Rozdział 8

166 17 8
                                    

Shina uniosła głowę znad ziemi, mamrocząc pod nosem, że nigdy nie była i nie będzie podobna do Lucy. Bała się jednak wykrzyczeć te słowa prosto w twarz Lucy. Obawy pojawiły się już wcześniej, a teraz pogłębiło ją zdanie, którego przede wszystkim nie chciała usłyszeć od kobiety, którą tak mocno podziwiała. Nie bój się... Wydawało się łatwe, stanąć naprzeciw wyzwaniom i przedrzeć się przez trudności stawiane przez przeznaczenie. Ale w pozycji klęczącej nic nie było już proste.

Lucy patrzyła na Shinę z góry, ze spojrzeniem przepełnionym smutkiem. W ten sam sposób widziała siebie przed dwoma laty, gdy przepraszała Natsu za swoje słabości, gdy klęczała przed łóżkiem, ściskając w dłoni ostatni i jedyny list, który zostawił jej Natsu. Wiele wtedy płakała. A jeszcze więcej później. Aż w końcu przestała, bo już nie miała na to dłużej sił. Przeprosiny nie sprowadziły Natsu. Błagania nie dotarły do jego zarozumiałego "ja". Po co się starała?

— Po co się starasz? — zadała to samo pytanie Shinie.

Shina zaśmiała się.

— Ponieważ to jest jedna z tych rzeczy, o które wciąż chcę walczyć. Sama mi to powiedziałaś! Że nie mogę się poddawać! Jeśli się potkniesz, przewrócisz, to wstań!

— Wiem — wyszeptała. — Nie chcę żebyś się poddawała, chcę żebyś przestała mnie przepraszać. Mam tego dosyć. Tylko przepraszasz. Nie robisz nic, żeby zmienić swoje postępowanie. Ty naprawdę...

— Nie jestem do ciebie podobna! — wykrzyczała, nim Lucy zdążyła wypowiedzieć te słowa.

Lucy przewróciła oczami.

— Czy ty mnie przypadkiem nie nienawidzisz?

— Ja? Nigdy! — zdziwiła się Shina. — Podziwiam cię ponad życie!

— Ale co... — Złapała się za głowę. — Ale co tu jest do podziwiania? Nie jestem warta twojego szacunku. Nie znam cię. Nie wiem, dlaczego przepraszasz... Dlaczego przepraszasz akurat MNIE? Shino... i tak nie odpowiesz na moje pytania, prawda?

Shina zesztywniała na moment.

— Nie — odpowiedziała krótko i szczerze.

Lucy parsknęła. Innej odpowiedzi nie oczekiwała, ale liczyła, że po oczywistym "nie" usłyszy coś więcej.

— Dobrze, wracajmy do babci. Pewnie... — Lucy urwała.

Sina ręka przebiła się przez wskroś przez jej tors. Zachłysnęła się krwią i splunęła nią rzadkim strumieniem, który oblał twarz Shiny. Wstrząsnął Lucy niewyobrażalny ból, który przerwał na moment krzyk Lokiego.

Gwiezdny Duch wyrwał rękę z tułowia Lucy. Złapał mistrzynię i uciekł wraz z nią aż pod samą Shinę. Położył ją prędko na ziemi i przyłożył napełnioną magią dłoń do rany.

— LUCY! — wrzasnął przez łzy. Zrzucił okulary przeciwsłoneczne na bok. — Shina, zajmij się... nią — dokończył ostrożnie.

Staruszka zachybotała się na słabych, zmęczonych nogach. Zacharczała. Zdjęła wierzchnią część ubioru, na której wciąż widniały plamy krwi węża. Jego dzieci wiły się z brzucha kobiety, wyrośnięte i gotowe do składania kolejnych jaj.

Lucy zachłysnęła się krwią. Loki szybko przewrócił ją na bok, aby wykaszlała wydzielinę na ziemię. Zebrał magię gwiazd, magię światła, którą reprezentował jako jeden z zodiaków, a potem przyłożył ręce do rany Lucy. Nie zasklepiły się, krwawienie nie ustało.

— Nie możesz... — wyszeptała Shina. — Ty nie możesz...

Shina dotknęła własnego ciała i odetchnęła z niewyobrażalną ulgą.

Pogromca smoków [z]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz