59

1.3K 72 6
                                    

Ember

- Moja dziewczynko, już wszystko dobrze. 

Widząc w oddali Mastera Rose'a, podbiegłam do niego tak, jakbym nie widziała go od kilku lat. Ubrany w koszulkę z krótkim rękawem i długie spodnie mężczyzna rozłożył szeroko ręce. Gdy wpadłam w jego ramiona, uścisnęłam go tak mocno, że bałam się, iż połamię mu kości.

- Archibald, tak się bałam...

Mój przyjaciel, bo chyba w ten sposób mogłam nazwać Rose'a, położył dłoń na tyle mojej głowy. Pogłaskał mnie uspokajająco, a ja odetchnęłam z ulgą. 

Ponad ramieniem mężczyzny zobaczyłam Vlada, Domenica oraz Laurenta. Mężczyźni przywitali się z Edgarem, jednak przez cały czas byli czujni, nie ufając strażnikom Chena Xing Ke. Rozumiałam to i cieszyłam się, że mimo wszystko mieli przy sobie broń, w razie gdyby była im potrzebna. Wątpiłam, aby Yubei, Lu Tien czy inni strażnicy odważyli się nas zaatakować, ale przezorny zawsze ubezpieczony.

Master Rose odsunął się ode mnie nieznacznie. Objął dłonią mój policzek, a ja wtuliłam się w jego rękę jak posłuszny zwierzaczek. Przy tym człowieku czułam się bezpieczna. Wiedziałam, że choć znaliśmy się krótko, Rose poszedłby na koniec świata, gdyby przydarzyła mi się krzywda. 

- Wiem, że przeżywasz traumę, ale musimy jak najszybciej przewieźć was do Rosji. 

- Muszę pochować Chena - oznajmiłam, ściskając w dłoni nadgarstek Archibalda. - Nie mogę pozwolić sobie nie być na jego pogrzebie. Był, jaki był, ale ten człowiek stanowił część mojego życia. 

Rose zacisnął usta w wąską linię. Skinął niechętnie głową, a ja uśmiechnęłam się do niego z wdzięcznością. 

- W porządku. Pochowamy go więc jak najszybciej. 

Vlad Perrington był kolejną osobą, która do mnie podeszła. Rose odsunął się na bok, oglądając posiadłość, aby potem porozmawiać ze strażnikami. Nie dało się nie zauważyć, że przez cały czas trzymał dłoń na broni schowanej za paskiem spodni. Wyobrażałam go sobie w roli bezwzględnego gangstera. Wiedziałam, że gdy wrócimy do domu, zrobię wszystko, aby Archibald wrócił do miłości swojego życia. Nie mogłam patrzeć na niego, gdy był tak przygnębiony. Może nie mówił na głos o swoich uczuciach, jednak nie dało się nie zauważyć tego, jak cierpiał.

- Cieszę się, że jesteście cali - rzekł Vlad, przytulając mnie. - Dziękuję, że daliście nam znać, gdzie jesteście. Krążyliśmy po Chinach od kilku godzin, ale nikt nie słyszał o tajemniczym Chenie Xing Ke. W końcu dowiedzieliśmy się, że wcale nie jest władcą Chin. To była zwykła bajka, którą Chenowi musiał ktoś sprzedać. 

- Pewnie jego ojciec. Ukształtował syna na potwora. Wiem, że nie powinnam usprawiedliwiać swojego oprawcy, ale to nie wina Chena, że tak się zachowywał. 

- Ależ nie wstydź się tego, że go usprawiedliwiasz. W końcu ten człowiek był dla ciebie ważny. Wiem coś o tym, Ember. Miałem styczność z wieloma porwanymi kobietami. Gdy ratowałem je z niewoli, niektóre nie chciały wracać do domów. Zakochiwały się w swoich porywaczach i były gotowe służyć im do śmierci. Ty nie zostałaś całkowicie zaślepiona, ale poczułaś coś do Chena. Nie powinnaś się więc tego wstydzić. 

Vlad pocieszająco położył dłoń na moim ramieniu i je uścisnął. 

Laurent i Domenic pomachali do mnie z oddali, po czym poszli w stronę pałacu. Zapewne chcieli dograć szczegóły związane z pogrzebem. Doceniałam to, że miałam ich przy sobie. Sama nie byłabym w stanie zorganizować pochówku Chena. Mimo, że część mnie cieszyła się, iż wreszcie byłam wolna, to jednak czułam pustkę.

EdgarOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz