Rozdział dwudziesty ósmy

817 95 14
                                    

Oliver
- Możesz oglądać na żywo, jeśli chcesz. - powiedziałem, gdy staliśmy już przy drzwiach. - Pokażę ci stronę. - wyciągnąłem rękę po jej telefon, a ona bez wahania mi go podała. Wpisałem w wyszukiwarkę nazwę i pokazałem Em, jak obsługiwać stronę.
- Poradzisz sobie?
Pokiwała głową i stanęła na palcach, żeby mnie pocałować.
- Wracaj do mnie szybko. - wyszeptała przy moim uchu i odsunęła się, żebym mógł wyjść.
Przetruchtałem korytarz i główny hol, bo byłem spóźniony, a ludzie z branży gwiazd nie lubią opóźnień - nagle cały plan dnia trafia szlak, lunch jest o 12:34 zamiast o 12:30 i zaczynają gubić się we własnych myślach. Ci wszyscy ludzie to sztab perfekcjonistów. A ja nie lubie perfekcjonistów.
Gdy wszedłem do studia, przywitała mnie fala migawek fleszy. Przeszedłem przez tłum jak najprędzej, byleby znaleźć się już na kanapie, odpowiedzieć na kilka bezsensowych pytań i wracać do mojej Emmy.
Młoda blondynka, cała pokryta tatuażami i piercingiem, siedziała już na przeciwko kanapy, którą miałem zająć. Podałem jej rękę i usiadłem.
- Oliver Sykes! Już baliśmy się, że nas nie zaszczycisz swoją obecnością. A jednak jesteś. Bardzo nam miło! - sztuczny entuzjazm wylewał się z tej dziewczyny prawie tak samo, jak biust z jej bluzki.
- Mnie też. - wymamrotałem.
- Oliver jest frontmenem zespołu Bring Me The Horizon, śpiewa, pisze teksty i jest uwielbiany przez swoich fanów. Oliver, zacznę dość nietypowo. Wszyscy wiemy kim jesteś, ale aż pękamy z ciekawości z kim jesteś. Kto jest tą szczęściarą, opowiadaj! - szybko zorientowałem się, że mówi o Emmie. Zacisnąłem pięści. Na pewno nie zamierzałem opowiadać tej głupiej blondyne o Emmie. To nie był interes ani jej, ani widzów, ani nikogo.
- Wolałbym o tym nie rozmawiać.
- Ależ dlaczego! Kim jest ta dziewczyna z okładek? Oliver, udziel nam rąbka tajemnicy... - miałem ochotę przypierdolić jej z całej siły mikrofonem, który trzymała. Albo kanapą. Stolikiem. Czymkolwiek, żeby tylko się zamknęła.
- Nie wiem, o czym mówisz.
- No jak to! Dokładnie widzieliśmy, jak obściskujesz się ze swoją dziewczyną przed klubem.
- Nie jest moją dziewczyną, nic mnie z nią nie łączy. - te słowa zabolały, ale inaczej nie udałoby mi się uciąć tematu. - A ty jesteś zazdrosna, że tak drążysz, czy o co chodzi?
Dziewczyna zmieszała się, ale nie przestawała brnąć.
- I rozumiem, że to tylko przygoda jednej nocy?
- Cóż, patrząc na ciebie myślę, że to dobrze znany ci temat.
Zatkało ją. Poruszała przez chwilę ustami, ale nie wydobywał się z nich żaden dźwięk.
- Chyba nie jesteś w humorze, Oliver. Myślę, że skończyny na dziś. - powiedziała, uśmiechając się sztucznie, a gdy tylko skończyła wstała.
- Też tak myślę. - posłałem jej ironiczny uśmieszek. To był prawdopodobnie najkrótszy wywiad w moim życiu.
Szybko przebrnąłem przez tłum fotografów i już po chwili siedziałem w samochodzie. Nim ruszyłem, musiałem zadzwonić do Emmmy, zapewnić ją, że to, co mówiłem to kłamstwa. Że znaczy dla mnie bardzo, bardzo wiele i że ją kocham. No dobra, tego ostatniego chyba bym nie powiedział - co jeśliby stwierdziłaby, że się narzucam i że to za wcześnie na takie wyznania. Albo co gorsze - jeśli nie czułaby tego samego.
Nie odbierała. Zadzwoniłem raz, drugi, trzeci. Potem włączała się już poczta głosowa.
Prędkością dwa razy większą niż była dopuszczalna, podjechałem pod hotel i wbiegłem do środka.
Pokój był zamknięty, a ja jako geniusz roku, klucze zostawiłem w środku, bo myślałem, że Em mi otworzy.
- Emma? - zapukałem w drzwi kilkakrotnie. - Emma, kochanie, otwórz.
Stałem tak i pukałem dobre dziesięć minut, ale bez skutku. Zacząłem się martwić, że coś sobie zrobiła, że dopadły ją pismaki, że leży i kona w cierpieniach. Te wizje sprawiły mi niemal fizyczny ból.
- Emma! Emma, porozmawiajmy.
I wtedy usłyszałem chichot. Odwróciłem się - z głebi korytarza dobiegały dwa przyciszone głosy, a po chwili zobaczyłem ich właścicieli. Emma szła zataczając się i chichocząc. Była pijana, bez dwóch zdań. Trzymała się ramienia... Jordana.
Ten widok był tak absurdalny, że przez chwilę myślałem, że mam zwidy.
- Och, Oluś! Mój ukochany przybył! Czyżbyś zapomniał kluczy? - wypaliła, gdy w końcu mnie zauważyła.
- Co ty tu robisz? - warknąłem na Jordana, gdy zbliżyli się na tyle, że mógłbym wyciągnąć rękę i mu przypierdolić - za to, że nie wiedzieć czemu odprowadza moją pijaną (!) dziewczynę do mojego pokoju hotelowego i za to, że jest jebanym idiotą.
- Emma była smutna i zadzwoniła do mnie. Poszliśmy na wino i pogadaliśmy. To źle?
- Akurat by do ciebie zadzwoniła... - zginałem i rozprostowywałem palce.
- Ty byłeś zbyt zajęty wypieraniem się jej.
- Ja... - trochę mnie zatkało. Nie myślałem o tym w ten sposób. Nie wstydziłem się jej, to wszystko było dla jej bezpieczeństwa. - To nie twój, pierdololny interes. - zrobiłem krok w jego stronę, a on się odsunął. Spojrzałem na Emmę. - Chodź, Em.
- Ponoć nie mamy nic wspólnego... - uniosła brodę, starając się wyglądać na wyższą i poważniejszą, ale w tym stanie wyglądała na o wiele bardziej bezbronną, niż zwykle.
- Emma... Wszystko ci wyjaśnie, tylko wejdźmy do środka. Bez ciebie. - posłałem Jordanowi wściekłe spojrzenie.
- Chcesz z nim iść? - zapytał ją.

Co za dupek. To moja dziewczyna, oczywiście, że chce ze mną pójść.

Emma spoglądała to na mnie to na niego, aż w końcu wybełkotała: - Chodź. - i wyjęła z kieszeni jeansów klucz. Zalała mnie fala ulgi. Położyłem dłoń na jej plecach, ale rzuciła mi gniewne spojrzenie, więc ją zabrałem.
- Dzięki, Jo. Poradzę sobię.
- Jo? - uniosłem brew, niedowierzając. Nikt mi nie odpowiedział.
- Spoko, mała.
Czułem się jakbym był bohaterem jakiegoś kiepskiego żartu.

Mała? Jo? Może zaraz nazwie ją Żabcią albo Biszkopcikiem?

Zamknąłem drzwi, ukrócając tą "uroczą" wymianę zdań.
- Co to miało być? Dlaczego jesteś pijana?
- Wyluzuj, "kochanie". A nie czekaj, chyba już nie jesteśmy razem.

Auć. Auć. Auć. Auć.

- O czym ty mówisz?
- Wydawało mi się, czy wyraźnie powiedziałeś nie jest moją dziewczyną?
- Em, kurwa, to nie tak.
- A jak? Boisz się, co sobie pomyślą? Że fanki przestaną cię wielbić? O co tobie właściwie chodzi? - założyła ręce na piersi i spoglądała na mnie z dołu. Tak bardzo chciałbym jej wtedy dotkną, przytulić, odwołać wszystko, co powiedziałem.
- Chcę cię chronić.
- Przed czym? Jakbyś nie pamiętał, jutro razem wyjeżdżamy. Ludzie w końcu zauważą, że razem jesteśmy. Nie pomyślałeś o tym?
- Ja... Nie, nie pomyślałem... - powiedziałem cicho, bo zrobiło mi się wstyd za własną głupotę.
- No właśnie. I to jest twój problem, Oliver. Ty ciągle nie myślisz!
- Nieprawda. Cały czas myślę. Cały pieprzony czas myślę o tobie. Co będzie dla ciebie najlepsze, co zrobić żeby o ciebie zadbać... O tym, że zajebiście wyglądasz w tych spodniach i o tym, że strasznie się o ciebie boję. - mówiąc to, zbliżałem się do niej powoli. - Tak, powiedziałem, że nic dla mnie nie znaczysz. A prawda jest taka, że jesteś teraz moim wszystkim. Jesteś jak... Jak mój nowy narkotyk. Muszę cię mieć, za wszelką cenę. - nasze ciała dzieliły milimetry, czułem promieniujące od niej ciepło, a jednak nadal się nie dotykaliśmy. - Wszystko odkręcę, zobaczysz. Tylko kurwa proszę, nie mów, że to koniec.
Jej oczy lśniły, jak dwie ciemne gwiazdy. Była... Taka piękna. Nigdy nie widziałem kogoś wspanialszego.
- Oliver...
- Wszystko naprawię, obiecuję. A teraz chodźmy spać, jak wytrzeźwiejesz to porozmawiamy. - odgarnąłem jej włosy z oczu i ten jeden dotyk wystatczył, żebym poczuł mrowienie w palcach.
Pokiwała lekko głową. Chwile staliśmy tak, chłonąc swoje ciepło, aż Emma powoli odwróciła się i poczłapała w stronę łóżka. Usiadła na jego brzegu i chwyciła dół koszulki, próbując nieudolnie ją ściągnąć.
- Pomogę ci. - zaoferowałem i w dwie sekundy znalazłem się przy niej. Pozwoliła mi ściągnąć z siebie koszulkę. Robiłem to delikatnie, z namaszczeniem, nie tak jak zwykle zrywam z siebie ubranie. Miała na sobie tylko czarny stanik. Przesunąłem wzrokiem po jej ciele, delektując się każdym jego kawałkiem. Rozpięła guzik spodni, wskazując, że je także mam zdjąć. Wstałem i zsunąłem je z jej szczupłych nóg. Patrząc tak na nią w samej bieliźnie, mógłbym ucałować każdy milimetr jej skóry. To było nowe uczucie, więcej niż pożądanie - coś znacznie głębszego.
Powietrze było bardzo gęste, z trudem mogłem oddychać.
Przykryłem ją kocem i delikatnie ucałowałem w czubek głowy.
- Przepraszam... - wymamrotała, gdy się odsuwałem.
- To ja przepraszam.
Odszedłem od łóżka, zdejmując koszulkę.
- Nie położysz się ze mną? - zapytała nieco zdziwiona.
- Nie potrafiłbym sobie zaufać, gdybyś leżała przy mnie w samej bieliźnie. - uśmiechnąłem się lekko, a ona odpowiedziała tym samym.
- Dobranoc. - wymamrotała.
- Dobranoc. - odpowiedziałem, kładąc się na kanapie.

______________________________
To przedostatni rozdział tej książki:( jutro pojawi się ostatni, a potem... Druga część:D
Miłego dnia kochani ❤

She is my new drug [[Oli Sykes FF]]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz