LXIV

161 10 1
                                    

Myśl, że zostałem ojcem jednocześnie mnie przeraża i zadziwia. Nigdy nie podejrzewałem, że w tak młodym wieku będę mieć syna. Czy byliśmy aż tak pijani, żeby nie pamiętać o zabezpieczeniu? Zresztą to i tak już nie zmieni. Jesteśmy i musimy oboje nauczyć się być rodzicami. Jestem też ogromnie wściekły, bo musiała przez to wszystko przechodzić sama.Popełniłem cholerny błąd. Teraz powinienem go odkręcić.

- Mogę zobaczyć...

- Mico...nazywa się Mico. Możesz, w końcu to twój syn. - nadal nie mogę uwierzyć w te słowa. Mój syn.

- Więc jedźmy.- wsiadamy ponownie do mojego samochodu.W drodze próbuję ułożyć jakieś wyjaśnienia. W końcu jej obiecałem.

- Już wiesz o moim ojcu. Chorował już rok i nikt o tym nie wiedział. Rano, po naszej wspólnej nocy dostałem telefon, że tata jest w szpitalu. Musiałem pojechać.Dopiero gdy był blisko śmierci zdałem sobie sprawę jak mało czasu z nim spędzałem,chciałem mu pomóc z tego wyjść.Byłem pochłonięty opieką nad nim Byłem pewny, że to moja wina.Po przeprowadzce do Londynu chciałem do ciebie zadzwonić, ale tak naprawdę nie miałem pojęcia czy w ogóle chcesz tej rozmowy, czy coś do mnie czujesz.

- Tak,nadal cię kocham. - milknę patrząc na nią z niedowierzaniem. - Co nie znaczy,że będę mogła ci od tak wybaczyć. Mogłeś zadzwonić, obudzić mnie tamtego ranka... Nie rozumiem. Masz pojęcie jak się czułam? Jak mogłeś zostawić mnie samą, nie dając znaku życia. Przez pieprzone  dwa lata... Każdego dnia czekałam... Nie mogę nawet na ciebie spojrzeć... Nie mogę... - zalewa się łzami. Jej słowa sprawiają, że nienawidzę siebie po raz kolejny. Sam zaczynam płakać, jakby w czymś miało to pomóc. Ale taki jestem. Słaby. Teraz w jej oczach jestem nikim.

7:26|| A. IrwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz