20 kwietnia 2018
Było kilka minut po siedemnastej, kiedy wszyscy zaczęli rozchodzić się w swoje strony. Wiktor jak zwykle zwinął się na basen, Ada z mamą stwierdziły, że będą piekły ciasto, Olka... Denis w sumie nie wiedział, gdzie zapodziała się jego młodsza siostra, a Marcel postanowił, że zabierze swoje cztery bestie w teren, nim o dziewiętnastej wróci do Oriona na ostatni trening, jaki musiał przeprowadzić tego dnia.
Denis się wahał. Choć stwierdził, że po zaliczeniu niemieckiego i przeżyciu kolejnego tygodnia należy mu się trochę odpoczynku i że niegłupim pomysłem będzie rozwalenie się na kanapie w salonie i odpalenie Netflixa... to jakaś jego część była dręczona przez dozę niepewności i niezręczności, przez co nie czuł się w pełni komfortowo.
Jednak z tyłu głowy miał plan, który mógł teoretycznie rozwiązać jego rozterki.
Nie powiedziałby, że dziś miał lepszy dzień. Po prostu nie buzowała już w nim taka wściekłość i po rollercoasterze jaki wczoraj przeżył, teraz czuł się nieco zobojętniały, ale w gruncie rzeczy to była miła odmiana. Zachowywał się raczej normalnie, świat nie irytował go aż tak bardzo, atmosfera w domu była jak zwykle luźna i przyjazna, więc naprawdę nie miał na co narzekać.
Tylko że... odczuwał dziwną presję. Choć to zapewne brzmiało kuriozalnie, to potrzebował jakiegoś zapewnienia, że ojciec się na niego nie gniewa. Kuriozalne było w tym to, że Marcel w zasadzie nigdy nie gniewał się na swoje dzieci i... na nikogo. Taki już był z niego typ — on nie potrafił się gniewać. Czasami czuł się rozczarowany, ale szybko mu mijało. Stronił od konfliktów i lubił wszystko załatwiać rozmową. Mimo wszystko Denis uroił sobie, że ojciec może po prostu po sobie nie pokazuje, jak bardzo czuje się rozczarowany synem i chłopak stwierdził, że aby przyjemnie wejść w weekend, powinien oczyścić atmosferę.
W związku z tym pokręcił się trochę bez celu na pierwszym piętrze, gdzie znajdowały się salon, kuchnia, jadalnia i pokój, który stanowił coś na kształt gabinetu, żeby przypadkiem wpaść na ojca, nim ten wyjdzie.
— Idziesz do lasu? — zagaił z pozoru bezinteresownie, kiedy wreszcie dostrzegł Marcela, w momencie gdy zapinał wokół bioder nerkę, zapewne już wypchaną smakołykami dla psów.
— Tak, chcę, żeby te dzikusy się trochę wybiegały — odpowiedział mu ojciec zwyczajnym, pogodnym tonem.
— A ten... — zaczął niemrawo. — Mogę z wami? — dokończył wreszcie i poczuł, że z jakiegoś powodu ogarnia go zażenowanie.
Marcel faktycznie chyba nie spodziewał się takiej oferty, bo w pierwszej sekundzie zmarszczył brwi, jakby nie dowierzał, ale zaraz się ocknął i żywo przytaknął.
— Jasne! — Uśmiechnął się szeroko, po czym poinformował żonę, że wychodzą i kilka chwil później razem z Denisem przywołali wszystkie cztery dobermany, a następnie ruszyli na drugi koniec działki. Znajdowała się tam ukryta między krzewami furtka, prowadząca na rozległą polanę, która również stanowiła własność Armińskich.
Pomimo iż wieś w której mieszkali była duża, bo liczyła około dwóch tysięcy mieszkańców, to posiadłość Armińskich znajdowała się na skraju miejscowości, tuż na końcu ślepej uliczki. Najbliższy sąsiad mieszkał pięćset metrów dalej, a dzięki temu Marcel zawsze mógł sobie pozwalać na swobodę z psami, które — choć w żadnym stopniu nie były agresywny — to ze względu na rasę wywoływały postrach.
Tak więc przemierzali sobie trawiastą łąkę, pozwalając, by całe stadko wesoło biegało po terenie, aż dotarli do ściany lasu, który był obszerny i posiadał wiele atrakcyjnych dróżek, przez co nie tylko psy mogły korzystać z jego uroków. Ich pan od czasu do czasu uprawiał tam jogging czy w niedzielne popołudnia zabierał na spacery żonę.

CZYTASZ
Francuski piesek [boyxboy]
RomansDenis ma dziewiętnaście lat, Oliwier trzydzieści osiem. Denis jest dosyć skrytym w sobie chłopakiem, który niepewnie stawia kroki w dorosłe życie, a Oliwier to niezwykle cyniczny, pewny siebie policjant ze skłonnościami narcystycznymi. Denis dorasta...