LXVIII

175 17 4
                                    

- Dlaczego w mój jedyny wolny dzień w tygodniu wyciągasz mnie z domu tak wcześnie? - minęło 5 miesięcy odkąd wróciliśny do siebie. Muszę zrobić to dzisiaj albo nigdy. Muszę się jej oświadczyć.

- Oj,nie marudź Nike. Zaraz będziesz mnie przepraszać.

- Nie możesz mi po prostu powiedzieć? - mówi śmiejąc się.

- Już cichutko. - składam pocałunek na jej wargach.

- Tak troszeczkę mi zimno.

- Myślałem, że kochasz zimę.

- Bo tak jest. Okej...jesteśmy na stacji. Dokąd chcesz jechać?

- W podróż życia kochanie. - posyłam jej szeroki uśmiech.

- To znaczy?

- Spójrz na godzinę. - dziewczyna wyciąga telefon, a ja klękam.

- Siódma dwadzieścia sześć...- otwiera buzie z wrażenia. - Ashton czy ty...?

- Cśśii ...dokładnie trzy lata temu mniej więcej o tej porze, o tej godzinie zobaczyliśmy się po raz pierwszy i...dobra tak się denerwuję, że już zapomniałam co chciałem powiedzieć. - biorę głęboki wdech. - Nike, wyjdziesz za mnie? - dziewczyna patrzy na mnie bez słowa. Po chwili jednak także klęka,obejmuję moją twarz swoimi zmarzniętymi rękoma i uśmiecha się.

- Po co pytasz, znasz odpowiedź. Kocham cię i zostanę twoją żoną. - mówi, po czym zaczyna mnie całować. Ludzie, którzy nie wiadomo skąd się wzięli zaczynają klaskać, a pociąg do któregoś niegdyś wsiedliśmy nadjeżdża.

- Czy ten pociąg...

- Tak, jest specjalnie dla nas. Ogólnie wszystko jest zaplanowane.Nie chciałem czekać do następnej zimy. Wystarczy, że wsiądziemy do pociągu, a wszystko zacznie się od nowa...wiesz od tej samej godziny. - dziewczyna śmieję się, po czym ponownie składa pocałunek na moich ustach.

- Jesteś naljepszym co mnie spotkało, Ash.

KONIEC :D

7:26|| A. IrwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz