PÓŹNO, ALE JEST!
Lucy kaszlnęła trzy razy, a potem wypluła zalegającą w ustach krew . Położyła się na boku i jęknęła z bólu, który roznosił się od jej piersi aż po brzuch i nogi. Kolana miała zdarte od ciągnięcia. W końcu zatrzymała się, oddalona od reszty o kilka zakrętów prowadzących w dół jaskini. Dotarła do części kopalni, w której wciąż paliły się światła.
Wokół miejsca, gdzie wydobywano eternal, tliły się jasno kryształy energii, które swoją mocą zapewniały światło na sto lat. Niekoniecznie wierzyła w te legendy, ale przynajmniej zebrały moc umożliwiającą świecenie przez dłuższy okres czasu.
Oparła się o podłogę i odepchnęła się w górę. Zdołała się podnieść do pozycji klęczącej. Ponownie jęknęła — tym razem jej głos przeniósł się echem po korytarzach jaskini. Przez koszulę ciekła jej krew. Sięgnęła do rany i zobaczyła coś, co przeraziło dziewczynę. W jej piersi widniała dziura przebiegająca przez całe jej ciało.
Uświadamiając sobie prawdę, ból się spotęgował, paraliżując górne części jej ciała. Oddychała za ciężko, powietrze wydostawało się przez dziurę i wytryskiwało wraz z krwią.
Jakim cudem nadal żyła?
Objęło ją przerażenie. Pomyślała o wszystkim, co do tej pory się wydarzyło, i przypomniała sobie sytuację sprzed kilku miesięcy, kiedy to skończyła z wydrążonym otworem w brzuchu. Nashi wraz z Zerefem uratowali ją tamtego dnia. Dlaczego nie umarła? Dlaczego i dziś wciąż oddychała i poruszała się, choć rana w piersi świadczyła o tym, że już dawno powinna umrzeć.
— Szlag — wymamrotała bardzo niewyraźnie.
Przeczołgała się do najbliżej skały, na której położyła obie ręce. Podciągnęła się na nich do pozycji siedzącej i dopiero wtedy odetchnęła.
Chciało jej się śmiać.
Jaki odpoczynek? Została sama, bez wsparcia i pomocy kogokolwiek. Nie znała położenia reszty drużyny. Nie umiała określić, na jak długo starczy jej sił.
Rozejrzała się niepewnie po okolicy. Pod ścianami siedziały rozłożone ciała wielu mężczyzn, blade i ciche, pogrążone w dziwnie spokojnym wiecznym śnie. Jeśli nikt jej nie odnajdzie, sama zaśnie tu na zawsze.
— Lucy! — rozległo się wołanie Natsu.
"Tu jestem" — zaśmiała się w myślach, nie wydusiła z siebie ani jednego słowa.
— Lucy, odezwij się! — ponowił prośbę.
Kochała tego idiotę, ale czasem jego pomysły były niezwykle irytujące. Jak miała się odezwać, skoro została poważnie ranna. Przynajmniej troszczył się o Lucy rozsądniej, nie sprowadzając jednocześnie chaosu na wszystko i na wszystkich, jak to robił w przeszłości.
Nagle wpadł do rozjaśnionej części kopalni.
Zatrzymał się gwałtownie i rozejrzał dookoła, niedowierzając obecnemu w pomieszczeniu światłu. Po chwili natrafił na leżącą na ziemi Lucy. Rzucił się do niej, złapał za dłoń, a jednocześnie zaczął lustrować całe jej ciało.
— Nic ci nie jest — wysapał z ulgą.
— Nic? — zdziwiła się. Wskazała na krwawy ślad na piersi.
Natsu odsunął fragment jej ubioru. Skóra pozostała nienaruszona, nie znalazł rany, jedynie na bluzce zauważył krwawe plamy i dziurę, jakby ktoś przeszył materiał z dwóch stron bez naruszania ciała.
To niemożliwe.
Lucy sięgnęła do rany, do otworu, który jeszcze chwilę temu oglądała. Jej pierś przebito, kasłała krwią i traciła siły, a jednak wszystko wydawało się obecnie wytworem jej wyobraźni.
![](https://img.wattpad.com/cover/242450201-288-k198314.jpg)
CZYTASZ
Pogromca smoków [z]
Фанфик"Wszyscy odeszli. Zostałam sama" Pomimo sławy, którą zdobyła... Pomimo mocy, którą osiągnęła... Pomimo podroży, którą odbyła... Nikt nie wrócił. Dwa lata po walce z gildią Tartaros i rozłąką członków Fairy Tail, Lucy ostatecznie traci nadzieję na po...