Zeref podał Iggisowi poranną dawkę ziół w postaci delikatnie słodkiego naparu, do którego sporządzeniu użył plastra miodu i kilku kwiatów stuletniego maku. Mężczyzna wypił z przyjemnością napój, jęcząc z rozkoszą. Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech, który wydobył się nawet zza grubej, siwej brody.
— No, muszę ci przyznać, takie lekarstwa to piłbym codziennie! — przyznał Iggis, poklepując Zerefa po ramieniu. — To co? Przejedziesz się ze mną do wioski. Zabiorę cię z przyjemnością, jeśli będziesz mi przyrządzać to magiczne coś codziennie.
— Tak, oczywiście — odpowiedział krótko Zeref.
Iggis rozciągnął ścierpnięte mięśnie po całej nocy snu na niewygodnym powozie. Miał swoje lata, pamiętał jeszcze panowania poprzedniego i jeszcze poprzedniego króla, choć z tym drugim to zawsze się wahał, bo wyglądem przypominał starszego brata. Nie mniej, wiek Iggisa zdradzały głęboki zmarszczki pokrywające zmęczoną od pracy w polu twarz. Ręce miał silne, ale oczy już nie takie. Słabo też słyszał, co zresztą czasem okazywało się zaletą, gdy tak jak teraz dwójka dzieci z przejeżdżającej obok karawany tłukła się, krzyczała, wrzeszczała i Iggis jako jedyny nie słyszał nic z szaleństwa bachorów.
Shina ubrała się w kombinezon, zapinając go aż pod samą szyję. Przykryła Lucy kocem, bo choć dzień się szykował upalny, to kobiety wciąż drżała. Brzuch zagoił jej się, z rany pozostała tylko cienka, nic nie znacząca blizna i obolała skóra, która dopiero się zrosła. Mimo to Lucy wciąż spała. Gorączka trawiła ją.
Odetchnęła ciężko przez sen. Podniosła odruchowo rękę i wytarła ją mokre czoło.
Shina zatrzymała ją. Włożyła dłoń z powrotem pod koc, po czym wzięła miskę z wodą ze źródła i przemyła nią twarz Lucy. Troskliwie pogładziła jej policzek. Był chłodniejszy niż wcześniej. Nawet oddech się uspokoił.
— Wkrótce się obudzi — zapowiedział Zeref.
— To dobrze.
— Dobrze czy nie, obudzi się, zacznie zadawać pytania, lepiej znajdź odpowiedzi, nim opowiesz jej więcej niż wiesz.
— Nie zrobię tego — zapewniła.
— Wiem, i na to właśnie liczę.
Odwrócił się i wskoczył na powóz wraz z Iggisem, który właśnie ruszył. Shina podążyła za nimi pieszo, asekurując leżącą z tyłu Lucy. Wierciła się coraz mocniej, próbowała nawet przewracać z boku na bok. Shina trzymała ją mocno, nie pozwalając na gwałtowne ruchy, ale Lucy nie dawała za wygraną. W końcu puściła kobietę.
— Natsu! — wykrzyczała imię, raptownie podniosła się.
Ból przeniósł się po całym jej ciele.
Lucy zgięła się i wymiotowała na uda krew. Wypluła resztę, ale wciąż coś zalegało jej w gardle. Nie mogła się tego pozbyć. Męczyło ją przerażająco. W końcu jednak zdołała wykaszleć resztki zgęstniałej krwi, która zaległa w jej płucach.
Shina poklepała ją parę razy po plecach, mocno przytrzymując, by nie spadła z wozu.
— Co się stało? — spytała od razu.
Zeref i Shina wymienili się spojrzeniami. Oboje w tym samym czasie pomyśleli o swojej wcześniejszej rozmowie. Pytania już się rozpoczęły, zanim Lucy odzyskała pełnię sił. Nawet nie była całkowicie przytomna. Mrużyła oczy, wzrok miała niewyraźny, gdzieś błądzący i do tego obcy.
— Wszystko już jest dobrze — odpowiedziała niepewnie Shina. — Znalazłam pomoc. Jedziemy... gdzie mamy jechać.
— Głupia... dziewczyna... — Zamknęła na moment oczy i po chwili znów je szeroko otworzyła. — Nie mnie. Nie oszukuj. Gdzie... Kim...
CZYTASZ
Pogromca smoków [z]
Fanfic"Wszyscy odeszli. Zostałam sama" Pomimo sławy, którą zdobyła... Pomimo mocy, którą osiągnęła... Pomimo podroży, którą odbyła... Nikt nie wrócił. Dwa lata po walce z gildią Tartaros i rozłąką członków Fairy Tail, Lucy ostatecznie traci nadzieję na po...