13 maja 2018
To był ciężki poranek w domu rodzinnym Armińskich. Nikt nie był w stanie podnieść się z łóżka przed dziewiątą, a kiedy już się to co poniektórym udało, to okazywało się, że to była najłatwiejsza część tego dnia, a poza tym trzeba jeszcze jakoś przeżyć.
Kiedy Oli tylko uchylił oczy, na początku nawet nie wiedział, gdzie się znajduje. Czuł dziwne pulsowanie w skroniach i pustynię w ustach, a do tego zdziwił się, że nie zadzwonił budzik, więc gwałtownie podniósł się na łóżku i rozejrzał panicznie za telefonem. W końcu uświadomił sobie, że znajdował się w pokoju gościnnym u Armińskich, miał kaca, a jego smartfon najpewniej został w salonie.
Tytan! — przypomniał sobie nagle i jeszcze szybciej wyskoczył z łóżka, rzucając się od razu na spodnie, które leżały na krześle nieopodal. Ubrał się chyba w mniej niż pół minuty, wygładził pobieżnie posłanie i wystartował na parter niczym bolid. Musiał się dowiedzieć, która była godzina i czy istniała szansa, że zdąży wrócić do domu, nim pies obsika mu korytarz. Cholera, a mógł go zabrać ze sobą! Ale przecież od razu zakładał, że urwie się jak najwcześniej rano, żeby...
Denis! — przecięło jego myśli w następnej kolejności, dlatego raptownie przystanął na półpiętrze, próbując nasłuchać czegokolwiek. Słyszał, że ktoś już krząta się po kuchni, ale to raczej nie mógł być on? Chyba. Zresztą nawet jeżeli było już za późno, to właśnie sam zachowywał się jak idiota, próbując unikać dzieciaka. Jak wpadną na siebie, to trudno. Świat się nie skończy. Przecież nie może nagle zacząć unikać odwiedzać Marcela przez to, że młody miał jakieś problemy emocjonalne.
Mimo wszystko ostatnie stopnie pokonał ostrożnie, starając się generować jak najmniej hałasu. Nim zahaczył o kuchnię, skierował się do salonu, gdzie szybko dostrzegł swój telefon leżący na szklanym stoliku. Jeszcze nim zdążył go wziąć, dostrzegł na dużym zegarze ściennym, że było piętnaście po dziewiątej. Szlag, Tytan na pewno zostawił mu do tej pory co najmniej jedną niespodziankę gdzieś pod drzwiami — i oby tylko tam.
Zrezygnowany poszedł do kuchni, żeby obwieścić któremukolwiek z domowników, że musi się zmywać.
— O — mruknął tylko głupio, widząc Wiktora. Chyba jego spodziewał się najmniej.
— O? — powtórzył wyraźnie urażonym tonem nastolatek.
— Nieważne — odparł Oli, kręcąc przy tym głową. — Jak Ala wstanie, to powiedz, że się zmyłem, bo zostawiłem Tytana samego — poprosił, nie chcąc wdawać się w interakcje z młodym. Było na to za wcześnie.
Mimo wszystko Wiktor wlepił w niego czujnie wzrok i zmrużył oczy. Przypatrywał się intensywnie Francuzowi tak długo, aż ten poczuł się zmieszany.
— Co? — zapytał w końcu.
— Co? — powtórzył niemal natychmiast młody Armiński, co tylko spowodowało sugestywne uniesienie brwi policjanta.
— Okej... wychodzę — postanowił Francuz, wskazując znacząco na wyjście z kuchni, po czym, nie tracąc kontaktu wzrokowego z Wiktorem, zaczął się wycofywać.
— Mój tata wie, że przyjeżdżasz po nocach do mamy? — zapytał wreszcie nastolatek, kiedy policjant był praktycznie jedną nogą w przedpokoju. Na jego słowa zatrzymał się gwałtownie. Patrzył przez kilka sekund z kamienną miną na chłopaka, po czym wybuchnął niespodziewanie śmiechem.
— Wychodzę — powtórzył, gdy się uspokoił, a potem już zdecydowanie pewniejszym krokiem opuścił kuchnię. Wiktor autentycznie go rozbawił i zaskoczył jednocześnie, tak, że aż nie miał pomysłu, co mu na to odpowiedzieć. Cóż, jako śledczy doskonale wiedział, że słynne „tylko winni się tłumaczą" nie miało w rzeczywistości żadnego pokrycia, jednak uznał, że ta sytuacja nie wymagała komentarza. Zresztą Wiktor pewnie za parę minut sam zrozumie, jak głupie było jego pytanie.
CZYTASZ
Francuski piesek [boyxboy]
RomanceDenis ma dziewiętnaście lat, Oliwier trzydzieści osiem. Denis jest dosyć skrytym w sobie chłopakiem, który niepewnie stawia kroki w dorosłe życie, a Oliwier to niezwykle cyniczny, pewny siebie policjant ze skłonnościami narcystycznymi. Denis dorasta...