Rozdział dwudziesty pierwszy

829 95 4
                                    

Wirus HIV. Wirus HIV. Wirus HIV. Wirus HIV. Wirus HIV.
Te dwa słowa rozbrzmiewały w mojej głowie jeszcze długo po wyjściu ze szpitala.
- W porządku? - zapytał Oliver, gdy staliśmy przed budynkiem. Potrząsnęłam głową na boki. Nic nie było w porządku.
Alis stała przy swoim samochodzie, czekając na mnie.
- Poradzisz sobie? - pogładził mój policzek, a ja znów tylko poruszyłam głową, tym razem potwierdzająco.
- Jutro gram koncert, ale rano moglibyśmy gdzieś pojechać... Jeśli będziesz miała ochotę.
- Dobrze. - przytuliłam się do niego. - Dziękuję.
- Nie ma za co, misia.
Odsunęłam się, a Oliver mnie pocałował. Trochę krępowało mnie to, że całujemy się na oczach mojej siostry, ale jednocześnie chciałam jej udowodnić, że czego by nie powiedziała i tak nie zrezygnuję z Oli'ego.
Wsiadłam do samochodu i odjechałyśmy. Mimo całego rozgoryczenia, widok jej kwaśnej miny sprawiał mi niemałą satysfakcję.
- To tak na poważnie? Z tym chłopakiem? - zapytała po chwili. Trochę zbiło mnie to pytanie z tropu, tym bardziej, że sama nie znałam na nie odpowiedzi.
- Nie wiem sama... On... Jest zapracowany. - nie chciałam mówić jej, że jest sławnym wokalistą więc słowo "zapracowany" było całkiem dobrą alternatywą.
- Po prostu uważaj, dobrze? Każdy musi kiedyś przeżyć to pierwsze rozczarowanie, ale...
- Co ty sugerujesz? Że Oliver mnie rozczaruje? - przerwałam jej.
- Cóż, jeśli będzie z tego coś więcej, to będę szczerze zdziwiona.
- A skąd to możesz wiedzieć? - czułam jak wściekłość zaczyna rozchodzić się po moim ciele, sprawiając, że podniosła mi się temperatura.
- Po prostu to wiem. - wzruszyła ramionami.
- Może zamiast coś mi wmawiać sama znalazłabyś sobie chłopaka? - warknęłam.
- Och, a więc to twój chłopak? - jej kpiący ton sprawiał, że miałam ochotę wytargać ją za te blond włosy. Nigdy nie czułam się tak jak wtedy - tak wściekła, rozgoryczona. Być może potęgowało to jeszcze całe zdarzenie z matką.
- Wiesz co? Nie jestem już dzieckiem. Więc z łaski swojej pozwól mi żyć, jak chcę.
- Skoro jesteś już taka dorosła - przeciągnęła słowo "dorosła", doprowadzając mnie do białej gorączki. - to może zamieszkaj sobie sama?
- Może tak właśnie zrobię!
- No i świetnie.
- Zajebiście. - mruknęłam i do końca wieczora już się do siebie nie odzywałyśmy. Zamknęłam się w pokoju i rozmawiałam z Oliverem - wypłakałam chyba całą wodę z organizmu. HIV to wyrok. Tak wtedy myślałam. A w połączeniu z rakiem wątroby... Mówiła mi o tej wątrobie, wtedy, gdy wyrzuciłam jej tabletki myśląc, że to narkotyki. A gdybym tego nie zrobiła? Czy byłoby lepiej? Skąd mogłam wiedzieć, że to leki...
Nie wiem, dlaczego tak przeżywałam - nie byłam nawet pewna, czy kochałam matkę. To był raczej... Odruch. Każde dziecko płacze, gdy jego matce przytrafi się coś złego, prawda?

Rano Oliver przyjechał po mnie i razem spędziliśmy popołudnie. Kupiliśmy po drodze kawę i zabrał mnie nad to samo, szmaragdowe jezioro. Czas w jego towarzystwie zawsze był przyjemny, ale gdy doszło do tego całowanie, przytulanie, trzymanie się za ręce... Czułam się jak najszczęśliwszy człowiek na całym świecie.
Była godzina 16:42, gdy wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy z powrotem do miasta. Gdy położył nasze splecione dłonie na moim udzie, podziwiałam, jak wspaniale wyglądają razem - jego cała wytatuowana i moja z jednym, nieznacznym symbolem.
- Przyjdziesz na koncert? - zapytał, gdy zatrzymał auto pod moim blokiem.
- Oczywiście. - odpowiedziałam i uśmiechnęłam się. Nagle przez myśl przeszło mi, by może zapytać go, co właściwie znaczą nasze stosunki. Czy jesteśmy parą? Przyjaciółmi? Czy zamierza kontynuować naszą znajomość? I już otwierałam usta, by go o to zapytać nim stracę odwagę, ale wtedy usłyszałam pukanie w szybę. Odwróciłam się szybko i ujrzałam Alis. Była wściekła.
Rzuciłam Oliverowi krótkie spojrzenie - był równie zdziwiony, co ja.
Opuściłam szybę - bałam się wysiąść.
Nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, do wnętrza samochodu wrzuciła kolorową gazetę. Uniosłam ją do oczu, a wtedy z mojej twarzy odpłynęła cała krew. Na okładce... Byliśmy my. Przytuleni przed klubem. Szybko znalazłam artykuł na ten temat - a w nim więcej naszych zdjęć. Na szczęście ktoś miał tyle rozwagi, by zamazać moją twarz, jednak Oliver był osobą publiczną - dokładnie widziałam jego rozanieloną, a zaraz potem, na kolejnym zdjęciu, przerażoną twarz.
Podałam mu pismo.
- I co teraz? - zapytałam cicho, gdy się nie odzywał już dłuższą chwilę. Pokręcił głową.
- Zabawiasz się Emmą, ale gdy przychodzi co do czego już się jej wstydzisz? Pieprzona gwiazdeczka. Co ty sobie wyobrażasz? - Alis zwróciła się wprost do Olivera, który był równie blady, co ja.
- Alis, uspokój się, proszę. - powiedziałam cicho.
- Nie uspokoję się, dopóki nie przyzna, że jest egoistą i dupkiem!
- Bo ty niby jesteś w tej chwili lepsza?
- Nie mów do mnie w ten sposób!
- Bo co?
- Em... - wymamrotał Oliver. Prawie zapomniałam o jego obecności.
- To nie tak. Alis, nie wiem, co ci zrobiłem i dlaczego tak mnie nieznosisz, ale to, co mówisz nie jest prawdą. Zależy mi na Emmie. Kurwa, nigdy na nikim mi tak nie zależało. I ja chyba... Ja chyba ją...
Wstrzymałam oddech, jeszcze chwilia i powiedziałby to. Ale przerwał mu gromki śmiech Alis.
- Ty ją co? Nawet nie masz tyle odwagi, by to powiedzieć. A może nie umiesz aż tak kłamać. Chodź, Emma, idziemy. - chciała otworzyć moje drzwi, ale Oliver w jednej sekundzie je zamknął. Zdążyłam jeszcze rzucić jej wściekłe spojrzenie nim Oliver ruszył gwałtownie. Jak mogła powiedzieć o nim tyle głupstw? I to chwili kiedy mógł powiedzieć, że mnie... No właśnie, co?

She is my new drug [[Oli Sykes FF]]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz