40

1.6K 70 4
                                    

Ember

Chen Xing Ke zdarł mi opaskę z oczu. Odsunął się i spojrzał na mnie wygłodniale. Patrząc mu prosto w brązowe, głębokie oczy, krzyknęłam.

Mój oprawca był tutaj ze mną i patrzył na mnie jak na kawałek mięsa. Obserwował mnie uważnie, mając na twarzy uśmiech. Gładził wierzchem dłoni mój policzek, aby chwilę potem zsunąć się na moją szyję, na której lekko zacisnął dłoń.

- Moja mała niewolnica ukorzyła się przede mną jak nigdy wcześniej.

Nie odpowiedziałam. Słowa uwięzły mi w gardle. Chciałam znaleźć się gdziekolwiek, byle nie tutaj. Gdzieś, gdzie mogłabym poczuć się bezpieczna.

- Bardzo się za tobą stęskniłem, wiesz?

Kciukiem obrysował kształt moich ust. Zakpił, gdy przeniósł wzrok na obrożę zaciskającą się na mojej szyi.

- Wiedziałem, że jesteś dominującą kobietą, storczyku. Muszę przyznać, że pomysł z tym, aby pozwolić ci przetrwać kilka dni w klubie dla fetyszystów, był całkiem dobry. Dzięki nagraniom i zdjęciom, które przesyłali mi moi strażnicy, zobaczyłem twoje drugie oblicze. Podnieciłem się, kiedy patrzyłem na ciebie, każącą swojemu uległemu całować twoje stopy. To mogłem znieść, ale fakt, że pozwoliłaś, aby lizał twoją cipkę? Nie wspomnę o tym, że pozwoliłaś pieprzyć się dwóm mężczyznom naraz. To niedopuszczalne, kochanie.

- Chen, błagam...

- Skorzystałaś z wolności - ciągnął, składając mokre pocałunki na mojej szyi. Wsuwał palec wskazujący pod obrożę, a wtedy bałam się, że postanowi jednak mnie udusić, aby ukarać mnie za nieposłuszeństwo. - Teraz przyszła pora na to, abyś dostała karę. Uwierz mi, że nie chcę tego robić. Będzie bolało, ale po wszystkim nasza miłość się umocni.

Nie chciałam słuchać tych bzdur. Pokręciłam więc przecząco głową, na co Chen Xing Ke zaśmiał się. Dziś miał na sobie pomarańczową szatę, a włosy, jak zwykle, związał w wysoki kucyk. Wielokrotnie swoim wyglądem przypominał mi artystów K-POPU, jednak daleko mu było to kogoś kochającego swoich fanów. Prędzej powybijałby ich wszystkich samurajskim mieczem.

- Nie każ mnie. Proszę.

- Nie ma sensu błagać. Nie w tej kwestii. Jeśli ulegniesz, nie będziesz czuć dużego bólu. Jeżeli jednak postanowisz ze mną walczyć, nie skończy się to miło, kochanie.

- Chen, czy moglibyśmy o czymś porozmawiać? Zanim mnie ukarzesz?

Zmarszczył podejrzliwie brwi. Na pewno sądził, że będę próbowała go przekonać, aby jednak nie dawał mi kary. W tej chwili miałam to jednak w głębokim poważaniu. Fizyczne kary Chena Xing Ke były mi znane i wiedziałam, że mimo towarzyszącego mi bólu, poradzę sobie z nimi. Nic nie było jednak tak bolesne jak kary psychiczne. W tym momencie okrutnie cierpiałam i mimo, że nie chciałam rozmawiać z moim oprawcą, był on jedyną osobą, która mogła mi pomóc.

Chen Xing Ke bez słowa wstał. Wziął mnie na ręce i zaniósł do swojego tronu. Usiadł na nim, a mnie posadził bokiem na swoich udach.

- Skuję ci ręce z przodu, żeby ramiona cię nie bolały, storczyku.

W niektórych momentach Chen okazywał mi ludzkie uczucia. Wiedziałam, że istniała szansa, abym przeciągnęła go na swoją stronę. Na pewno nie miało być to łatwe zadanie, ale nie miałam już nic do stracenia. Oddałam mu wszystko, co posiadałam. Rodzinę, miłość i wolność. Oddałam w jego władanie również swoje ciało. Chen Xing Ke miał wszystko.

Jak zapowiedział, tak uczynił. Skuł mi ręce z przodu, a ja, choć nie chciałam pokazywać mu, jak mi ulżył, westchnęłam z ulgą.

- Mów, storczyku.

EdgarOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz