Rozdział dwudziesty drugi

858 96 6
                                    

Oliver
Jebana blond szmata. Czy powinienem mówić tak o siostrze Emmy? Pewnie nie, ale cóż - z prawdą się nie minąłem, więc nie widzę problemu.
Musiała mieć nieźle nasrane w głowie, że w ogóle miała czelność wmawiać Em takie głupoty. To wszystko nie była prawda i miałem nadzieję, że Emma jej nie wierzy.

A tobie powinna wierzyć? Nadal nie powiedziałem jej o wyjeździe.

Okej, okej, może i jeszcze jej nie powiedziałem, ale jeszcze nie oznacza, że wcale nie zamierzałem.
Ale wszystko ułożyło się nie tak, nie chciałem dokładać jej teraz zmartwień. Miałem jeszcze dwa dni, by jej powiedzieć - pomyślałem, że zrobię to nawet dziś, po koncercie. Jeśli mi się uda.
Pojechaliśmy do hotelu i trochę nie wiedziałem, co począć - musiałem jechać na miejsce koncertu, ale nie mogłem wziąć ze sobą Emmy. Na pewno byłaby tam masa fotografów i pismaków. I nie chodziło o to, że się jej wstydziłem - jak bym mógł, skoro była tak cudowną osobą. Chodziło o jej bezpieczeństwo, nie mogłem jej narażać na szum, który zrobiliby wokół niej ludzie. Jasne, to przyjemne - wszyscy nagle zwracają na ciebie uwagę, czujesz się panem życia. Ale do czasu, aż nie zapragną przekraczać kolejnych granic twojej prywatności. Widziałem wiele razy, jak ludzi to niszczy - nie chciałem, by przytrafiło się to Em.
- Oli? - zapytała, dotykając mojego ramienia, gdy siedzieliśmy na kanapie.
- Hm?
- Mówiłam coś do ciebie. Co jest? O czym myślisz?
- Przepraszam. - uniosłem jej dłoń i pocałowałem. - Po prostu nie wiem, co teraz. Nie mogę wziąć cię ze sobą. Kiedy zobaczą jak wysiadasz z naszego busa, zamęczą cię.
- To mogę nie wysiadać. - wzruszyła ramionami.
- O tym nie pomyślałem... - zastanowiłem się chwilę i stwierdziłem, że ten plan rzeczywiście może wypalić. Zostawię ją w busie, a po koncercie do niej wrócę. Spodobał mi się ten plan. - Ok. Mamy jeszcze godzine. - zerknąłem na zegarek. - Daj mi chwilę. - wstałem, a ona pokiwała głową. Ubrałem się w podarte jeansy i czerwoną koszulę.
- I jak? - zapytałem, stając przed nią, rozkładając ręce. Wstała i podeszła do mnie powoli.
- Ekstremalnie zwyczajnie. - zarzuciła mi ręce na szyję, a od jej spojrzenia przeszły mnie ciarki. Objąłem ją i przyciągnąłem do siebie. Rozpięła mi dwa guziki od góry, tak że moje tatuaże były bardziej widoczne.
- Tak lepiej. - wymruczała, a ja miałem ochotę wpić się w jej usta i nie wypuszczać jej z objęć.

Będę za nią kurewsko tęsknić.

Jednak mieliśmy za mało czasu. Wyszliśmy z pokoju i pobiegliśmy do auta. Biegliśmy głównie dlatego, że padał deszcz, ale nie chcieliśmy też trafić na żadnych pismaków.
- Gdzie jedziemy? - zapytała Em, wyglądając przez okno.
- Pod studio, a tam już mamy podstawiony nasz autobus.
Pokiwała głową i dalej podziwiała miasto. Lubiłem w niej tę cechę - gdziekolwiek nie była, celebrowała otoczenie, jakby chciała dokładnie zapamiętać każdy szczegół.
Zostawiliśmy auto pod studiem i trzymając się za ręce weszliśmy do busa. W środku pachniało jak zawsze - mieszanką papierosów, zielska i potu. Gdy weszliśmy, śmiechy chłopaków z zespołu nagle umilkły.
- Siema. - rzuciłem i usiadłem na kanapie, a Emma tuż przy mnie, kurczowo ściskając moją dłoń. Chłopaki świdrowali nas spojrzeniem.
- Co ty odpierdalasz? - zapytał Matt głosem tak spokojnym, że aż komicznym w połączeniu ze słowami, które wypowiadał.
- Ja... No nic. Jedziemy na koncert. - wzruszyłem ramionami.
- Tak, MY jedziemy. A ona co tu robi? - dodał Jordan.
- Czeka na mnie.
- Aha... - wymamrotał Lee, a Matt i Jordan wymienili spojrzenia.
Jordan pierwszy się ośmielił i zapytał: - Jak masz na imię?
- Emma. - powiedziała, prostując się. - Ale my się chyba już znamy.
Podał jej rękę z lekkim uśmieszkiem na ustach. Prawie zapomniałem, że Jordan był ze mną wtedy w klubowej toalecie, gdy po raz pierwszy zobaczyłem Em.
Za jego śladami poszła pozostała dwójka.
Jordan wysunął do mnie rękę ze skrętem.
- Chcesz?
Pokiwałem przecząco głową.
- A ty? - skierował rękę w stronę Emmy.
- Nie, dzięki. - starała się zachować spokój, choć tylko ja mogłem zauważyć te małe szczegóły świadczące o tym, że się zdenerwowała.
- Racja, zapomniałem, że masz awersję do narkotyków. - zachichotał, jakby opowiedział niezmiernie zabawny żart. Miałem ochotę rozetrzeć mu ten uśmieszek na twarzy.
- I co się tak gapisz, Oli? Co najmniej jakbyś nigdy nie palił.
- Czy możesz na chwilę się kurwa zamknąć? - warknąłem. To był zły pomysł, żeby zabierać ze sobą Em. Jordan był nie do zniesienia.
- Och, to twoja dziewczyna nie wie, że ćpasz? A to ciekawe.
Widziałem, jak Emmie rozszerzają się źrenice i jeszcze mocniej ściska moją rękę, tym razem ze złością.
- Ćpałem. - poprawiłem go, mając nadzieję, że w końcu się zamknie. Musiał być nie tylko pod wpływem trawy, musiał wziąć coś jeszcze, bo zwykle nie był AŻ tak wkurzający.
- Hm, interesujące, bo wczoraj brałem w żyłę z kimś zajebiście podobnym do ciebie. Może wiesz kto to był? - zachichotał, a gdy Emma wyrwała dłoń z mojego uścisku, poczułem, że wszystko mi się wali.
- Ty jebany idioto! - krzyknąłem, zanim rzuciłem się na niego z pięściami.
Zawaliłem. Znów zawaliłem, ale to było silniejsze ode mnie, a ona miała się nigdy nie dowiedzieć. Niestety mój kumpel to pierdolony kawałek gówna.
Ja też nim byłem.

She is my new drug [[Oli Sykes FF]]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz