Jechaliśmy w nieznośnym milczeniu przez większość drogi.
Oliver wkurzył mnie swoją nagłą opryskliwością. Znałam go ledwo dwa dni, a już potrafił sprawić, że gotowałam się w środku.
Po 10minutach odezwał się w końcu.
- Przepraszam, okej?
To nie były przeprosiny, jakich bym sobie życzyła, ale nie miałam ochoty dłużej się na niego boczyć. Chciałam znów z nim porozmawiać, bo całkiem to polubiłam.
- Okej. - odparłam krótko.
- Chyba lubisz samochody. - zauważył.
- No nawet... Pierwsz raz jechałam tak szybko. I wiesz co?
- Co? - spojrzał na mnie ukradkiem z błąkającym się na ustach uśmieszkiem.
- To było cudowne.
- Tak myślałem, że ci się spodoba.
- To powiesz mi w końcu gdzie jedziemy? - zapytałam zniecierpliwiona, bo jechaliśmy już od dobrej godziny i wokół rozpościerały się tylko lasy.
- Spokojnie, jeszcze chwila.
Westchnęłam i wyjrzałam przez okno.
W końcu skręcił w jakąś ścieżkę w sam środek lasu.
W chwili kiedy na mnie nie patrzył, studiowałam tatuaże na jego ramionach. Były kolorowe, różnorodne. Zastanawiałam się czy mają dla niego znaczenie sentymentalne czy byłu tylko ozdobą. Obiecałam sobie, że kiedyś go o to zapytam.Jeśli to "kiedyś" w ogóle nastąpi.
- Już dojeżdżamy. - oznajmił. - Znów się na mnie gapisz. - uśmiechnął się pod nosem, a ja zarumieniłam się ze wstydu.
- Nie, żebym miał coś przeciwko. - powiedział i zatrzymał auto. Całą uwagę skupiał teraz na mnie. Nawet nie zauważyłam, że stoimy pośrodku pogrążonego w półmroku lasu.
- Doprawdy? A teraz? - przysunęłam się bliżej. Uśmiechnął się i potrząsnął głową na boki.
- Może teraz? - przybliżyłam się jeszcze bardziej, unosząc się lekko na siedzeniu. Obserwował każdy mój ruch, a ja byłam zadziwiona własną śmiałością. Przysunęłam się jeszcze bliżej, nasze twarze dzieliły centymetry.
- Teraz tym bardziej nie mam nic przeciwko. - zamruczał i zaczął wodzić wzrokiem po mojej twarzy. Temperatura mojego ciała gwałtownie wzrosła, czułam jak na moje policzki płoną, podobnie jak całe ciało.Co się ze mną dzieje?
Jego piękne kości policzkowe nieco się schowały, gdy uśmiechnął się uroczo i oblizał wargi.
- Idziemy, czy będziemy cały dzień się na siebie gapić? - zapytał i zmrużył powieki. Jego gęste, czarne rzęsy dotknęły policzków. Uśmiechnęłam się i odsunęłam. Żar jeszcze długo nie opuszczał mojego ciała.
Szliśmy wydeptaną ścieżką między krzakami i drzewami. Rozmawialiśmy o wszystkim - o koncertowaniu, studiach, samochodach, psach, tatuażach, książkach. Okazało się, że mamy podobny gust literacki.
Spacer był bardzo przyjemny, ale miejsce, do którego finalnie dotarliśmy, było jeszcze cudowniejsze.
- Podoba ci się? - zapytał, ale nie odpowiedziałam. Czy mi się podobało? Byłam zachwycona!
Miejsce było... Jak ze snu. Duże, szmaragdowe jezioro było ogromne i piękne. Staliśmy na wzgórzu i widzieliśmy je w całości - okalające je drzewa i krzewy w zestawieniu ze szmaragdowym blaskiem jeziora, wydawały się zieleńsze.
- Czemu nic nie mówisz? - zmarszczył brwi i przyglądał mi się skonsternowany.
- Ja... Skąd znasz to miejsce? - zapytałam.
- Kumpel mi pokazał... Stare dzieje. W każdym razie, podoba ci się?
- Tu jest przepięknie. - uśmiechnęłam się, a on to odwzajemnił. Ku mojemu zdziwnieniu chwycił za rąbek swojej koszulki i ściągnął ją przez głowę. Na chwilę zaparło mi dech. Nie był specjalnie umięśniony, ale jego tatuaże stanowiły sztukę samą w sobie.
- Czemu tak patrzysz? Nie sądziłaś chyba, że będziemy tylko podziwiać? - uniósł brew z rozbawieniem.
- Oliver, nie mogę, mam pracę i... Ja, no... - zaczęłam się jąkać, gdy jego spodnie powędrowały na ziemię. Stał przede mną w samych czarnych bokserkach, ale dzięki tatuażom nie wyglądał nago.
- Nie gadaj tyle, tylko się rozbieraj. - kiwnął podbrudkiem w moim kierunku.
- Co? Nie ma mowy! - zaprotestowałam. W bieliźnie do tej pory widziała mnie tylko Kay i siostra. Nie było szans, że rozbiorę się przed niemal obcym chłopakiem. Podszedł do mnie powoli, nie spuszczając wzroku z moich oczu. Złapał mnie za nadgarstki i przyjrzał uważnie.
Zalała mnie fala gorąca.
Jedną ręką powędrował do mojej twarzy, a druga złapała mnie za dłoń. Splótł nasze palce i delikatnie odgarnął włosy z mojej twarzy.
- A może jednak? - zamruczał. Boże, uwielbiałam, gdy mówił w ten sposób.
- N-nie. - starałam się być nieugięta, nie pokazywać, że odegrany przez niego teatrzyk może skłonić mnie do rozebrania się.
- Cóż, w takim razie popływam sam. - odsunął się powoli. Wszedł między drzewa.
- Ale chyba nie zamierzasz skakać? - zapytałam, gdy nagle mnie olśniło, że Oliver wcale nie schodził ze wzgórza - on wspinał się wyżej.
- No dalej, świętoszku, zrób to ze mną. Patrz. - podniósł do góry grubą linę z supłem na końcu - jak mniemałam, miała pomóc przy skoku.
- Będzie fajnie. - zapewnił.
Pomyślałam, że taka okazja może się już nigdy nie nadarzyć i nie chcę jej zmarnować tylko ze względu na wstyd.
Nieśmiało sięgnęłam do dołu swojej bluzki. Nagrodził mnie szeroki uśmiech Olivera.
Po chwili stałam obok niego w samej czarnej bieliźnie. Zmierzył mnie od stóp do głów zadowolonym wzrokiem, od którego przeszły mnie ciarki.
- Chcesz pierwsza? - zapytał, podnosząc sznur.
- Nie, ty pierwszy.
- Okej. - wzruszył ramionami i odsunął się do tyłu, biorąc rozbieg. Po chwili leżał już mokry na powierzchni wody, śmiejąc się i zachęcając do tego samego.
Z lekkim strachem ściskającym mi gardło, chwyciłam za linę i... Skoczyłam.
CZYTASZ
She is my new drug [[Oli Sykes FF]]
FanfictionEmma jest córką narkomanki i prostytutki - jej życie nie jest kolorowe. Nienawidzi narkotyków, pijaństwa i wszystkiego, co przypomina dramat jej matki. Jak zatem narkotyki sprawiły, że drogi Emmy i Olivera się skrzyżowały? Jeden koncert nieznanego j...