Oliwier nie odpowiedział od razu. Jedynie uśmiechnął się nieznacznie i położył niespodziewanie swoją dłoń na dłoni Marcina i delikatnie pogładził ją kciukiem, a dopiero potem się odezwał.
— W zasadzie to chciałem z tobą o czymś porozmawiać.
— O czym? — zapytał niepewnie dermatolog, a głos niebezpiecznie uwiązł mu w gardle i poczuł, jak zaszumiało mu w uszach.
— Dlaczego mnie kochasz? — rzucił niespodziewanie Francuz, wprawiając tym kochanka w niemałą konsternację.
— Hmm? — mruknął tylko.
— Mówisz mi to czasem, mimo iż nigdy nie odpowiadam. Dlaczego?
Sokołowski odetchnął ciężko i wlepił na moment wzrok w blat, licząc, że urwanie kontaktu wzrokowego z Oliwierem pozwoli mu zebrać myśli. Co jak co, ale jego procesy myślowe nigdy nie działały najlepiej, kiedy znajdował się pod ostrzałem różnobarwnych tęczówek policjanta.
— Nie wiem — odparł, wzruszając ramionami. — Po prostu tak jest, nie mam na to wpływu. Fakt, że tego nie odwzajemniasz nie sprawi, że mi przejdzie. To by było za proste — parsknął na końcu.
— Jak to sobie wyobrażasz? — zadał kolejne pytanie Francuz, nie ustosunkowując się do odpowiedzi Marcina.
— W sensie... co dalej? Jak to może funkcjonować? — domyślił się dermatolog. — Myślę, że wiesz, Oliwier — dodał zaraz, choć ciągle brzmiał niepewnie. Nie miał zielonego pojęcia, do czego pił blondyn i czemu stał się nagle taki... dziwny, jednak intuicja podpowiadała mu, że to spotkanie nie zmierza w pożądanym przez niego kierunku. — To koniec, prawda? — rzucił wreszcie ze smutkiem. Zdobył się na odwagę, by zadać to kategoryczne pytanie, choć nie był pewien, czy był gotowy usłyszeć odpowiedź, zwłaszcza, że spodziewał się, jaka ona będzie.
— Wiesz... myślałem o tym cały ten czas i nawet rano nie byłem pewien, co mam zrobić — zaczął wreszcie Francuz. — Próbowałem się do tego przekonać i wmówić sobie, że mogę to zrobić, tylko po prostu muszę chcieć, że jeżeli trochę z siebie dam, to mogę dostać w zamian jeszcze więcej. Co śmieszniejsze, nadal jestem przekonany, że nie pożałowałbym, gdybym się zaangażował i trochę zainwestował w ten... — zaciął się — w tę relację — poprawił zaraz, bo słowo „związek" nie chciało mu przejść przez gardło.
— Ale? — wtrącił Sokołowski.
— Ale widzę, jak na mnie patrzysz, jak do mnie mówisz... jak się o mnie troszczysz. Nie dam ci tego samego, Marcin — oznajmił brutalnie. — Nie kocham cię — dodał dobitnie — i prawdopodobnie nigdy cię nie pokocham. — Mówiąc to nadal trzymał dłoń kochanka i obserwował jego reakcję. Szatyn siedział spokojnie, a kiedy tylko policjant wyznał mu, że go nie kocha, spuścił wzrok, jednak się nie poruszył. — Mogę sobie wmawiać, że jesteś dorosły i masz własny rozum, ale tylko ślepy nie zauważyłby tego stosunku zależności. Pozwalając nam dalej na tę zabawę, w końcu boleśnie się rozczarujesz i to będzie moja wina, bo doskonale wiem, że ty nie masz odwagi tak po prostu odejść — oświadczył po chwili ciszy.
— Naprawdę myślałem, że coś między nami zaskoczyło... — wyznał szeptem Marcin, a jego głos niebezpiecznie zadrżał.
— To jest właśnie ten paradoks — parsknął cicho Oliwier. — Zdałem sobie sprawę, że mi na tobie zależy i nie chcę, żebyś się przeze mnie męczył. Zwodziłem cię dwa lata. Zasługujesz na coś lepszego — powiedział, choć po chwili tego pożałował. Wydało mu się to takie... płytkie. Jakby się usprawiedliwiał i próbował wszystko wygładzić, kiedy rzeczywistość była o wiele bardziej brutalna. Owszem, przywiązał się do Sokołowskiego. Nie aż tak bardzo, by zaangażować się całym sobą, ale na tyle, by postawić jego dobro ponad swój egoizm. Mówił szczerze, kiedy twierdził, że nie chce się dłużej przyczyniać do jego ranienia, ale to nie było w tym wszystkim najistotniejsze. Chodziło przede wszystkim o to, by Marcin zrozumiał, że z Oliwierem nie czeka go żadna przyszłość.

CZYTASZ
Francuski piesek [boyxboy]
Roman d'amourDenis ma dziewiętnaście lat, Oliwier trzydzieści osiem. Denis jest dosyć skrytym w sobie chłopakiem, który niepewnie stawia kroki w dorosłe życie, a Oliwier to niezwykle cyniczny, pewny siebie policjant ze skłonnościami narcystycznymi. Denis dorasta...