- Kto mówi? - zapytała trzeszczącym głosem. To zabawne, że pierwszy raz od tylu lat rozmawiałam z nią przez telefon.
- Ja. To znaczy Emma. - przełknęłam głośno ślinę. Jeszcze zbawniejsze było to, jak bardzo stresowałam się rozmową z kimś, z kim mijałam się codziennie przez osiemnaście lat we własnym domu.
- Emma... - powtórzyła cicho z lekkim zdumieniem.
- Jak się czujesz?
- Może być. Bywało lepiej. - odparła obojętnym tonem.
- Co mówią lekarze? - zapytałam, choć wiedziałam, że odpowiedź będzie równie zdawkowa.
- Dużo mówią.
Zapadła chwila niezręcznej ciszy, jakby żadna z nas nie wiedziała, o czym możemy mówić. Tyle się wydarzyło w moim życiu, w jej zapewne też, ale nigdy nie interesowałyśmy się sobą i przyzwyczaiłyśmy się do milczenia.- Jak jest... - odchrząknęła. - Jak jest w Bostonie?
- Cóż, wspaniale. Oliver to świetny chłopak. Gdybyś poznała go bliżej, na pewno byś go polubiła. - odpowiedziałam z całym entuzjazmem, na jaki było mnie stać.
- Na pewno. - powiedziała tylko i znów zapadła cisza.
- Czy... Czy wszystko u was w porządku? Dajecie sobie radę? Dbasz o siebie?
- Dlaczego miałoby to cię obchodzić? - zapytała tak beznamiętnie, że zabolało mnie serce.
- N-nie wiem... - zaczął łamać mi się głos.
- Jest dobrze... Dlaczego zadzwoniłaś?
- Chciałam z tobą pogadać.
- Tak? - wydawała się zdziwiona.
- Czy to źle?
- Nie wiem. Nigdy nie dzwoniłaś.
- Cóż... Może się trochę stęskniłam.
- Naprawdę? - i znów to zdumienie w jej głosie, jakby cały czas nie do końca wierzyła, że ze mną rozmawia.
- Tak. Chyba tak.
- Kiedy wracasz?
- Nie wiem... Być może za dwa tygodnie. Ale nie na długo.
- O-okej. - zająknęła się, jakby nagle ścisnęło ją w gardle.
- Coś się stało?
- Nie, tylko... To ta moja wątroba. Czasem boli. Och... - chyba usiadła, bo usłyszałam skrzypienie naszego fotela.
- W porządku? - słyszałam jej przyspieszony oddech w słuchawce.
- Tak. Nie... Kurwa!
- Mamo? Co się dzieje? Jest z tobą Alis? - wstałam i zaczęłam ze zdenerwowania przechadzać się po pokoju.
- Alice... Nie. Pracuje, ona...
- Wezwę pomoc.
- Nie! Nie, dam radę. Zaraz mi przejdzie. - mówiąc to, nadal oddychała ciężko.
- Na pewno? Może zadzwonię chociaż do Alis. - nie skończyłam zdania, gdy usłyszałam w słuchawce brzdęk, jakby telefon spadł na ziemię.
- Mamo? Mamo?! - krzyczałam do niej, ale nie odpowiadała. Nie tracąc cennych sekund, rozłączyłam się. Trzęsły mi się dłonie i miałam problemy z wycelowaniem w cyferki na wyświetlaczu.
- Pogotowie?
Podałam dokładny adres mieszkania i dolegliwość matki, a zaraz potem zadzwoniłam do Alis, która zachowała chłodny spokój i powiedziała, że zaraz do niej pojedzie. Chciało mi się na nią krzyczeć. Jej opanowanie było totalnie nie na miejscu. Dlaczego nie była tak samo zdenerwowana jak ja?
Oliver nie odbierał, chłopaki także. Nie chciałam już męczyć Tom'a, bo pewnie miał lepsze zajęcia niż dotrzymywanie mi towarzystwa, ale każda chwila samotności i braku telefonów od kogokolwiek doprowadzała mnie do szału. Wahałam się przez chwilę czy do niego nie zadzwonić,a potem uświadomiłam sobie, że przecież nie mam nawet jego numeru.
Usiadłam na łóżku i zaczęłam wbijać sobie paznokcie w kolana. Ta cisza i niepewność, która trwała dokładnie piętnaście minut (dla mnie minęły jak cztery godziny), w końcu została przerwana wibracją telefonu - dzwoniła Alis, co przyjęłam z wielką ulgą.
- Alis, co z matką? Co się stało?
- Straciła przytomność, zabrali ją do szpitala. Nie jest dobrze. - powiedziała tylko, cicho i spokojnie.
- Co to znaczy?
- Nie wiem dokładnie. Wątroba przestała normalnie funkcjonować. Możliwe, że... - w tym momencie załamał się jej głos i ledwo usłyszałam kolejną część zdania.
- Powtórz. - zażądałam.
- To ją zabija. - szlochała jak dziecko. Słysząc ją w takim stanie, mnie także stanęły łzy w oczach.
- Co ją zabija? - zapytałam głupio. Przecież dokładnie wiedziałam, po prostu nie chciało to do mnie dotrzeć, musiałam to usłyszeć.
- Przyjedziesz? - wyszeptała, z całych sił starając się brzmieć wyraźnie.
- Alis, wiesz, że nie mogę... - zaczęłam, ale przerwała mi.
- Dlaczego? Dlaczego nie możesz? Emma, proszę. Ona umiera. Nasza matka umiera. Może to ostatnia szansa... - zalała się beznadziejnym szlochem.
- Postaram się, okej? Zobaczę, co uda mi się zrobić. Powiedz jej, że... Że... - zaczęłam się gorączkowo zastanawiać nad tym, jaką mogła przekazać jej wiadomość ode mnie. Powiedz jej, że ją kocham? To kłamstwo. Powiedz jej, że ją lubię? To żałosne. - Powiedz jej, że o niej pamiętam. - rozłączyłam się, nie chcąc już słuchać jej płaczu, który wwiercał śruby pod moje żebra. Czułam się tak okropnie, tak kurewsko źle. Umieranie było dla mnie abstrakcją, czymś, co czeka każdego, ale przecież nie dziś, nie za moment, więc dlaczego miałabym się nad nią zastanawiać każdego dnia? Nawet w tamtym momencie, kiedy Alis wyszlochała mi w słuchawkę, że matka umiera, nie potrafiłam się tym przejmować tak bardzo, jak powinnam. Nie rozumiałam. Nie chciałam rozumieć. Poza tym tempo wydarzeń nie pozwalało mi na odpowiednie zorientowanie się w sytuacji.
Przez godzinę leżałam zwinięta w kłębek na łóżku, myśląc o tym, jak wiele rzeczy mnie ominęło, jak wiele chwil straciłam. Zawsze myślałam, że to matka jest na mnie obojętna. A prawda jest taka, że obie byłyśmy sobie równie obojętne. Czy kiedykolwiek starałam się z nią porozmawiać? Zapytać, jak minął jej dzień, nawet jeśli wiedziałam, że minął jej na spacerowaniu naćpanej po okolicy? Nie okazywała mi troski, ale ja nie byłam lepsza. Tyle lat oszukiwałam się myślą, że przez matkę musiałam szybko dorosnąć, a w gruncie rzeczy przez cały czas byłam tylko dzieckiem, które nadal miało nadzieję, że jego rodzic zachowa się jak rodzic. Nigdy nie dorosłam, nawet teraz byłam głupią nastolatką. Nigdy nie pomyślałam, żeby wziąć za matkę odpowiedzialność, pokierować nią, to było zadanie Alis.
Nie zauważyłam, kiedy wrócił Oliver - zasnęłam,a kiedy się obudziłam, leżał koło mnie, notując coś w czarnym skoroszycie. Miał roztrzepane włosy i był bez koszulki. Nie od razu zauważył, że się obudziłam, więc jeszcze przez chwilę pozwoliłam sobie na obserwowanie go. Wyglądał na zrelaksowanego. Stał się jedynym spokojnym punktem w chaosie moich myśli. Jak dobrze było go mieć.
W końcu nie wytrzymałam i objęłam go w pasie, chowając głowę w zagłębieniu jego szyi. Zesztywniał, zdziwiony, ale po chwili także mnie objął i pocałował w czubek głowy.
- Obudziła się moja piękna. - nie musiałam na niego patrzeć by wiedzieć, że się uśmiecha. Musiałam mu o wszystkim opowiedzieć, zmierzyć się z powiedzeniem na głos tego, o czym myślenie przychodziło mi z trudem. Ale zadecydowałam, że jeszcze nie teraz, nie w tamtym momencie. Mogłabym przeżyć tak resztę życia - wdychając zapach jego skóry, czując miarowe bicie serca pod jego wytatuowaną klatką. Być anonimowa, bezproblemowa, zatopić się w miękkiej przestrzeni, gdzie nic nie miało znaczenia. Niestety, to nie była moja bajka, to nie była opowieść, która mogłabym od początku do końca nakreślić kolorowymi barwami.
A szkoda.
CZYTASZ
She is my new drug [[Oli Sykes FF]]
FanfictionEmma jest córką narkomanki i prostytutki - jej życie nie jest kolorowe. Nienawidzi narkotyków, pijaństwa i wszystkiego, co przypomina dramat jej matki. Jak zatem narkotyki sprawiły, że drogi Emmy i Olivera się skrzyżowały? Jeden koncert nieznanego j...