49

1.5K 67 11
                                    

Ember

- Yun z nami nie idzie? 

- Och, ależ idzie. Kochany, chodź tu do mnie. Możesz iść na czworakach.

Było mi przykro, że Chen traktował tego łagodnego chłopaka w taki sposób. Yun nie zasługiwał na taki brak szacunku. Nie śmiałam jednak sprzeciwić się mojemu władcy, gdyż wiedziałam, jakie mogłoby mieć to konsekwencje. Chen Xing Ke ze swoimi koneksjami nie miałby najmniejszego problemu z tym, aby wysłać kilku swoich ludzi do Rosji, aby skrzywdzili Edgara i pozostałych. 

Chen Xing Ke wziął mnie na ręce. Nie rozwiązał mnie, ale dla mnie nie stanowiło to żadnego zaskoczenia. Uwielbiał widzieć mnie w takim stanie. Zdaną na jego łaskę, bezbronną i niewinną. 

Yun posłusznie zszedł z łóżka i ustawił się na czworakach przy nodze swojego pana. Odwróciłam od niego wzrok. Nie chciałam patrzeć na to, jak się upokarzał. Mogłam poprosić Chena, aby pozwolił Yunowi zostać w pokoju, jednak obecność chłopaka działała na mnie kojąco. Wiedziałam, że Chen nigdy nie wyrządziłby mi permanentnej krzywdy, jednak skoro mogłam mieć przy sobie towarzysza, chciałam, aby Yun był przy mnie.

Korytarzem poszliśmy do samego końca. Przed drzwiami jednego z pomieszczeń stało dwóch strażników, których twarze znałam, ale imion nie kojarzyłam. Nie traciłam energii na to, aby patrzeć na nich z wyrzutem. Byli tylko pionkami Chena, więc nie odpowiadali za to, co musieli robić. Niemniej mogli zwolnić się z tej nikczemnej pracy, choć na pewno zarabiali tutaj małą fortunę. 

- Gdzie mnie zabierasz? Chcesz mnie ukarać? 

Chen Xing Ke zatrzymał się przed drzwiami. Strażnik z dłonią na klamce zatrzymał się w bezruchu. Czekał na polecenie swojego pana, aby móc otworzyć drzwi, jednak to na razie nie nadeszło. 

- Dlaczego miałbym cię ukarać, storczyku? - spytał, całując mnie miękko w policzek. - Jesteś bardzo grzeczną dziewczynką. Mówiłem ci, że rozpoczniemy nowy etap naszego życia.

- Chcesz mnie zapłodnić? Pragniesz, abym nosiła twoje dziecko? Tego chcesz? 

Na samą myśl o ewentualnej ciąży dostawałam dreszczy. Nie chciałam mieć dziecka. Jeszcze nie teraz. Byłam na to za młoda, choć wiele dziewczyn w moim wieku na pewno miało już dzieci. Najprawdopodobniej większość z tych ciąż nie była planowana, ale te kobiety były przynajmniej wolne. Nie musiały martwić się o tak wiele, jak ja. 

Ponadto, nie mogłam pozwolić na to, aby mój oprawca mnie zapłodnił. Gdybym jakimś sposobem zaszła w ciążę z Edgarem, pogodziłabym się z tym. Na pewno nie byłoby mi łatwo, jednak wolałam to niż ciążę z Chenem. To ostatecznie przypieczętowałoby fakt, że zostałam jego niewolnicą. Miałam w sobie jeszcze resztkę godności i chciałam trzymać się jej tak mocno, jak to możliwe. 

- Jeszcze nie chcę mieć dziecka, kochanie - rzekł, muskając kciukiem mój podbródek. - Bardzo cię kocham, ale wizja posiadania dziecka nie jest dla mnie na razie kusząca. Uczynię cię moją jednak na inny sposób. 

- Jaki? Chen, błagam!

- Już zaraz się o tym przekonasz, skarbie.

Chen dał znak strażnikowi, a ten otworzył drzwi. Gdy mój oprawca wniósł mnie do środka, byłam pewna, że mam omamy. 

Edgar siedział przywiązany do krzesła. Miał na sobie bokserki i koszulkę z krótkim rękawem. Ręce miał skute za oparciem, a nogi przywiązane do nóżek krzesła. Patrzył na mnie przepraszającym spojrzeniem. Byłam w takim szoku, że nie potrafiłam wydusić z siebie słowa. Po prostu patrzyłam na to, jak mój ukochany mężczyzna siedzi bezradnie na krześle, a za jego plecami stoi dwóch strażników. 

EdgarOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz