Ember
Biegłam do bramy, ile sił w nogach. Byłam zmęczona i najchętniej poddałabym się, ale nie mogłam tego uczynić.
Samochód, który przywiózł nam jedzenie na kilka dni, właśnie wyjeżdżał z terenu posiadłości. Pędziłam szybko przed siebie, chcąc zdążyć przed zamknięciem bramy. Nogi odmawiały mi posłuszeństwa i paliły żywym ogniem, ale mózg wysyłał im informacje, że powinny jeszcze trochę powalczyć.
Łzy zamazywały mi widok, więc jak przez mgłę widziałam dwóch strażników, którzy zauważyli, że biegnę w stronę bramy. Wycelowali we mnie bronią, ale i tak biegłam niestrudzenie przed siebie. Zachowywałam się tak, jakbym nie bała się konsekwencji, lecz prawda była taka, że miałam już po dziurki w nosie bycia przerażoną.
- Stój, Ember! Przecież wiesz, że stąd nie uciekniesz!
Słyszałam za sobą krzyki Chena Xing Ke, ale nie poddawałam się. Byłam już coraz bliżej, a brama zamknęła się do połowy. Wiedziałam, że nie ucieknę, ale adrenalina sprawiła, że nie byłam w stanie powstrzymać tego bezsensownego aktu.
Krzyknęłam i podskoczyłam w miejscu, gdy zobaczyłam, że ktoś we mnie strzelił. Cóż, może nie we mnie, ale pod moje nogi.
Zatrzymałam się. Spojrzałam z niezrozumieniem na jednego ze strażników stojących przy bramie. Mężczyzna miał uniesiony karabin i wystrzelił mi po nogi.
Padłam na kolana i schowałam twarz w dłoniach. Strach znowu wygrał. Już po chwili poczułam, jak Chen za mną kuca i kładzie dłonie na moich ramionach. Mężczyzna nic nie mówił. Był cicho. Nie rzucił mi prosto w twarz, że zaraz ukarze mnie za nieposłuszeństwo. Zachowywał się niemal z czułością. To właśnie było w nim najbardziej niepokojące. Chen potrafił być dla mnie potworem, ale miał również swoją lepszą stronę. Taką, która chciała się mną opiekować i o mnie troszczyć.
- Maleńka, nie uciekniesz ode mnie. Przecież to wiesz.
Pokręciłam przecząco głową. Znowu głośno zapłakałam, ale zasłoniłam sobie usta dłonią, żeby mnie nie słyszano.
Ci mężczyźni mieli władzę. Razem z Yunem staliśmy najniżej w hierarchii pałacowej. Byliśmy niewolnikami. Ja miałam na tym stanowisku dłuższy staż, lecz to nic nie znaczyło. Oboje byliśmy ofiarami, którym nikt nie mógł pomóc. Zostaliśmy na tym świecie zupełnie sami. Nikt nas nie chciał. Nikt, oprócz naszego chorego psychicznie władcy.
- Nie mogę! Nie mogę się poddać!
Wiłam się w uścisku Chena, jednak on był ode mnie silniejszy. Jakby tego było mało, obok nas stanął Yubei. Posłałam mu błagalne spojrzenie, ale on miał zimny wyraz twarzy. Tak jak myślałam, najważniejszy był dla niego jego pan. Dla niego byłam nikim.
Mój porywacz widząc, jak się męczę, chwycił mnie za nadgarstki i skrzyżował mi je na piersi. Docisnął swoją pierś do moich pleców. Jego czarny jak noc kucyk połaskotał mnie w ramię. Mężczyzna przycisnął usta do mojego policzka, chcąc mnie uspokoić.
- Popełniłem błąd pozwalając ci polecieć do Rosji - wyszeptał łagodnie Chen, trzymając mocno w uścisku moje biedne nadgarstki. - Myślałem, że kilka dni na wolności sprawi, że zaczniesz postrzegać mnie inaczej, ale myliłem się. Przepraszam, że zrobiłem ci nadzieję, kochanie. Powiedz mi, dlaczego nie możesz się poddać? Czy to dlatego, że kochasz tego całego Edgara?
Pochyliłam głowę. Chen trzymał mnie blisko siebie, a ja płakałam, niemal dusząc się łzami.
- Chen, błagam. Proszę, nie wytrzymam z tobą. Pozwól mi przynajmniej zadzwonić do rodziców.
CZYTASZ
Edgar
ActionEdgar, podopieczny Vlada Perringtona, od lat szuka miłości swojego życia. Pragnie oddać się pod panowanie kobiety. Silne pragnienie, które nie jest zaspokojone, utrudnia mu życie. Ember, amerykanka porwana przez bezwzględnego chińskiego władcę, ma n...