Tej nocy spał jak dziecko, mimo iż odkąd tylko wrócił do nowego mieszkania, jego umysł nieustannie bombardowała salwa myśli. Nie mógł przestać myśleć o Denisie, a w jego głowie zaczęła się toczyć zażarta bitwa na argumenty. Nie miał pojęcia, co zrobił. Albo inaczej — doskonale wiedział, co zrobił, tylko nie miał pojęcia, czy przewidział konsekwencje. Cholernie obawiał się, że te ostatecznie go przygniotą.
Jedynym chyba plusem tego wszystkiego było, że wszystkie czynności wykonywał mechanicznie, a czas zlatywał mu szybciej, więc wykorzystał to do przeniesienia rzeczy z samochodu do nowego mieszkania. Jednak był to wysiłek fizyczny i ostatecznie, kiedy wziął prysznic i położył się do łóżka, odpłynął niemal błyskawicznie.
Następnego ranka obudził się dosłownie minutę przed budzikiem i dotarło do niego, że za taki stan odpowiadał stres, choć wydawało mu się, że wcale go nie odczuwa. Ale nie walczył z tym — w końcu to był jego pierwszy dzień służby w nowej jednostce. Zresztą jak tylko sobie przypomniał wczorajszą rozmowę z Denisem i to, co sobie wzajemnie zadeklarowali, zapomniał o stresie i myślami był już tylko przy Armińskim.
Miał swoje fazy i przechodził między nimi płynnie, zupełnie jakby był dwubiegunowy. W jednej chwili powtarzał sobie, że wszystko będzie dobrze — Denis był młody, ale był dorosły. Mówił z sensem i był niezmiernie przekonujący w swoich zapewnieniach. Po prostu spróbują, może się ułoży i stworzą jakiś rodzaj... relacji. Jeżeli im się uda, to z czasem i Marcel się przekona. Nie będzie miał wyjścia.
Po tej fazie swoistego pocieszania i niepoprawnego optymizmu następowała faza paniki i czarnych myśli. Oliwier wpadał w nią raptownie, wręcz bez żadnego ostrzeżenia. W tych momentach rugał się w myślach, że był idiotą i tylko niepotrzebnie robił chłopakowi nadzieję. Przecież doskonale siebie znał. Nienawidził być uwiązany. Nienawidził mieć poczucia, że za kogoś odpowiada i musi się komuś tłumaczyć albo kogokolwiek uwzględniać w swoich planach. To nie miało prawa się udać. Naprawdę nie chciał krzywdzić Denisa, ale wiedział, że prędzej czy później ten się boleśnie rozczaruje i dotrze do niego, że Oliwier był koszmarną pomyłką i stratą czasu. Wtedy Oli straci już nie tylko chłopaka, ale i całą rodzinę Armińskich. Zostanie sam.
A potem znowu na chwilę się uspokajał i starał się przekonać, że przecież to od niego zależy. Może się postarać, a przecież istniała szansa, że to po prostu się sprawdzi i spodoba mu się taka forma układu. Denis był tak niewyobrażalnie uroczy, że nie dało mu się oprzeć.
Obiecał sobie, i Denisowi przy okazji, że nim cokolwiek zrobią, Oli wpierw musi poukładać bałagan w swojej głowie. Teraz nasiliła się myśl, że może nie był gotowy i choć normalnie mieliby szansę, ale robią to przedwcześnie, przyprawiała go o zawroty głowy. Z drugiej strony od kilku miesięcy opowiadał o tych obawach nowej terapeutce, a ta twierdziła, że to nie kwestia tego, że nie jest gotowy na związek tylko tego, że tak już zaprogramował swój umysł i zamknął się w tym potwornym schemacie. Tłumaczyła mu, że jego umysł nauczył się, że najlepiej jest być samodzielnym i nie wprowadzać nikogo do swojego życia, ale właśnie, to był tylko schemat, który nie miał nic wspólnego z rzeczywistością. Zapewniała, że skoro zdołał nauczyć się odpychać ludzi, to teraz powinien nauczyć się, aby ich do siebie dopuszczać. Chodziło po prostu o wyrobienie nawyku — albo inaczej; chodziło o zastąpienie tego niszczącego nawyku nowym, przyjemniejszym i zdrowszym.
W jego głowie to wszystko miało sens. Wierzył, że był na tyle silny, by dać sobie radę. Zresztą — przecież o tym myślał, chciał to zmienić i kiedy sobie o tym przypominał, docierało do niego, że to spory postęp, bo jeszcze w maju był otoczony takim murem, którego mógłby pozazdrościć mu sam Donald Trump.
CZYTASZ
Francuski piesek [boyxboy]
Storie d'amoreDenis ma dziewiętnaście lat, Oliwier trzydzieści osiem. Denis jest dosyć skrytym w sobie chłopakiem, który niepewnie stawia kroki w dorosłe życie, a Oliwier to niezwykle cyniczny, pewny siebie policjant ze skłonnościami narcystycznymi. Denis dorasta...