Rozdział 36

97 7 7
                                    

Lucy nie przespała kolejnej nocy. Przewracała się z boku na bok na kocu zabranym przypadkowym podróżnym, którego ostre włosie drażniło jej nagą skórę. Swędziało ją wszystko, ale i tak nie to było przyczyną jej bezsenności. Myślała i to wiele, obok smacznie chrapiącego Natsu, nieprzejętego czyhającymi na nich niebezpieczeństwami. Happy z dziwnym powodów wybrał drzewo do odpoczynku, jedną w wyższych, mocniejszych gałęzi, na której zawisł jak opos.

— Znowu nie śpisz. — Natsu obudził się nagle. Nie otworzył jeszcze oczu. — Czy coś się stało?

Łza wypłynęła jej z prawego oka. Przetarła ją, udając, że wszystko w porządku.

— Zły nawyk. Zawsze w czasie podróży niewiele spałam — skłamała. — Niebezpieczeństwa i te sprawy.

Natsu odchylił koc i zaprosił ją bliżej siebie.

— Możesz spać obok mnie — zaproponował zmartwiony.

Przetarł zaspane oczy. Zdjął szalik, po czym zwinął go w coś na kształt poduszki i położył obok swojej głowy. Poklepał nowe miejsce do spania, którego nie przygotował dla siebie. Było dla Lucy.

— Mam dobry słuch, obudzę się, jeśli coś się wydarzy. Akurat do walki i robienia bałaganu nieźle się nadaję — zażartował, choć ani jemu, ani Lucy nie było do śmiechu.

Mimo to w środku nocy, w tym samym momencie parsknęli śmiechem. Lucy przewróciła się na bok i podłożyła ręce pod głowę, zwiększając dzielący ich dystans. Nie za blisko, ale i nie za daleko.

Ciepło biło od Natsu. Brakowało dziewczynie tej bliskości, nocnych przytulanek, porannych żarcików i samej obecności chłopaka, którego nie potrafiła znienawidzić na tyle, by go opuścić. Za wiele ich łączyło.

Jednak nie przysunęła się do Natsu, mimo jego wyraźnego zaproszenia, pozostawiając dodatkowe miejsce pomiędzy nimi. Wystarczyło jej ciepło wydobywające się z jego ciała, by poczuć się pewniej. Już nie było jej chłodno, ale nadal nie zasnęła.

Wizja krzywdzonej Nashi dotykała ją zbyt głęboko. Za każdym razem, gdy zamykała oczy widziała zjawę, tym razem z twarzą jej przyszłej córki. Nie umiała jej uratować. Jeszcze się nawet nie narodziła, ale czy zapobiegnie temu?

— Trzęsiesz się — uświadomił ją Natsu.

Trzęsła się ze strachu — o jutro, o córkę i o jej własną przyszłość.

Natsu przysunął się do niej ze zwiniętym szalikiem, który podłożył jej pod głowę. Objął ja lewą ręką i po chwili usnął. Lucy nadal bała się zamknąć oczy, zakrwawiony uśmiech jej własnej córki nie znikał wraz z narastającym ciepłem i dziwnym uczuciem, które przypomniało jej, że może wciąż jest nadzieja. Ale ta nadzieja gasła, nim słońce wzeszło, bo wszystko się już wydarzyło. Nic nie dało się zmienić.

***

O poranku zebrali zebrali swoje rzeczy. Natsu upolował parę królików na prowiant i przypalił je w swoim ogniu. Schował mięso do worka, który wpakował w niesiony przez Happy'ego plecak. Kot się uniósł, sprawdzając najbliższą okolicę, co zajęło mu mniej czasu niż samo wzniesienie się w powietrze.

— Czysto — oświadczył z dumą i pewnością, na którą Lucy zareagowała przewróceniem oczu. Aż dziwiła się, że ta dwójka jeszcze. Choć w sumie jak mówią: szczęście głupich się trzyma, a mądrych opuszcza.

Mimo to Lucy miała złe przeczucia. Nie byli na misji, na wycieczce, a uciekali przed całym państwem, które znało te tereny lepiej niż ktokolwiek w Fiore. Darezen je znał, Lucy już nie. Ostatnie wyprawy pokazały je, że mapy to niekompletny zlepek tego, co jeden człowiek odkrył, a co drugi wprowadził na kartkę papieru. Nie wszystko tam trafiało. Rozejrzenie się po okolicy przez kilka minut nie wystarczało.

Pogromca smoków [z]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz