27. ...i żyli długo i szczęśliwie

2.8K 190 225
                                    

31 grudnia 2019

Rzadko bywał tu zimą, kiedy wszystko pokrywała gruba warstwa śniegu. Było też dosyć mroźnie, bo kiedy wyszedł na zewnątrz, niemal zachłysnął się powietrzem i potrzebował chwili, by przyzwyczaić płuca do takich warunków, a gdy już to zrobił, poczuł, jak jego policzki szczypie mróz. Pogonił więc Tonto, by się streszczał z załatwianiem swoich potrzeb, ale pies był zbyt podekscytowany nowym miejscem, więc ostatecznie Denis uznał, że zostawi go na zewnątrz na jakiś czas, by ten się wybiegał. W końcu posesja była ogrodzona, więc teoretycznie psu nie groziło żadne zagrożenie. Chyba że wpadłby na pomysł, aby skakać z pomostu do lodowatej wody, ale choć pies miewał absurdalne pomysły, akurat o to Armiński go nie podejrzewał.

— Zostawiłem go, żeby trochę pobiegał — wyjaśnił na wstępie Francuzowi, gdy wrócił do domku. Ściągnął tylko kaptur kurtki i natychmiast podszedł do kominka, by ogrzać dłonie. Teraz przyjemnie go szczypały.

— Głupol pewnie przeryje całą posesję — parsknął Oli. — Ale przynajmniej nie będzie trzeba odśnieżać — stwierdził za moment, kręcąc się przy blacie i szukając czegoś w szafkach.

— Ty na pewno nie będziesz — fuknął nieco karcąco Denis, zerkając kontrolnie na kochanka, a kiedy dostrzegł, jak ten sięga po coś z najwyższej półki w aneksie kuchennym, wywrócił zrezygnowany oczami i jęknął: — Oli no... — Następnie wstał i ściągając po drodze kurtkę, którą zawiesił na oparciu krzesła, podszedł do drugiego mężczyzny, władczo go odsunął i sam ściągnął z półki dużą miskę. Zapewne na popcorn, bo kwadrans wcześniej właśnie o tym rozmawiali. — Miałeś się oszczędzać — przypomniał mu z pretensją. — A ty cały dzień jak na złość przesuwasz jakieś ciężkie graty, odśnieżasz podjazd i robisz dosłownie wszystko, czego nie powinieneś — przypomniał mu.

Francuz nawet się nie odezwał, a jedynie oparł się o blat, pozwalając na to chwilowe przejęcie kontroli przez Armińskiego, i uśmiechnął się pod nosem. Nachmurzony Denis to był naprawdę uroczy widok.

— Przepraszam, poprawię się — odparł w końcu przymilnie, za co został skarcony stosownym spojrzeniem.

— Właśnie widzę, jak ci przykro — mruknął młody, a widząc, jak Oli tylko przygryza wargę i dalej uśmiecha się rozbawiony sytuacją, warknął pod nosem coś niezrozumiałego i podszedł dla odmiany do lodówki, by wyciągnąć z niej kilka produktów, bo zbliżała się pora kolacji.

— Pomóc ci? — zaoferował przymilnie policjant.

— Pewnie, może pójdziesz narąbać drewna do kominka? Najlepiej też dla wszystkich sąsiadów. A potem zrób pięćdziesiąt pompek i na koniec posparujemy się na środku, wykręcając sobie nawzajem ręce — odpowiedział z sarkazmem Denis, a potem zerknął wymownie na Francuza i wycedził: — Usiądź po prostu na dupie i siedź.

Oli bez żadnego komentarza podszedł do fotela, który znajdował się przy kominku i teatralnie na niego opadł. Ciągle towarzyszył mu ten wredny uśmieszek, co o mało nie doprowadziło Denisa do szału.

W rzeczywistości chłopak wcale nie był taki wściekły, jakiego pozorował. Cieszył się, że tu byli. Był sylwester, a oni przyjechali tylko we dwójkę, plus Tonto oczywiście, na mazurską działkę Armińskich, by spędzić wspólnie kilka dni, odstresować się i nacieszyć sobą nawzajem.

Denis był przeszczęśliwy, gdy dowiedział się, że Francuzowi udało się załatwić tygodniowy urlop, bo praktycznie przez cały grudzień marzył, że wyjadą gdzieś tylko we dwoje. Miał wrażenie, że obaj desperacko potrzebowali chwili oddechu. Święta niestety spędzili oddzielnie, z czym chłopak zdążył się pogodzić, ale sylwestra i Nowego Roku po prostu nie był w stanie odpuścić.

Francuski piesek [boyxboy]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz