"Tu i teraz" zdecydowanie nie podobało się Lucy.
Rzuciła z powrotem na miejsce bandaże, a potem pognała z powrotem na górę, gdzie zostawiła Shinę i Zerefa. Nie zważając tym razem na potęgę Czarnego Maga, wkroczyła do pomieszczenia, w którym wcześniej rozmawiali. Zatrzymała się w tym tylko na moment, lustrując otoczenie. Nie zauważyła nigdzie panien młodych. Może i dobry znak, ale wciąż kwestia wskrzeszonych kobiet nie została rozwiązana.
To wszystko ją męczyło. Nie miała żadnych wątpliwości, że za samym wskrzeszeniem kobiet stał Zeref, ale co z resztą? Tylko kobiety? Dlaczego w ten sposób ubrane... Może istniał schemat, który łączył te wszystkie sprawy? Do tej pory go nie znalazła. I pojawiała się kwestia powodu, dla którego miałby to wszystko robić.
Poznała Zerefa. Nawet jeśli ich znajomość była znikoma, a rozmowy przeprowadzone na szybko, to nie podejrzewała go, by kierowały nim podejrzane motywy. Naukowe, bezsprzecznie, ale na pewno nie należał do ludzi, których zainteresowałyby tylko panny młode.
O czym myślała? Głupia... Obiecała, że uratuje, a nie że zacznie się zastanawiać nad zmarłymi.
Ruszyła w głąb pomieszczenia, aż natrafiła na przejście. Prowadziło w górę, przynajmniej na drugie piętro budynku, mniej więcej w tym samym miejscu, gdzie znajdował się jedyny umeblowany pokój w całej rezydencji.
Z góry dobiegły do niej głosy. Pierwszy należał niewątpliwie do Shiny, drugi był jednak obcy. Nie rozpoznała w tym charakterystycznego, chłodnego tonu Zerefa, w którym wyrażał się przez całą podróż. Do tego rozmawiali w obcym, niezrozumiałym dla Lucy języku.
Podeszła bliżej, przysłuchując się im. Padły dziwne zdania, które zdawały się mieszanką przekleństw, wyzwisk i gróźb, a nie kulturalnej konwersji. Taki styl pasował do Shiny, ale nie Zerefowi.
Bez znaczenia.
Przez moment nie zwracali uwagę na otoczenie, zbyt zajęci sobą i dyskusją. Wykorzystała okazję.
Wskoczyła do środka, przerywając im w pół wypowiedzi. Shina zamilkła, znieruchomiała z przerażenia, Zeref z kolei przyjął chłodny, niezadowolony wyraz twarzy. Podniósł dłoń, jakby znów chciał wezwać panny młode. Lucy wyciągnęła księgę E.N.D. i podrzuciła ją do góry.
— Ty... ją wzięłaś? — spytał z niedowierzaniem w głosie Zeref.
Nie odpowiedziała. Przyciągnęła ku sobie Shinę, a potem obie pobiegły w dół, obierając tę samą trasą, którą wcześniej przebyła Lucy.
— Dlaczego uciekamy?
— Nie będę odpowiadać na głupie pytania! — żachnęła się Lucy. — Dlaczego wcześniej nie uciekłaś?
— Bo ja...
— Bo masz jakieś sprawy "tu i teraz", Nashi?
— To nie tak, ja... — Zwolniła. Lucy jednak zacisnęła mocniej dłoń na jej nadgarstku i pociągnęła za sobą, nie pozwalając dziewczynie się zatrzymać. — Jak mnie nazwałaś? — Dotarło do niej w końcu. — Co...
— Nie obchodzi mnie, jakie masz powody czy dlaczego się tu znalazła. Jest jak jest, musimy brnąć naprzód i to dosłownie!
— Ale...
— Skoro ja nie mam żadnych "ale" to też się zamknij. Musimy się stąd wydostać, a uwierz mi, że od dłuższego czasu uniemożliwiasz mi wykonanie misji. Nie wiem już, o co w niej chodzi, ale nie wierzę, żeby Zeref kradł te ciała. Poza tym nikt nic nie wspominał o żadnych pannach młodych.
Wybiegły z rezydencji, wprost na czekające panny młode. Ich welony przesunęły się na bok. Pomachały na powitanie i nagle ruszyły na dziewczyny. Lucy puściła Shinę. Skoczyła, wprost na pierwszą z panien. Wbiła but prosto w jej twarz. Kobieta wrzasnęła, raczej z wściekłości niż z bólu. Zachwiała się i opadła. Drugą potraktowała pięścią, z trzecią nie dała rady. Złapała ją z pasie. Palce wbiła głęboko w tkankę.
CZYTASZ
Pogromca smoków [z]
Fanfiction"Wszyscy odeszli. Zostałam sama" Pomimo sławy, którą zdobyła... Pomimo mocy, którą osiągnęła... Pomimo podroży, którą odbyła... Nikt nie wrócił. Dwa lata po walce z gildią Tartaros i rozłąką członków Fairy Tail, Lucy ostatecznie traci nadzieję na po...