Rozdział czternasty

888 103 7
                                    

Oliver
W ubraniu wyglądała pięknie, ale w bieliźnie... Kurwa, musiałem z całych sił powstrzymywać się, by pewna część ciała nie pokazała, jak bardzo spodobał mi się ten widok.
Popływaliśmy, a potem jeszcze posiedzieliśmy na wzgórzu. Nie chciałem, żeby tamten dzień się kończył. Emma sprawiła, że choć na kilka godzin zapomniałem o byciu Oliverem Sykesem - wokalistą sławnego zespołu, obiektem westchnień nastolatek, celem aparatów fotograficznych, pozbawionym prywatności chłopakiem w tatuażach. Przy niej stawałem się Oliverem, prawdziwym Oliverem, bez całej otoczki kultu mojej osoby. Nie traktowała mnie jak gwiazdę i to cholernie mi się podobało.
Niechętnie wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy w drogę powrotną.
- Kuźwa mać! - zaklęła po chwili jazdy.
- Co jest?
- Patrz na zegarek!
Spojrzałem na deskę rozdzielczą. Była 14:36. Z początku nie rozumiałem, dlaczego to taki problem. Ale potem sobie przypomniałem - Emma o 15:00 musiała być w pracy, a nas czekała przynajmniej godzina drogi.
- Kurwa... Przepraszam, Em, to moja wina.
- Nie, to moja wina. Zupełnie o tym zapomniałam! - podparła czoło na dłoni. - I co teraz? Ledwo zaczęłam, a już mnie wyleją. Cudownie.
- Nie wyleją cię. Mogę pogadać z kim trzeba... - zacząłem, ale zgromiła mnie wzrokiem więc zamilkłem.
- Nie ma mowy. Normalni ludzie, kiedy zawalają, ponoszą tego konsekwencje. Nie chcę twoich "wpływów" w tej kwestii.
Brzmiała śmiertelnie poważnie więc tylko pokiwałem głową i dodałem gazu. Pomyślałem, że trochę prędkości na pewno ją rozluźni. Nie myliłem się.
Wjeżdżaliśmy w jej dzielnicę. Stanęliśmy w korku na światłach skrzyżowania. Ludzie patrzyli z zachwytem na moje maleństwo - chyba rzadko w tamtejszych okolicach jeździły takie samochody. Potarłem kierownicę z dumą.
- To co, kiedy umawiamy się znowu? - zapytałem, zerkając na nią. Uśmiechnęła się.
- Jutro?
- Jutro... - powtórzyłem. - Jutro mam spotkanie z wydawcą. Ale wieczorem będę wolny. Jeśli chcesz, możemy znów pojechać do mnie.
Uniosła brew pytająco.
- Zero podtekstów. - zapewniłem. Zaśmiała się, a ja razem z nią. Odwróciła się do okna i zamarła. Poszedłem za jej wzrokiem, ale jedyne, co zobaczyłem, to zataczająca się pod ścianą bloku kobieta. Upadła, a zaraz potem wstała chwiejnie.
- Cholerne pijaczyny... - wymamrotałem. Wiedziałem, że ma pewien wstręt do pijaństwa, ale nie sądziłem, że poruszają ją też uliczni menele.
Ruszyliśmy, gdy światło zmieniło się na zielone.
- Zatrzymaj się. - zażądała.
- Co? - spojrzałem na nią zdziwiony.
- Zatrzymaj się!
- Chodzi ci o tą pijaczynę? Em, nie zbawisz świ...
- To moja matka! - w jej czekoladowych oczach czaił się gniew i wstyd. Zatrzymałem się mimo, że było zielone światło, mimo, że za mną ciągnął się sznur rozwścieczonych kierowców. Emma otworzyła drzwi i wybiegła. Przez chwilę obserwowałem jej zmagania, ale wiedziałem, że nie mogę stać tam ani chwili dłużej, bo koleś w Maździe za mną wyglądał jakby chciał we mnie wjechać. Podjechałem pod blok Emmy i zaczekałem na nią.

Jej matka pijaczka. I wszystko jasne - jej wstręt do alkoholu jest spowodowany przez matkę. A obsesyjny wstręt do narkotyków? Jeśli jest też narkomanką...

Mój żołądek ścisnął się na myśl o tym, co przeżywała Emma w swoim własnym domu. Gdybym tylko wiedział wcześniej...
Po 10minutach w końcu je zauważyłem. Kobieta wspierała się na Emmie, która miała minę pełną obrzydzenia. Od razu wysiadłem, by jej pomóc.
- Nie zbliżaj się. - wykrztusiła przez zaciśnięte gardło.
- Ale Em...
- Jedź już.
- Nie, najpierw ci pomogę. - podszedłem bliżej, a ona zatrzymała się. Jej matka wyglądała naprawdę żałośnie. Miała ten sam kolor oczu, co Emma, ale twarz była zniszczona i wychudzona. Zrobiłem jeszcze jeden krok w jej stronę.
- Idź sobie! Nie widzisz, że nie możesz pomóc?
- Emma, daj spokój. To nic takiego.
- Nic takiego? Wiesz co... Chyba nici z jutra. - odwróciła się na pięcie, ale chyba zapomniała o uwieszonej na jej ramieniu kobiecie, bo ta runęła na ziemię, niezdolna utrzymać równowagę.
Po chwili byłem już przy niej i pomogłem jej wstać.
Emma spojrzała na mnie, jej oczy były przekrwione. Powstrzymywała płacz.
- Porozmawiamy? Proszę. - zapytałem, patrząc na nią błagalnie. Już myślałem, że znów każe mi jechać. Ale nie zrobiła tego, pokiwała tylko głową. Pomogłem jej więc zaprowadzić jej matkę do mieszkania. Milczała aż do momemtu, gdy położyliśmy pijaną kobietę do jej łóżka i gdy zaprowadziła mnie do swojego pokoju. Usiadłem przy biurku, a ona podkuliła kolana pod brodę na łóżku.
- Nie wiem od czego zacząć. - wymamrotała po chwili.
- Najlepiej od początku.

She is my new drug [[Oli Sykes FF]]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz