskiego i zabójczo mocnego. Nawet się nie skrzywiła. Uśmiechnęła się ciepło do kelnerki i podała jej złotą monetę. Kobieta zacmokała ustami, rozumiejąc, o co w tym wszystkim chodzi. Schowała pieniążek za pobrudzony fartuch i spytała:

— To co chcesz wiedzieć?

— Gdzie znajdę Lucy Heartfilię?

Twarz kelnerki zbladła. Spojrzała najpierw w prawo, potem w lewo, aż w końcu wyjęła zza fartucha monetę i zwróciła ją dziewczynie.

— Lepiej tak o tym nie rozmawiaj — ostrzegła ją.

— Ona... — Zacisnęła usta w wąską linijkę. Poprawiła włosy i wzięła głęboki wdech. — Gdzie ja znajdę?

— Ech, dziewczynko, dziewczynko, to nie tak jak myślisz. To biedna dziewczyna. Zresztą, nie słyszałaś o Fairy Tail?

— Gildia. Magów. Wielka — odpowiedziała zdawkowo.

— No właśnie, jeszcze mogłaś dodać "była". Najpierw hołota zniknęła na siedem lat, pozostawiając najsłabszych w siedzibie, a potem po wygranej w turnieju rozrzucili się chyba na cztery strony świata. Kto tam ich wie? Zresztą, nie ważne, moja droga. W tym rzecz, że ta cała Lucy jako jedyna została w Magnolii. Chodzą plotki, że rzucił ją ten cały Natsu Dragneel i się załamała biedna.

— A teraz? Gdzie ją znajdę? — nie odpuszczała.

— Ech, ty mała, mała. — Pokręciła głową, stukając palcami o blat stołu. — Tobie chyba życie niemiłe. No dobra. — Zabrała z powrotem monetę. — W tym rzecz, że dziewczyna załamała się i zapisała do wolnej gildii.

— Tutaj! — Podskoczyła w miejscu z radości. — Wiedziałam...

— Ej, nie przerywaj — zwróciła jej uwagę, kręcąc wielgachnym palcem. — W ciągu dwóch lat zmieniła się. Nikomu nie ufa. Przychodzi, zabiera misję, odchodzi. Często są to TE misje. Zaczynała od prostych, a teraz nawet wali stuletnie. Jest magiem Gwiezdnych Duchów, do tego silnym. Radzi sobie, ale nikomu za cholerę nie chce zaufać.

Pogromca smoków [z]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz