Dzisiaj ta jakże "urocza" dziewczyna wchodzi do pociągu z miną jakby chciała wszystkich pozabijać.
- Hej, Nike. - siada na miejscu wydając z siebie stłumiony krzyk.
- Bądź tak miły i nie wkurzaj mnie jeszcze ty, ładnie o to proszę. - uśmiecha się sztucznie.
- Czy ja cię kiedykolwiek wkurzałem? - pytam udając urażonego. - Lepiej powiedz co cię tak złości,co? - kładę rękę na jej kolanie. - Masz...TE dni? - szepczę.
-Jeśli chodzi ci o okres, to nie.- o dziwo śmieje się. - Mój brat jest całkowicie nieodpowiedzialny. Mówiłam ci,że jestem teraz pod jego opieką, ale czuję się jakbym to ja miała go niańczyć. Serio,tylko on jest takim debilem,żeby ugotować "obiad" - unosi palce robiąc cudzysłów. - nie wyłącza gazu i wychodzi z domu. Przecież wszystko poszłoby z dymem. Cholera, a dzisiaj rano przyprowadził sobie jakąś, za przeroszeniem dziunie i kazał mi nie wracać do 21. Wyobrażasz to sobie? - wymachuję ręką w powietrzu.
Wygląda dość zabawnie jak się złości. Ledwo udaję mi się powstrzymać śmiech,podczas gdy robi naburmuszoną minę.
- Co za gówniarz. - mówię naśladując jakiegoś staruszka, który narzeka na młodych. Ona zaczyna się śmiać. Odrobinę za głośno, bo wzrok pasażerów skupia się na niej. Robi się czerwona i znów śmieje się zatykając usta dłonią. - No cóż to bardzo serdecznie zapraszam cię na nasz charytatywny koncert. Wtedy twój mądry brat będzie miał chwilę prywatności z tą panienką.
- Bardzo chętnie widzisz i po raz drugi polepszasz mój dzień.
- A jak to zrobiłem za pierwszym razem.
- Po prostu tu byłeś. - uśmiecha się, a ja słysząc jej słowa czuję jakbym wygrał milion dolców.
CZYTASZ
7:26|| A. Irwin
Fanfiction» Historia dwójki ludzi,którzy pięć dni w tygodniu spotykali się na stacji o 7:26 i wsiadali do tego samego wagonu dla palących. Kiedy w wagonie zostają ostatnie dwa wolne miejsca naprzeciw siebie wszystko się zmienia. Z dnia na dzień fundują sobie...