7 czerwca 2018
Tegoroczna wiosna, a w zasadzie nawet już początek lata, rozpieszczała. Przeważały słoneczne, ciepłe dni i padało może jedynie ze dwa razy. Wieczory również stawały się coraz cieplejsze, a to z kolei zachęcało, by spędzać jak najwięcej czasu na zewnątrz i korzystać z uroków natury.
Alicja chwyciła książkę i szklankę ze świeżo wyciśniętym sokiem grejpfrutowym, i z takim zestawem wyszła na taras, licząc, że choć przez godzinkę będzie miała czas tylko dla siebie i się zrelaksuje.
Niestety w momencie kiedy tylko usiadła na wygodnym ogrodowym krześle, z oddali dostrzegła, że Marcel wraca w towarzystwie zgrai dobermanów z lasu, a to oznaczało, że cisza i spokój skończą się, nim się zaczną.
— Nie wolno! — krzyknęła, gdy dobiegł do niej Moris i z typowym dla niego entuzjazmem ciekawsko zajrzał do trzymanej przez nią szklanki, trącając ją mało delikatnie nosem i sprawiając, że niewielka ilość soku wylała się na bluzkę kobiety. — Moris... — jęknęła błagalnie, odstawiając naczynie na stolik. Nim jednak zdążyła zareagować w jakikolwiek inny sposób, podbiegły dwa kolejne psy i zaczęły zasypywać ją czułościami. — Marcel, jak za moment nad nimi nie zapanujesz, spędzisz z nimi noc w kojcu! — zagroziła, ale Marcel jedynie się zaśmiał, a potem zagwizdał, przywołując w ten sposób do siebie wszystkie dobermany i następnie rozkazał im udać się na miejsce, co w tym przypadku oznaczało położenie się w strategicznych miejscach na tarasie. Po wszystkim spojrzał z dumą na żonę.
— Patrz, jakim jestem autorytetem — powiedział z przesadną arogancją.
— Też mi coś — parsknęła wrednie. — Też bym się słuchała, jakbym wiedziała, że będziesz dawał mi chrupki i zabierał na całodniowe spacery — uprościła, na co Marcel się wyszczerzył.
— Chcesz powiedzieć, że ja głupi kupuję ci drogie prezenty, a wystarczyłyby psie chrupki? — zapytał głupio, za co zaraz został spiorunowany spojrzeniem.
— Patrz jaki przypadek, że ostatnio poszerzałeś te kojce. Akurat się zmieścisz. — Uśmiechnęła się złośliwie, ale Marcel to zbagatelizował.
— O! — zawołał, jakby go olśniło. — Pojadę do Oliwiera — oświadczył niespodziewanie.
— Ale że teraz? — Ala spojrzała na niego skonfundowana, bo była już dwudziesta.
— Nie no — zaprzeczył i usiadł na drugim krześle obok żony. — Za jakieś dwie godziny — sprecyzował i tym razem Alicja popatrzyła na niego jak na kretyna.
— Ja nie wiem, jak ty idziesz do tego lasu, to wpadasz w jakąś pętlę czasową czy co? — zapytała rozbawiona. — Chcesz do niego jechać o dwudziestej drugiej?
— Dokładnie tak. Skubaniec mnie ostatnio unika. Muszę go zaskoczyć — zdradził swój niecny plan.
Ala przygryzła wargę, zastanawiając się nad słowami męża.
— Jesteś pewien? To w końcu Oli. On czasami żyje w swoim świecie i ma wszystko gdzieś — spróbowała poszukać bardziej racjonalnego wytłumaczenia.
— Nieee... — zaprzeczył zaraz Marcel. — To trwa za długo, plus mam wrażenie, że ostatnio celowo wchodzi ze mną w jakieś mikrointerakcje, żeby nie budzić moich podejrzeń i stwarzać pozory, że niby ze mną gada — rozgryzł bezbłędnie przyjaciela. — Coś jest na rzeczy.
— Patrz, jaka z ciebie inteligentna bestia. — Alicja zaśmiała się i trąciła zaczepnie stopą w łydkę mężczyzny.
— Widzisz, jaką jesteś szczęściarą? — odpowiedział jej w podobnym tonie, na co Ala tylko pokręciła głową. — Dobra, potrzebujesz mnie, czy mam się zająć sobą? — zapytał już normalniejszym tonem.
CZYTASZ
Francuski piesek [boyxboy]
RomanceDenis ma dziewiętnaście lat, Oliwier trzydzieści osiem. Denis jest dosyć skrytym w sobie chłopakiem, który niepewnie stawia kroki w dorosłe życie, a Oliwier to niezwykle cyniczny, pewny siebie policjant ze skłonnościami narcystycznymi. Denis dorasta...