Pierwsza ku wyjściu skierowała się Lucy. Skoczyła na wystającą kość węża, odbiła się od niej i w końcu zniknęła za skórą bestii. Loki podążył za nią, a w końcu i Shina zdecydowała się wyjść na zewnątrz. Robiło się coraz ciemniej. Pierwsze magiczne latarnie zapaliły się na pochłoniętą ciszą ścieżce, z której zniknęli wszyscy podróżujący. Cała trójka liczyła, że wieczór zatrzymał ich na odpoczynek i nie stali się ofiarami pasożytów.
Były to tylko pobożne życzenia...
Kroki nadeszły zza ich pleców. Niewyraźne i chwiejne uderzenia mijały się wraz ze stęknięciami.
— Musimy spalić pasożyty! — krzyknęła Lucy. zaciskając pięści w gotowości do walki.
— Zwariowałaś? To są ludzie — zauważył Loki. Minął rozrzucone zabawki dziecięce. — Tylko nie to... — błagał Lucy.
— My... — zawahała się. — Biorę na siebie odpowiedzialność.
— Lucy... — Loki poprawił okulary przeciwsłoneczne, chowając za nimi zaniepokojenie. Martwił się o Lucy i o decyzję, którą zamierzała podjąć.
Nie zatrzymał jej.
Wyszła naprzeciw zmierzającemu ku nim dźwiękowi, osłaniając Shinę.
— Poradzę sobie! — oburzyła się dziewczyna.
— Tak, poradzisz sobie — powiedziała ironicznie Lucy, przewracając oczami. — Wykażesz się, ale nie pozwolę ci tym razem popełnić błędu.
— Nie jesteś wcale tak starsza ode mnie!
— Nie jestem! Wiem! Ale to i tak ja muszę za ciebie wziąć odpowiedzialność.
Ręce Shiny opadły bezwładnie wzdłuż ciała. Usta zadrżały, a po twarzy kolejny raz spłynęły łzy. Podbiegła do Lucy i złapała ją od tyłu. Kobieta poczuła, jak ręce dziewczyny owijają sie mocno wokół jej talii. Przez moment stały w takiej pozycji, otoczone przez zbliżających się ku nich ludzi i nadciągający wieczorny chłód.
Lucy odsunęła od siebie Shinę. Otarła jej policzki z łez i odparła stanowczym, nieznoszącym sprzeciwu głosem:
— Wystarczy. Później porozmawiamy. Na razie nie ma na to czasu!
Shina skinęła słabo głową. Położyła dłoń na napiętych plecach Lucy, zmęczonych od spania na chłodnej, twardej ziemi i ciągłego noszenia staruszki. Włosy miała krótkie, źle ostrzyżone i zniszczone, a nie takie powinny być. Czasem zapominała, że Lucy była wojowniczką, magini, nie kobietą, która radośnie chodziła sobie na misje i przeżywała przygody.
Kiedy wydobyła zza pasa bicz, magia wystrzeliła z jej ciała. Kroki na moment zatrzymały się, przestraszone siłą, z jaką mają się zmierzyć. Moc jednak opadła, Lucy nie umiała jej utrzymywać na tym samym poziomie przez długi czas. A przede wszystkim: po co? Uderzenie magii miało tylko odwrócić uwagę.
Podskoczyła w miejscu, unosząc dłoń z biczem. Okręciła go w powietrzu i zakreśliła okrąg, po którym rozniosła magię Lokiego. Duch zrozumiał. Skoczył na drzewo i rozejrzał się po okolicy. Kontrolowani ludzie zmierzali ku nim ze wszystkich stron.
Błagali o pomoc. Ich oczy pochłaniała ciemność, w której gdzieś w środku mienił się czerwony punkt. Skóra zmieniła się w złuszczone kartki papieru. Odrywały się, odsłaniając sine mięśnie, z których wylęgały się młode węże.
— Lucy, jest źle! — zawołał Loki.
— Wiem — odpowiedziała krótko, gromadząc wokół siebie energię światła. — Zamknij oczy — ostrzegła Shinę.
![](https://img.wattpad.com/cover/242450201-288-k198314.jpg)
CZYTASZ
Pogromca smoków [z]
Fanfiction"Wszyscy odeszli. Zostałam sama" Pomimo sławy, którą zdobyła... Pomimo mocy, którą osiągnęła... Pomimo podroży, którą odbyła... Nikt nie wrócił. Dwa lata po walce z gildią Tartaros i rozłąką członków Fairy Tail, Lucy ostatecznie traci nadzieję na po...