30 kwietnia 2018
Kiedy mył zęby, wpatrywał się w międzyczasie bezwiednie w swoje odbicie w lustrze i nie mógł powstrzymać się przed kalkulowaniem, co może pójść nie tak. Brak kontroli nad jakąś sytuacją zawsze przyprawiał go o dreszcze, choć paradoksalnie jego praca polegała na ładowaniu się w zdarzenia, które było totalnie nieprzewidywalne, a momentami nawet zagrażały jego życiu lub zdrowiu. Im dłużej o tym myślał, dochodził do wniosku, że to nie spontaniczność stanowiła jego problem. Fakt, nie mógł przewidzieć kryzysowej sytuacji, ani tego jak potoczy się jakaś akcja, ale znał siebie i wiedział, jak zareaguje — jeżeli nie intencjonalnie, to intuicyjnie, jednak mógł przewidzieć swoje zachowanie. A tutaj... jasne, nadal miał kontrolę, ale tylko nad sobą. Marcin nie był robotem, którego mógł zaprogramować. Rozważał nawet, by napomknąć mu coś w stylu „tego nie mów, a tego nie rób przy moich przyjaciołach", jednak musiał przyznać, że to byłoby cholernie niesprawiedliwe i samolubne. W końcu to miały być ich krótkie wakacje i takimi dyspozycjami dałby kochankowi do zrozumienia, że zabiera go z łaski, a wbrew pozorom wcale tak nie było. No dobra, nie robił tego, bo jakoś szczególnie mocno mu na tym zależało, ale tak podpowiadał mu rozum i chciał się zrekompensować.
Co najgorszego mógł zrobić Marcin? Pomimo gorączkowego rozmyślania Oliwierowi nic konkretnego nie przychodziło na myśl. Jego kochanek mógł w towarzystwie rozmawiać o swojej pracy, hobby, jakichś bieżących wydarzeniach na świecie, opowiadać anegdotki, żartować... Wstępnie nic nie zapowiadało katastrofy. Raczej miał w sobie na tyle ogłady, by wiedzieć, że Oliwier nie był fanem publicznego okazywania uczuć i rozmawianiu o nich, zatem w tym aspekcie też nie powinien stwarzać problemów.
Czy to serio mogło być takie proste? Po prostu pojadą i będzie... dobrze?
Zresztą, nikomu by się nie przyznał, że dręczył się takimi błahymi sprawami. Współpracownicy tworzyli o nim niestworzone plotki, codziennie ktoś robił mu w mniej lub bardziej wyrafinowany sposób przytyki odnośnie jego orientacji i musiał ścierać się z najgorszymi ścierwami w tym mieście, a potem spał spokojnie... ale przejmował się takim gównem, jak to, czy Marcin nie narobi mu przypału? Choć „przejmował" to było za duże słowo. Francuz był po prostu lekko skonsternowany i poświęcał temu więcej myśli, niż by chciał.
Choć kiedy mierzył się z całym światem, na jego drodze zazwyczaj stawali nic nieznaczący dla niego ludzie, a tym razem zabierał kochanka w prywatne miejsce, które stanowiło swego rodzaju oazę dla jego najlepszego przyjaciela i często samego Oliwiera, więc chyba właśnie przez to zależało mu, aby wszystko potoczyło się gładko, bez potknięć.
Nie pozostawało mu nic innego, jak pozwolić, by wszystko potoczyło się naturalnym torem, bo był już spakowany i czekał na Marcina, by mogli wspólnie wybrać się do małej Mazurskiej wioski, w której ulokowany był domek letniskowy Armińskich.
Po umyciu zębów przemył jeszcze twarz chłodną wodą i przybliżył się do lustra, by móc dokładniej obejrzeć swoją twarz. Od kilku dni spał dobrze, bez kolejnych przygód, a mimo wszystko wydawało mu się, że ma bardziej poszarzałą cerę i podkrążone oczy. Może jednak to chroniczne zmęczenie dawało o sobie znać? Białka gałek ocznych też miał delikatnie przekrwione, ale nie wyglądało to jak nic niepokojącego. Raczej na pierwszy plan i tak, jak zwykle, wybijały się jego różnobarwne tęczówki. Prawa była błękitna, a lewa jasnobrązowa.
Masz takie piękne oczy — ta myśl przeszyła go tak znienacka, że aż odsunął się gwałtownie od lustra.
Zagapił się dla odmiany na kosz na pranie, który stał tuż przy drzwiach i w bezruchu zaczął analizować, co właśnie prześlizgnęło mu się przez głowę.
CZYTASZ
Francuski piesek [boyxboy]
RomanceDenis ma dziewiętnaście lat, Oliwier trzydzieści osiem. Denis jest dosyć skrytym w sobie chłopakiem, który niepewnie stawia kroki w dorosłe życie, a Oliwier to niezwykle cyniczny, pewny siebie policjant ze skłonnościami narcystycznymi. Denis dorasta...