12 lipca 2019
Przez ostatni tydzień czas płynął jakoś inaczej. Z jednej strony nim Denis się obejrzał, został zaproszony na wizytę konsultacyjną do lekarza, gdyż przyszły wyniki jego badania histopatologicznego. Z drugiej natomiast chłopak czuł się praktycznie bez przerwy dziwnie spięty, choć tak naprawdę jego rodzina stawała na głowie, by przyjemnie spędził czas w Grabówce. Udało im się nawet wyskoczyć na dwa dni całą rodziną do ich domku letniskowego na Mazurach, a poza tym Denis chętnie chodził z tatą do Oriona, gdzie albo sam trenował, albo pomagał mu w treningach. Choć przyjemnie trenowało mu się w nowym, warszawskim klubie, tak jednak uczciwie musiał przyznać, że nie było drugiego takiego miejsca jak Orion. Ponadto spotkał kilku starych znajomych z liceum, poszedł z Wiktorem na basen, wieczorami chodził z tatą i psami na przechadzki po lesie... Praktycznie każda godzina jego dnia była wypełniona, tak że teoretycznie nie powinien mieć czasu na niepotrzebne rozmyślanie i denerwowanie się. Teoretycznie, bo w praktyce Denis nie mógł za nic pozbyć się tego dziwnego ucisku w okolicy klatki piersiowej. Nawet kiedy naprawdę nie miał czasu myśleć, to nieprzyjemny ciężar towarzyszył mu w każdej sekundzie. Może nieco przytłumiony i całkiem znośny, ale nadal wyczuwalny. Taki, który nie dawał o sobie zapomnieć.
Istniał tylko jeden sposób, by pozbyć się tego nieprzyjemnego uczucia — było nim oczywiście uzyskanie odpowiedzi dotyczącej wyników badań. Tym razem pani z recepcji, zapytana o możliwość poznania wyników telefonicznie, poinformowała, że ich klinika nie stosuje takiej procedury i po odbiór wyników należy stawić się osobiście. Oczywiście Denis i tak planował konsultację, ale łudził się, że może uda mu się złagodzić stres choć dzień wcześniej. Niestety to się nie udało, a dodatkowo zaczął denerwować się jeszcze bardziej, bo nie był pewien, czy faktycznie w tej klinice nie konsultowano niczego telefonicznie — co w zasadzie miało sens, bo chodziło o sprawy onkologiczne — czy może pracownica tylko tak go zbyła, bo zerknęła w komputer, zobaczyła, że nie ma dobrych wieści i wolała zwalić ich przekazanie na lekarza.
Tak czy inaczej, kiedy jechali już do Warszawy niemal całą rodziną — w domu został jedynie Wiktor — Denis już nie mógł się doczekać. Nadal się denerwował, że usłyszy złe wieści, ale to właśnie czekania okazywało się w tym końcowym okresie najbardziej nieznośne. Po prostu chciał już wiedzieć, bez względu na to, co miał usłyszeć.
Denis nie chciał, by do kliniki szli całą rodziną. Doceniał, że miał wsparcie ich wszystkich, ale sytuacja, w której weszliby całą piątką do gabinetu, wydawała mu się kuriozalna i nieco przytłaczająca, bo nawet nie wiedział, jak zareaguje na wiadomości, a nie chciał na przykład załamać się czy wybuchnąć płaczem przed wszystkimi. Ustalili zatem, że Denisowi potowarzyszy tym razem dla odmiany Alicja, a Marcel z dziewczynami zaczekają w mieszkaniu chłopaków.
— Wszystko będzie dobrze — zapewniła go spokojnie kobieta, kiedy już czekali na swoją kolej pod gabinetem. W środku znajdował się pacjent, a Denis był następny w kolejce.
— Zaraz się okaże — westchnął ciężko, wystukując nerwowo palcami jakiś rytm na kolanie.
Ala chciała już coś na to odpowiedzieć, ale akurat drzwi do pokoju profesora Orłowskiego się otworzyły, więc Denis automatycznie wstał, spodziewając się, że zaraz zostanie wywołany.
Tak też się stało, zatem wszedł wspólnie z mamą do pomieszczenia i zaraz zajęli krzesła, wskazane dłonią przez lekarza, które znajdowały się po przeciwnej stronie biurka.
Denis spiął się tak bardzo, że już nawet nie wiedział, o czym myślał. Chyba o niczym konkretnym. Przyglądał się starszemu mężczyźnie w kitlu i próbował odczytać coś z wyrazu jego twarzy. Delikatnie się uśmiechał, więc może nie było tak źle? Albo robił dobrą minę do złej gry?
CZYTASZ
Francuski piesek [boyxboy]
RomanceDenis ma dziewiętnaście lat, Oliwier trzydzieści osiem. Denis jest dosyć skrytym w sobie chłopakiem, który niepewnie stawia kroki w dorosłe życie, a Oliwier to niezwykle cyniczny, pewny siebie policjant ze skłonnościami narcystycznymi. Denis dorasta...