Rozdział pierwszy

1.2K 115 11
                                    

"Eyes like car crush... I know I shouldn't look but I can't turn away"

O 21:37 stałam już pod klubem "Rock&Drunk" wraz z całą masą innych, niektórych już lekko wstawionych, ludzi. Przygładziłam swoją pudrowo-różową, zwiewną sukienkę. Dostałam ją od Alis na 17 urodziny. Od tamtego czasu zdążyłam trochę schudnąć, ale sukienka i tak leżała nie najgorzej.

Wyglądałam jak beza między kiełbasami.
Wszyscy inni mieli na sobie czarne ubrania, motywy czaszek, ciężkie buty i skóry. A ja, no cóż...
Po kolejnej godzinie w końcu weszliśmy do klubu. Pachniało w nim dymem papierosowym, potem i czymś jeszcze, czymś słodkim... Tak, to na pewno była marichuana, wszędzie poznałabym ten zapach.
Niektóre mamy piją dla uspokojenia meliske, moja paliła skręty.
Na scenie stał jakiś zespół, grał skrzekliwe, szarpane dźwięki. Nie zbyt mi się spodobała, ale przyszłam tu tylko dla muzyki i chwili odurzenia, dlatego mimo wszystko starałam się wyciągnąć jak najwięcej z tekstu i nikłej melodii.
Usiadłam przy barze i sączyłam bezalkoholowe mojito. Byłam sama, ale nie przeszkadzało mi to. Moja jedyna kumpela - Kay - była na wyjeździe z rodzicami, a inni znajomi po prostu nie istnieli. Każdego odtrącałam, bo nie chciałam by poznali prawde o moim życiu. Byłabym tylko problemem, okazywaliby mi litość. Nie chciałam jej.
Zespół (na całe szczęście) w końcu zszedł ze sceny, a na jego miejsce wszedł wysoki punk o zielonych włosach. Było w nim coś elektryzującego... A może zwyczajnie zaczęła udzielać mi się atmosfera tego miejsca, bo gdy teraz o tym myśle, to koleś był obleśny.
- Siemanko kochani, nie będę przedłużać. Już za chwilę na tej scenie pojawią się ci, na których tak długo czekaliście. Zespół Bring Me The Horizon specjalnie dla was, już za moment! Miłego wieczoru, świry! - pokazał charakterystyczny dla metalowców znak i zszedł ze sceny sprężystym krokiem.
Nie znałam tego zespołu, ale widząc rozjuszenie wśród tłumu, musiał być dość popularny i lubiany. A skoro miałam jeszcze chwilę do rozpoczęcia ich występu, postanowiłam skorzystać  z toalety.
Okazało się, że nie tylko ja wpadłam na ten pomysł.
Kolejka do damskiej toalety ciągnęła się niemal kilometrami. Męska natomiast stała prawie pusta.
Miałam więc trzy alternatywy - 1) czekać w damskiej ludzkiej stonodze. 2) iść załatwić swoją potrzebę w krzaczkach. 3) pójść do męskiej toalety.
Moja niecierpliwa, a jednocześnie przyzwoita natura nakazała mi wybór opcji trzeciej.
Stanęłam więc za ostatnim z mężczyzn w kolejce. Nawet mnie nie zauważył, natomiast dziewczyny rzucały mi zdegustowane spojrzenia.

No i trudno, to nie ja zestarzeję się w cholernej kolejce do kibla.

Już po kilku minutach mogłam wejść do toalety. Zasłoniłam ręką oczy, gdy przechodziłam obok pisuarów, by zaraz potem błyskawicznie znaleźć się w całkiem przestronnej kabinie.
Nie powiem, fiołkami to to nie pachniało. Podłoga była zaszczana i chwilę zajęło mi doprowadzenie deski do porządku.
- Ty koleś, wypierdalaj raz!! - krzyknął ktoś, gdy akurat podwijałam sukienkę do góry. Cała zesztywniałam.
- Co jest kurwa... - odezwał się inny, wyraźnie pijany.
- Chyba nie chcesz, żebym ci pomógł. Wychodzisz teraz, albo wcale.
- Kuuurwa, spokojnie, trzeba sie wylu...
Nie dokończył zdania, co mogło być ściśle związane z dźwiękiem uderzenia pięści o twarz - głuchym, mlaszczącym, nieprzyjemnym dźwiękiem.
- No posrało cię?!
- Wypad w tej chwili.
I widocznie mężczyzna w końcu posłuchał, bo potem słyszałam już tylko człapiące kroki.
Nie wiedziałam, co robić. Wybiec tak szybko, by ten bandyta mnie nie schwytał, czy siedzieć cicho i przeczekać najgorsze? Bo przecież w jakimś celu wygonił tego Bogu winnego człowieka...
Wstrzymałam oddech, kiedy usłyszałam kolejne kroki na lepkiej posadzce i jakby skok. Ktoś ciężko opadł na ziemię.
- Dzięki, stary. Hotelowe łazienki mają kamery, lepiej było nie ryzykować. - odezwał się mężczyzna z wyraźnym, brytyjskim akcentem.
- To moja praca, nie ma za co. Załatwiajcie, co macie do załatwienia i lepiej już idźcie, bo ludzie się wściekną.
- Dużo musiałeś tu posprzątać? - odezwał się tym razem ktoś inny.
- Ee, tylko jeden wymoczek. Stawiał się, to dostał w mordę i już nie strzępił ryja.
- No i dobrze. - znów zabrzmiał ten brytyjski akcent, od którego przeszły mnie ciarki.
- Ide zabezpieczyć drzwi, a wy tu się sprawnie ogarnijcie.
Słyszałam tylko kroki i odgłos zamykanych drzwi.
Płuca domagały się głębokiego oddechu, ale ja nie przestawałam płytko dyszeć ze zdenerowania i strachu przed zdemaskowaniem.
- Dobra, pokaż, co masz.
- Jakieś pięć gram, ale i tak nie wciągniemy tego na raz.
- No wiadomo, ale żeby po koncercie też coś było. No i, hehe,  dla faneczek.

Czy oni rozmawiają o narkorykach?!

- Kurwa, nie wiem jak ty Jordan, ale ja nie ćpam z fankami. - brytyjki akcent słodko wplatał się w każde jego słowo.
- Phi, a może powiesz mi jeszcze, że z żadną nie spałeś? - odparł drugi głos. Po pustej łazience rozległo się szeleszczenie foli. Woreczka z narkotykami, jak się domyśliłam.
Drugi mężczyzna nie odpowiedział na pytanie Jordana.
- Do nosa czy strzykawka? - odparł zamiast tego.
- Nie wiem, jak chcesz, ja dzisiaj chyba mogę w żyłę.
- Tylko nie spierdol nic na koncercie.
- Luźno, Oli. To nie mój pierwszy koncert.
- I żeby nie był ostatni.
Zamilki, zapewne przygotowując narkotyk. Tysiące razy widziałam ten proces. Kiedy miałam zaledwie 12 lat zobaczyłam to po raz pierwszy. Domyśliłam się, że mówią o heroinie. I nie było mi to bynajmniej obojętne.

Jeśli teraz wyjdę, będę totalną wariatką, ale jest szansa, że ucieknę jeszcze kiedy będą "trzeźwi". Potem może być gorzej...

Miałam mało czasu na przemyślenia. To naprawdę chwila, kiedy przygotowany narkotyk dostaje się do strzykawki a ze strzykawki do żył.
Teraz albo nigdy.

She is my new drug [[Oli Sykes FF]]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz