57

1.3K 71 4
                                    

Ember

Zanim weszłam do pokoju, w którym leżał Chen, Yubei pomógł mi się ubrać. Byłam roztrzęsiona i wciąż nie dowierzałam w to, że mężczyzna, który był częścią mojego życia przez pół roku, dziś miał umrzeć.

Po moich policzkach spływały łzy. W tej chwili moje negatywne uczucia do Chena nie miały większego znaczenia. Czułam w sercu ogromny żal, który jednak zwiastował początek czegoś nowego. Lepszego.

Ubrana poszłam do łazienki, aby umyć twarz zimną wodą. Skoro miał to być prawdopodobnie ostatni raz, gdy Chen Xing Ke miał mnie widzieć, chciałam wyglądać ładnie. Wiedziałam, jak bardzo lubił, gdy specjalnie dla niego się stroiłam. Dlatego szybko pociągnęłam rzęsy tuszem, jednak już po chwili zdałam sobie sprawę, że ten sam tusz już za kilka minut miał spłynąć po moich policzkach.

Yubei położył dłoń na moim ramieniu, kiedy wyszłam z łazienki. Spojrzał mi w oczy. Mimo, że chciałam się do niego uśmiechnąć, nie byłam w stanie tego zrobić. Zamiast tego po prostu przytuliłam się do strażnika. Nigdy wcześniej aż tak bardzo nie potrzebowałam jego bliskości. Yubei był mi jednak najbliższą osobą w niewoli. Zawsze mi pomagał, gdy oczywiście mógł. Nie oceniał mnie. Starał się uczynić moją niewolę tak godną, jak to możliwe. Nie zawsze mu wychodziło, jednak nie dało się zaprzeczyć faktowi, że gdyby nie Yubei, byłabym nieodwracalnie załamana.

Mężczyzna położył prawą dłoń na moich plecach, a lewą ułożył na tyle głowy. Kiedy mnie przytulał, czułam się bezpieczna. Wiedziałam, że nic mi nie groziło.

- Twój koszmar niebawem się skończy, magnolio.

Uśmiechnęłam się lekko, słysząc to czułe przezwisko, którym Yubei zwykł mnie nazywać.

- Czuję wyrzuty sumienia. Czy przyczyniłam się do jego stanu zdrowia? To moja wina? Może ta sesja w podziemiach była niepotrzebna?

Yubei odsunął się ode mnie na odległość ramion. Położył dłonie na moich przedramionach i nachyliwszy się, spojrzał mi głęboko w oczy.

- Chen był chory już od dłuższego czasu, ale nic ci nie mówił, nie chcąc cię martwić. To nie jest w żadnym stopniu twoja wina, Ember. Wiem, że masz dobre serce i każe ci ono obwiniać się za to, co się stało, ale wierz mi, że nie masz z tym nie wspólnego. Wiem, że zabrzmi to okrutnie, ale przed śmiercią Chen chciał przeżyć romans z prawdziwego zdarzenia, dlatego cię porwał. Zdawał sobie sprawę, że w tak krótkim czasie, jaki mu pozostał, nie znajdzie kobiety, która się w nim zakocha. Spełniłaś się w pięknej, choć bolesnej roli, kochanie. Nie gniewaj się na mnie za moje bezduszne słowa, ale tak właśnie jest.

Pochyliłam głowę. Po moich policzkach spłynęło kilka łez, jednak otarłam je rękawem bluzy. Chen rzadko chodził w czymś innym, niż swoje fantazyjne szaty, jednak czasami widywałam go w ciepłych bluzach. Tą szczególnie sobie upodobał. Na piersi miała nadrukowanego białego smoka i chińskie litery układające się w napis "Miłość ponad wszystko".

Chciałam sprawić mu przyjemność. Choć ten jeden, ostatni raz.

- Zaprowadź mnie do niego, proszę.

Wzięłam strażnika pod ramię. Pozwoliłam, aby poprowadził mnie do Chena, a sama zatopiłam się w myślach, które niestety nie były przyjemne i kolorowe.

Chen Xing Ke zamienił moje życie w piekło, ale teraz, w jego ostatnich chwilach, nie miałam sumienia być dla niego złośliwa. Czułam, że on wiedział, jak bardzo mnie skrzywdził. Nie było sensu dobijać umierającego.

Wiedziałam, że po jego odejściu będę w końcu szczęśliwa. Będę mogła wrócić do rodziny i kontynuować życie z Edgarem. Zamieszkamy razem w Rosji, a może w Stanach. Gdziekolwiek zechce mój ukochany.

EdgarOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz