Rozdział 73

89 2 0
                                    

Położyli Nashi spać — zbyt długo przetrzymali ją na kolacji i nim się zorientowali kolejne latarnie przy oknach zaczęły gasnąć. Zapomnieli o nocnej opowieści, dziewczynka zasnęła w kilka minut, pozwalając Natsu i Lucy w spokoju wrócić do kuchni i posprzątać po obfitej kolacji. Natsu zajął się naczyniami, wycierając je po kolei, kiedy Lucy wpatrzyła się w wiszący wysoko na niebie Księżyc — pełen blasku, niepokoju i zwiastuna nadchodzących nieszczęść. Widziała w tej srebrnej twarzy odbicie boga, który ją skrzywdził, zranił i doprowadził do załamania.

Opadła na krzesło.

— Znowu go widzisz? — słusznie zauważył Natsu.

Podniosła głowę. Domyślał się więcej niż by się po nim spodziewała.

Skinęła.

Natsu wytarł ręce, a potem przyklęknął przed kobietą, ujmując jej dłonie. Ucałował w jej wierzch delikatnie, z bezgraniczną troską i oddaniem, których teraz potrzebowała.

—Raczej tego nie unikniemy, ale cieszmy się życiem, póki możemy. Mamy całkiem ładne mieszkanko, córka nam rośnie, jak na drożdżach, a na dodatek moja żona stała się bohaterem!

— Dureń — wyszeptała. — Dobrze, że nikogo nie ma pomiędzy nami. Jesteś za dużym optymistą, a ja pesymistą. Trudno znaleźć między nami równowagę.

Ogarnął fragment jej włosów za ucho.

— Ja się tu naprawdę staram — podkreślił, żeby nie miała co do tego żadnych wątpliwości.

— Wiem, ja też. Patrz, jakiego super męża sobie znalazłam. Te przypadki, lubią chodzić parami. No i mamy wspaniałą córeczkę. Mieszkanko jest całkiem niezłe. Umiecie dobrze gotować.

—Widzisz? Same plusy.

Chwycił Lucy nagle w pasie i podniósł. Zakręcił się z kobietą wokół własnej osi, a potem nią rzucił pod sufit. Złapał Lucy w swoje ramiona i pocałował mocno w czoło, policzek, szyję. Odepchnęła jego twarz od siebie, narzekając, że już wystarczy, ale Natsu dopiero zaczął. Uniósł znacząco brwi.

Lucy zamarła.

Na jej twarzy wyskoczyły rumieńce. Oczywiście od razu domyśliła się, co Natsu sugeruje. Dziecko śpi, po raz pierwszy od dłuższego czasu, jak kamień, zakończyli wszystkie misje, odpoczęli, zebrali trochę oszczędności na najbliższe miesiące, a poza tym byli w końcu sami. Nikt im nie przeszkadzał...

Nieśmiało dotknęła obrączki założonej na palcu serdecznym.

— Ale tylko raz — odpowiedziała, nie chcąc dłużej trzymać Natsu w niepewności.

— No cóż... Muszę się postarać, żeby ten razzzz trwał bardzo, bardzo, bardzo długo.

Złapał ją w pocałunku, i zaprowadził w kierunku sypialni, nie przerywając ani na moment.

***

Wstała wcześnie, z głupiego nawyku, który sobie wyrobiła w trakcie podróży — jak tylko wzeszło słońce.

Otworzyła okno, wpuszczając trochę powietrza do dusznego pokoju. Natsu przekręcił na drugi bok i podrapał się po odsłoniętym pośladku. Lucy z trudem zdusiła w sobie śmiech.

— Piękny dzień — stwierdziła.

Podebrała z podłogi bluzkę, po czym wygrzebała z niej pęk kluczy. Podrzuciła je na wysokość twarzy. Złapała w zdecydowanym uścisku, który sprawił, że poczuła w sobie magię gwiazd.

Narzuciła na siebie luźną sukienkę, zapięła paskiem, na stopach pozostawiła domowe buty i usiadła pośrodku pomieszczenia w medytacji. Złączyła palce, gromadząc między nimi odrobinę magii. Wzięła głęboki wdech, a oczy opadły jej w ramach rytuału, który ostatnimi czasy przechodziła co tydzień.

Pogromca smoków [z]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz