23. Niska szkodliwość czynu

3.6K 247 248
                                    

Gdyby nie Tonto, to najpewniej przeciągałby moment spotkania tak długo, jak tylko się dało. Choć ogromnie tęsknił za Oliwierem, to strach przed konfrontacją był zbyt paraliżujący. Na szczęście — mimo wszystko — musiał oddać psa, bo zabranie go ze sobą do mieszkania, które dzielił z bratem, i unikanie policjanta było jeszcze gorszym rozwiązaniem. To jednak nie przeszkodziło chłopakowi sztucznie odwlekać moment prawdy, bo kiedy tylko Wiktor podrzucił go pod blok Oliwiera, Denis uznał, że warto było wpierw przejść się kawałek z Tonto, by ten mógł się załatwić po długiej podróży. Pies jeszcze nie wiedział, co go czeka, a istniało bardzo duże prawdopodobieństwo, że posika się na widok pana. Ta strategia była racjonalna, ale Denis czuł wewnętrznie, że trochę oszukuje i nie chodziło wyłącznie o dobro psa, czy tam paneli w przedpokoju. Każda chwila oddalająca go od potencjalnego zerwania z Oliwierem, przynosiła mu zalążek ulgi, bo jeszcze nie musiał się z tym mierzyć.

Gdyby Denis miał trochę odwagi, przyznałby, że to nie do końca była ulga, a raczej oszukiwanie samego siebie połączone z przerażeniem, co zresztą i tak dotarło na powierzchnię jego świadomości, gdy wreszcie wszedł do klatki. Znikąd strzeliła mu do głowy myśl, że jeżeli za chwilę miał nastać koniec, to prawdopodobnie nigdy też nie zobaczy już Tonto. Oblała go tak nieprzyjemna fala gorąca, że aż przystał na moment. Każdy krok stawał się coraz trudniejszy, a serce przyspieszyło rytm. Gdy dotarł pod drzwi, jego gardło było tak ściśnięte, że ledwie mógł złapać oddech. Cały się spiął i poczuł się obco we własnym ciele.

Ostatni raz przełknął wyraźnie ślinę i nieco drżącą dłonią wsadził klucz do zamka. Po sekundzie, która zdawała mu się trwać wieczność, otworzył z dudnieniem w uszach drzwi i nim zdążył postawić choćby krok, Tonto wparował do środka z wysoko uniesionym ogonem. Podreptał wesoło wzdłuż korytarza, a gdy dotarł do rozwidlenia, za którym rozciągał się salon, przystał zdezorientowany, po czym wydał z siebie jakiś dziwny dźwięk z pogranicza szczeku i wycia, po czym wystrzelił w górę... i tu Denis stracił go z pola widzenia, bo fizycznie nadal był poza mieszkaniem, ale oczami wyobraźni widział, co mogło dziać się w środku. Uśmiechnął się mimo wszystko słabo, słysząc te dźwięki szczęścia, z obu stron.

Zostawił przy drzwiach swój plecak i torbę z rzeczami psa, po czym nieśmiało dotarł do tego samego rozwidlenia, gdzie oparł się w ciszy o ścianę i obserwował, jak Tonto napastuje Oliwiera, bo inaczej, tego co wyrabiał pies, nazwać się nie dało. Skakał, popiskiwał, wciskał nos i jęzor w twarz mężczyzny i nie pozwalał się odsunąć, jakby bojąc się, że jego pan znowu zniknie na tak długo.

— Dobra, starczy — poprosił Francuz, ale Tonto zachowywał się tak, jakby zapomniał wszystkie komendy. Był w takim szale szczęścia, że nie był w stanie się kontrolować.

Oliwier nie miał za bardzo wyjścia, jak po prostu pozwolić na ten atak. Poddał się, stawiając na taktykę, że jak nie będzie się opierał, to i Tonto szybciej się opamięta... co nie do końca wyszło w praktyce, bo pies jednak zdawał się być nie do zdarcia, ale wraz z upływem czasu wreszcie zaczął słuchać poleceń.

— Wow, nie miałem pojęcia, o czym mówię, kiedy czasami na niego mruczałem, żeby przestał się zachowywać, jakby nie widział mnie miesiąc. — Zaśmiał się i wreszcie skupił swoją uwagę na Denisie. — Cześć — dodał na koniec rozpromieniony.

Chłopak uśmiechnął się nieśmiało, ogarnięty niesamowicie dziwnym stanem. Z jednej strony rozlewała się w nim euforia, bo wreszcie widział starszego mężczyznę na żywo i Oli wyglądał tak zniewalająco... a z drugiej euforia była tłumiona falą narastającej rozpaczy. Chyba tylko balans pomiędzy tymi skrajnymi odczuciami pozwalał Armińskiemu stwarzać pozory, że jakoś się trzyma.

Francuski piesek [boyxboy]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz