Nim się obejrzałam, od dnia zaręczyn minął miesiąc. Dość pracowity dla zespołu - płyta wymagała już tylko drobnych poprawek, a za kilka dni miał wyjść pierwszy krążek. Wszystko układało się po prostu idealnie - nawet Alis zyskała nowego "przyjaciela". W tej kwestii byłam jednak trochę rozdarta... Strasznie cieszyłam się, że moja siostra kogoś ma, choć nie byli jeszcze oficjalnie parą. Ale z tylu ludzi na świecie wybrała właśnie jego - cholernego Jordana. Zaczęli rozmawiać, kiedy jechali jednym samochodem do restauracji tego samego dnia, kiedy Oliver mi się oświadczył. Zaprosił ją na kawę i dalej jakoś samo poszło. Nie bardzo wiedziałam, co o tym myśleć, ale uszczęśliwiał Alis, a to było chyba najważniejsze. Teraz pomieszkiwała trochę w mieszkaniu ze mną i Oliverem, a trochę z Jordanem w hotelu. I ku mojemu zaskoczeniu Jordanowi, wcale nie przeszkadzała ciąża Alis. Nie byłam do końca pewna, czy będzie dobrym ojczymem, ale pozostawało mi tylko trwać w nadziei, że się postara i nie złamie jej serca w momencie, kiedy będzie najbardziej potrzebny.
A Tom? Tak w sumie nie miałam już z nim kontaktu. Wysłał nam pocztówkę z Australii, na jej odwrocie zamieścił krótkie gratulacje z okazji zaręczyn. Było to całkiem miłe, aczkolwiek nie wiedziałam w jakim stopniu te gratulacje i życzenia były prawdziwe. Grunt, że znalazł sobie zajęcie i choć na pewno bolała go cała ta sytuacja, zdecydowanie sobie na to zasłużył. Kiedy dowiedział się, że Oliver nie uwierzył w to, co mu naopowiadał, niemal natychmiast wjechał. Zabrakło mu odwagi, żeby porozmawiać z nami, przeprosić... Choć może to i lepiej - nie wiadomo w jakim stanie wyszedł by z tej "rozmowy", znając zwyczaje Olivera do rzucania się na ludzi którzy go denerwują z pięściami.
Powoli nadchodziła zima. Słońce zaczynało zachodzić już o osiemnastej, dni były zimniejsze i częściej padał chłodny deszcz. Dla niektórych zima to pora szarości, depresji i wielu warstw pogrubiających ubrań. Ale dla mnie to najpiękniejsza pora - zawsze lubiłam śnieg i długie, samotne wieczory przy herbacie. Jeszcze kiedy chodziłam do szkoły, wracałam do domu okrężną drogą, przez pola, gdzie mogłam napawać się wspaniałym widokiem. Najpierw robiłam to, żeby uciec od matki, a potem stało się to już moją tradycją.
Właśnie podczas jednego z takich wieczorów, stałam w kuchni i przygotowywałam kolację dla mnie i Olivera, który tego dnia wyjątkowo długo został w studiu. Od jakiegoś czasu powoli zaczynałam przechodzić na dania bezmięsne i choć ciężko byłoby mi zrezygnować zupełnie z jajek, mleka i miodu, zaczęłam się do tego przyzwyczajać. Kiedy nie jedliśmy na mieście, robienie dwóch obiadów było dla mnie po prostu zbyt problematyczne, więc gotowałam wegetariańskie posiłki dla mnie i Olivera. Często chciał mnie w tym wyręczać, ale po kilku razach, kiedy przygotował coś tak niejadalnego, że nawet on sam nie potrafił zjeść, dał już sobie spokój. W takich momentach najczęściej mówił: "To jest nowatorska i bardzo autorska kuchnia. Za dwadzieścia lat ludzie to będę wpieprzali to tak samo jak pizzę! Ja jestem po prostu niekonwencjonalny."
Zagłębiłam się w instrukcji przygotowania polenty, więc nawet nie usłyszałam, kiedy wszedł.
- Musimy pogadać. - powiedział, kiedy tylko przekroczył próg kuchni. Nie ściągnął nawet butów ani kurtki.
- Cześć kochanie, mi tez miło cię widzieć. - odeszłam od blatu i podeszłam do stołu, gdzie on już siedział, nerwowo ruszając nogą.
- Sorki. - nachylił się przez stół i pocałował mnie lekko w usta. Miał zimną twarz i dłonie. - Po prostu to bardzo ważne.
- Okej, mów. - postanowiłam nie przedłużać i przyjrzałam się mu w pełnym skupieniu.
Złączył dłonie na stole i zaczął strzelać palcami. Wziął głęboki oddech i na jednym wydechu powiedział: - Producent w ostatniej chwili wycofał się z produkcji płyty. Mieliśmy umowę czasową, dokładnie cztery miesiące, a ja dwa przeleżałem w szpitalu i wtedy się skończyła. Nie dość, że wisimy mu teraz od chuja kasy to jeszcze skurwiel nas wykiwał. Lecimy jutro do Bostonu na negocjacje, musimy go przekonać, że na albumie zarobi więcej niż na tych pieniądzach, które musimy mu oddać. To wszystko jest takie pojebane...
- Jezu... - wymamrotałam. - Co za cham, przecież to był wypadek, nie mogłeś tego przewidzieć. Nie rozumie tego?
- Najwidoczniej nie... Sukinsyn... - przejechał językiem po wewnętrznej stronie wargi, co znaczyło, że jest wściekły. - Lecisz z nami, prawda? - podniósł wzrok i spojrzał na mnie z nadzieją.
- Nie wiem... Nie, chyba wolę zostać. To tylko kilka dni, a muszę zaopiekować się Alis, poza tym tylko bym wam przeszkadzała.
- Nie, wcale nie. Ty nigdy mi nie przeszkadzasz. - wysunął rękę, sięgając po moją dłoń. Jego nadal była zimna, więc zamknęłam ją w obu swoich rękach, przywracając jej ciepło.
- Zostanę, Oli. Nie chcę cię rozpraszać.
- Jeśli zostaniesz, będę dwa razy bardziej martwił się o to, czy wszystko z tobą w porządku. Jesteś pewna?
- Tak, Oli.
- Kto ci będzie zabierał kołdrę w nocy przez te kilka dni? Nie będziesz tęsknić? - wydął dolną wargę, jak dziecko, które prosi o cukierka.
- Masz przed sobą całe życie, żeby zabierać kołdrę. - uśmiechnęłam się. - Poradzę sobie.
- Wiem, że sobie poradzisz. Pytanie, czy ja sobie poradzę bez ciebie. - uniósł kącik ust i na chwilę zapatrzył się w moje oczy. Nagle uniósł głowę, węsząc coś w powietrzu. Zaraz potem ten zapach dotarł i do mnie. - Czujesz to? Coś jakby... Spalenizna?
- Kurwa, warzywa! - szybko odsunęłam krzesło, o mało go nie przewracając i podbiegłam do kuchenki, gdzie całe leczo, które gotowałam od godziny przywarło do dna i zwęglało się od spodu. Zaczęłam szybko mieszać, ale to i tak na nic - nadawało się jedynie do kosza.
- Jezu, kto nauczył cię takich brzydkich słów, dziewczynko. - Oliver zaszedł mnie od tyłu. Jedną rękę położył na mojej talii, a drugą wysunął nade mną, maczając palca w garnku,a potem wkładając go do buzi. - Dla mnie bomba.
- To niehigieniczne. - skwitowałam, śledząc jego dłoń.
- To też nie. - nachylił się i pocałował mnie w usta, przejeżdżając językiem po mojej dolnej wardze, a potem rozchylając nim moje usta, pogłębiając pocałunek. Pachniał zimowym powietrzem i płynem po goleniu. I sobą. Może i leczo się spaliło, polenta nie trafiła nawet do garnka i cały plan diabli wzięli, ale przynajmniej mieliśmy jeszcze jeden wspólny wieczór. Zamówiliśmy chińskie jedzenie i zjedliśmy je na kanapie.
Kolejnego dnia Oliver miał samolot z samego rana więc odwiozłam go na lotnisko, a po powrocie do domu zapadłam w sen aż do południa.
Oli nie dawał znać przez cały dzień. Wysłałam do niego dwa esemesy z prośbą,żeby odezwał się jeśli będzie miał chwilę czasu. Nie chciałam przeszkadzać mu telefonami i cierpliwie czekałam, aż da mi jakikolwiek znak życia. Koło dwudziestej zadzwoniłam do niego, ale nie odebrał. Zaczęłam się naprawdę denerwować. Chodziłam po domu, nie mogąc skupić się na niczym innym niż na myśleniu o Oliverze, o tym co robi, z kim jest... Co z kim robi. A co jeśli znów zrobił głupotę? Może powinnam bardziej mu ufać? Ale nawet jeśli nie stało się nic złego, to dlaczego nie odpowiadał? Powinnam była z nim jechać...
Następnego dnia wszystko wyglądało dokładnie tak samo. Zero wiadomości, mailów, telefonów, listów.
Aż do wieczora, kiedy mój telefon nagle zawibrował.
---------------------------------------------
Tak, tak wiem - znowu bawię się w Polsat xd
Pomyślałam, że w sumie napiszę dzisiaj epilog i to by było na tyle z opowiadania... Ale naszła mnie wena i stwierdziłam, że zrobię jeszcze jedną dramę, a co :D Mam nadzieję, że się cieszycie.
PS Jacie, jest już 1k gwiazdek... Strasznie mi miło, że doceniacie moją pracę (bo wbrew pozorom napisanie takiego rozdziału zajmuje mi sporo czasu, no i jeszcze sprawdzanie go, słowo po słowie ;-; i gdyby nie Wy, pewnie nie chciałoby mi się codziennie siadać i pisać, więc w największej mierze to Wy jesteście twórczyniami tej historii). Buziaki dla Was, najlepsze czytelniczki na Wattpadzie! ♥♥♥
CZYTASZ
She is my new drug [[Oli Sykes FF]]
FanfictionEmma jest córką narkomanki i prostytutki - jej życie nie jest kolorowe. Nienawidzi narkotyków, pijaństwa i wszystkiego, co przypomina dramat jej matki. Jak zatem narkotyki sprawiły, że drogi Emmy i Olivera się skrzyżowały? Jeden koncert nieznanego j...