42

1.5K 72 4
                                    

Ember

- Chen, proszę. Błagam, nie karz mnie.

Mężczyzna uśmiechnął się do mnie niemal nieśmiało. Odłożył na bok ręcznik, którym mnie obmył. Po tym wstał, a ja zamarłam, gdy zaczął zdejmować swoją szatę.

Podciągnęłam nogi do piersi i objęłam je rękami. Byłam naga i drżałam ze strachu, a także z zimna. Moje ciało łaknęło ciepła, jednak przeczuwałam, że w najbliższym czasie nie miało prawa go zaznać.

Chen Xing Ke rozebrał się do nagości. Spojrzałam na jego penisa, który zdawał się być twardy jak skała. Naprawdę nie chciałam znów uprawiać z nim seksu. To nie był seks, a gwałt, ale wolałam nazywać to w taki sposób, aby nie czuć się do reszty zeszmaconą.

Zrobiłam coś, co Chen kochał. Uwielbiał, gdy byłam mu bez reszty uległa. Chciał widzieć we mnie posłuszną niewolnicę. Dlatego przemogłam się i uklękłam przed nim. Przez chwilę patrzyłam w jego brązowe oczy, chcąc zobaczyć w nim jakąkolwiek namiastkę człowieczeństwa, ale władca był zimny jak lód. Zarzekał się, że czuje do mnie coś więcej, lecz ja wiedziałam swoje.

Położyłam dłonie płasko na marmurowych kafelkach. Kolana już zaczęły mnie boleć od klęczenia na zimnej posadzce, ale to nie było w tej chwili ważne.

Pochyliłam głowę. Przycisnęłam usta do prawej stopy Chena, po czym ucałowałam także jego lewą stopę. Mężczyzna stał w bezruchu, a ja mogłam tylko mieć nadzieję, że zdecyduje, iż jednak mnie nie ukarze.

- Dostałam za swoje. Proszę, nie rób niczego więcej. Wszystko mnie boli. Nie mam już siły.

Mężczyzna przez dłuższą chwilę nie odpowiadał. W końcu odważyłam się unieść wzrok. Na jego twarzy zobaczyłam smutek, nad którym dominowała jednak władczość.

- Na czworakach przejdziesz do sypialni.

Zapłakałam głośno. Złożyłam ręce jak do modlitwy.

- Błagam, panie! Nie chcę!

- Nie chcesz tak się przy mnie korzyć? - spytał, kucając. Chwycił w palce moją szczękę i unieruchomił ją, abym była zmuszona patrzeć na mojego kata. - Dlaczego w takim razie z taką łatwością poddałaś się swojemu Edgarowi i niejakiemu Masterowi Rose'owi? Jak to możliwe, że nie chcesz ulec mi, człowiekowi, który cię kocha?

- Nie kochasz mnie! Gdybyś mnie kochał, nie karałbyś mnie za moje zachowanie! To nie jest miłość!

- Nie? - spytał, przekrzywiając głowę na bok. Uśmiechnął się szyderczo. - Jak w takim razie nazwiesz to, co robił ten chłopiec, który się w tobie zakochał? Skoro to nie była miłość, to co? Sadyzm?

- Nic nie rozumiesz, Chen...

Położyłam dłonie na jego piersi. Gdy mogłam, starałam się nie dotykać jego nagiego ciała. W tej chwili rozpaczliwie potrzebowałam jednak oparcia. Chen Xing Ke był moją jedyną opcją, więc musiałam się nią zadowolić, choć bardzo tego nie chciałam.

- W takim razie mnie oświeć, kochanie.

Kiedy pogładził mnie z czułością po policzku, chciał pokazać mi, że bardzo mu na mnie zależało. Nie byłam jednak ślepa i głupia. Może trochę zabłądziłam, co jednak nie oznaczało, że nie pojmowałam, co chciał tym sposobem osiągnąć.

- Wiesz co? Po prostu mnie ukarz. Nie mam siły już z tobą walczyć.

Było mi wstyd, kiedy mój oprawca wstał i wziął do ręki to, co leżało na umywalce. Okazało się, że była to smycz długa na około półtorej metra. Z uśmiechem na twarzy przypiął ją do kółeczka znajdującego się przy mojej obroży. W żaden sposób nie skomentował tego podarunku od Edgara. Sądziłam, że pierwszym, co zrobi Chen, będzie zdarcie mi siłą tej obroży. On jednak najprawdopodobniej chciał, abym czuła, co straciłam. Mimo, że noszenie obroży od mojego prawdziwego i jedynego ukochanego bolało, to nie zamierzałam się jej pozbyć. To była moja jedyna pamiątka po Edgarze i tym, co wydarzyło się w klubie.

EdgarOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz