20. Definicja miłości

3.3K 241 280
                                    

28 kwietnia 2019

Odchrząknął niepostrzeżenie i wystawiając przed siebie dłonie, bardzo powoli zrobił krok naprzód. Starał się przede wszystkim pokazać, że jest tu w pokojowych zamiarach. Nie zamierzał niczego przeforsowywać, chciał tylko bezpiecznie rozbroić konflikt. Zależało mu też na tym, by kupić sobie trochę czasu, ale tego drugi osobnik nie musiał wiedzieć.

— Nie podchodź, kurwa! — krzyknął mężczyzna, stawiając stopę na gzymsie, gdy tylko dostrzegł zbliżającego się policjanta.

— Podejdę do krawędzi — obwieścił spokojnie Oli, wiedząc, że pytanie o zgodę nie ma sensu, a uspokajanie delikwenta może go tylko jeszcze bardziej rozjuszyć. — O tutaj, widzisz? — wskazał palcem na miejsce, które znajdowało się w bezpiecznej odległości od jegomościa. To miało stworzyć iluzję, że Oli daje mu przestrzeń. Poza tym policjantowi bardzo zależało, aby stanąć w tym miejscu, bo dzięki temu widział, co działo się na dole.

— Nie zbliżaj się, człowieku, bo strzelę! — zagroził jeszcze raz i uniósł trzęsącą się dłoń, w której miał pistolet. Oli zauważył, że był to Walther, kaliber dziewięć milimetrów.

— Zostanę tutaj — poinformował go w odpowiedzi i faktycznie stanął w miejscu.

Dłoń mężczyzny z powrotem opadła, na co policjant nieznacznie odetchnął. Gdyby facet dalej tak wymachiwał bronią, to w pewnym momencie mógłby go odstrzelić snajper, a tego Oliwier bardzo nie chciał. Uważał, że był w stanie złagodzić kryzys, choć z perspektywy osoby trzeciej to mogło wyglądać na sytuację bez wyjścia. Koleś spieprzył z bronią na dach budynku i nie wiadomo było, czy zamierza skoczyć, strzelić sobie w łeb, a może skrzywdzić kogoś postronnego. Oli jednak widział przede wszystkim, że facet jest w rozterce i się waha. A w takich scenariuszach najlepiej sprawdzała się taktyka na przetrzymanie. Istniało bowiem spore prawdopodobieństwo, że z upływem czasu poziom adrenaliny spadnie i mężczyzna zacznie się poddawać.

Póki co był widocznie podminowany i to stanowiło kluczowy moment całego zdarzenia. Francuz musiał go bardzo umiejętnie podejść, a najmniejszy błąd mógł doprowadzić do tragedii.

— Franek, nim dotrze straż i rozłoży skokochron minie od ośmiu do dziesięciu minut. Musisz rozproszyć jego uwagę, żeby się bardziej nie rozochocił, gdy zorientuje się, co się dzieje — poinformował go przez słuchawkę Czarek, który znajdował się na dole w wozie operacyjnym i zdalnie dowodził akcją.

— Mam na imię Oliwier — przedstawił się wpierw blondyn, gdyż dopiero teraz stanęli twarzą w twarz i mogli nawiązać dialog. — Minęło trochę czasu. Nie jadłeś, nie piłeś, a słońce smaży jak jasna cholera. Ciężko się rozmawia w takich warunkach. Może... — zaczął, ale mężczyzna zaraz mu przerwał.

— Wiem, co robisz. Nie będę z tobą gadał, po prostu się odpierdol — syknął, zerkając krótko na policjanta.

— Okej, a co twoim zdaniem robię? — zagadnął go Francuz.

— Jesteś negocjatorem. Chcesz mnie namówić, żebym się wycofał — odparł z pogardą, zupełnie jakby jego zdaniem to było abstrakcyjne. Był zdecydowany i żaden głupi pies go do niczego nie namówi! Przecież to było oczywiste, po co został tu wysłany... że też idioci z tej policji uznali, że to będzie dobry pomysł, jak kogoś za nim wyślą.

— A co zamierzasz zrobić? — odbił tym razem Oli, bo zależało mu na podtrzymaniu konwersacji. Prowokowanie do dialogu w tym przypadku zdawało się być działającą techniką.

Francuski piesek [boyxboy]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz