XLIV

185 19 1
                                    

> NIKKE

- Nie mam zamiaru. Tym razem nie ustąpię. Zawsze słuchaliście tylko Laury i Martin'a. Nash'a i mnie ustawialiście po kątach, nigdy nie pytając o zdanie.Ale wiecie co? To już koniec. - staram się ignorować wszystkie ich oburzone miny oraz spojrzenia.Na poczekaniu zaczynam płakać. - Byliśmy odtrącani, oni nawet głupie słodycze dostawali za co? Że są bliźniakami? Ich traktowaliście lepiej o sto razy. Nie dziwcie się, że źle się tutaj czujemy.

- Zgadzam się z Nike. - dzięki Nash,wreszcie dołączyłeś. - W dodatku poniżaliście nas,nbo nasz tata siedział w więzieniu, za coś czego nie zrobił. Jakby to była nasza wina. Macie nas nadal za kompletne zero. A teraz nawet chłopak nie może odwiedzić mojej siostry? To jest chore. Zastanówcie się lepiej co nam zrobiliście. A te wasze aniołki nie są takie święte. Martin pali marihuanę,Laura nawet nie wie kto jest ojcem dziecka, bo zaszła w ciążę po pijaku. I co? - rodzeństwo patrzy to na siebie,to na rodziców. - Dalej macie zamiar rozpieszczać swoje ideały? To tyle od nas,dobranoc rodzinko. Chodź,Nike. - dopiero gdy jesteśmy na górze oboje wybuchamy śmiechem i przybijamy sobie piątki.

7:26|| A. IrwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz