Rozdział dwudziesty czwarty

529 74 7
                                    

Oliver

No rusz się. Rusz się jebana ręko. Raz, dwa, trzy... Chuja. Kurwa mać. I co teraz? Emma niedługo przyjdzie, już jest dzień. Ranek? Południe? Popołudnie? Nie wiem, ale jak już przyjdzie, to muszę być w miarę żywy. Boże, jak to brzmi. Przecież żyję, tylko... No nie wiem. Nie wiem co się dzieje. Może rzeczywiście jestem w śpiączce? Ponoć ludzie myślą i rozumieją, co się wtedy dzieje, tylko nie mogą tego pokazać. Co jeśli tak jest ze mną? Jak mam się, kurwa, obudzić?

Co to? Emma? Emma! Nie... O fuj, zdecydowanie nie Emma. Weź umyj pachy kobieto, zanim podejdziesz do człowieka. Ałć. O Jezu, jak dobrze. Lubię te zastrzyki, przynajmniej tak po nich nie boli.

Czuję coś... Te perfumy. Wszędzie bym je poznał. Em... Przyszła.

- Cześć, Oli.

Cześć, moja piękna. Nie słyszysz mnie, prawda?

- Lekarz powiedział, że możesz mieć świadomość tego, co się dzieje. Powiedział, że mogę do ciebie mówić... Nawet nie wiesz, jakie to dziwne.

Nawet nie wie jakie TO jest kurwa dziwne. Szkoda, że ten idiota nie powiedział  jej jak mam się z tego obudzić.

- Dzwoniłam do chłopaków, przylecą wieczorem. Będą spali w hotelu, Tom zresztą też. Nie mogę po tym wszystkim spać z nim w jednym pokoju...

Jezu, jak dobrze...

- Słyszysz mnie w ogóle? Możesz zrobić coś... No nie wiem, jakiś znak? Cokolwiek?

Słyszę! Słyszę, Em!  Poczekaj, zaraz coś wymyślę, uda mi się... Chyba... O! Widziałaś to? Musiała widzieć! Jeszcze raz... Teraz? No przecież oddycham inaczej! Em...

- Dobra, nieważne. I tak będę to robić, będę przychodzić. Bo już tęsknię, wiesz?  Bardzo cię kocham, bardziej niż kogokolwiek. Wracaj do mnie.

Ja też cię kocham, Em. Kocham ją. Kocham.

- To ja... Przyjdę jeszcze wieczorem z chłopakami. Kocham cię. Do... Do usłyszenia.

Nie, Em, jeszcze chwilę... Boże, całuj mnie tak codziennie. Czy to nie jest dla nie dziwne? Całować kogoś, kto w ogóle nie reaguje? Mam nadzieję, że nie, bo chcę żeby robiła to cały czas.

***

Emma

Czułam się dziwnie, mówiąc do niego i nie mogąc oczekiwać odpowiedzi. Nie wiedziałam, czy mnie słyszał. Nawet jeśli nie... To i tak dobrze było powiedzieć coś do niego. To jeszcze nie rozmowa, ale jakiś kontakt. Obiecałam sobie, że co by się nie działo, będę przychodzić do niego codziennie.

Następnego dnia przenieśli go do innego skrzydła, ale nie do zbiorowej sali tak, jak zapowiadał lekarz. Kiedy pod szpitalem zaczęli tłoczyć się fotografowie i dziennikarze, zdecydowano o położeniu Olivera w dobrze strzeżonym i dalekim od zewnętrznego zgiełku pokoju, gdzie nie było nikogo innego. Nawet ucieszyłam się z tego powodu - mogłam mówić do Olivera nie obawiając się, że inni odwiedzający będą dziwnie się na mnie patrzeć. A okazało się, że mówienie do kogoś, kto może tylko słuchać, jest całkiem odprężające. Po jakimś czasie przestało mnie to krępować. Czasem wyobrażałam sobie, co odpowiedziałby Oliver, gdyby mógł coś powiedzieć. Patrząc na niego, przypominałam sobie jego głos, to, jak mówił "cześć, piękna" albo "kocham cię". I jego śmiech. I uśmiech.

Czasem nie mówiłam nic. Siadałam przy nim i chwytałam go za rękę, albo przytulałam się do jego ramienia. Lekarz powiedział, że muzyka jest dobrą terapią i może pomóc mu wracać do sprawności. Więc jedną słuchawkę dawałam mu, a drugą sobie. Puszczałam kawałki jego zespołu albo muzykę która oboje lubiliśmy. Te chwile były bezcenne, choć żadne z nas się nie odzywało - on nie mógł, ja nie chciałam. Tak minął pierwszy tydzień.

She is my new drug [[Oli Sykes FF]]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz