Rozdział trzydziesty

611 70 18
                                    

Minął tydzień odkąd Oliver wyszedł ze szpitala. Za kolejne siedem dni musiał wracać do pracy więc póki mogliśmy, spędzaliśmy ze sobą całe dnie, głównie na beztroskim nicnierobieniu, co było przyjemne po całym chaosie, który ostatnio miał miejsce.

Była sobota, nie wcześniej niż 8:30. Oliver obudził mnie swoimi najgorszymi metodami - najpierw do mnie szeptał, potem mocno przytulał, całował, aż w końcu zaczął mnie łaskotać. Nie mogłam już dłużej odpierać jego ataków.

- Czego chcesz okrutny człowieku? - wymruczałam spod kołdry, która była moją wątpliwą ochroną przed chłopakiem.

- Chodź, zaplanowałem nam coś.

- Nie mogłeś powiedzieć mi o tym wczoraj? Przygotowałabym się psychicznie żeby tak wcześnie wstać.

- To miała być niespodzianka. Chooodź, będzie fajnie.

Zrzuciłam z głowy kołdrę i zerknęłam na zegar na ścianie.

- Jezu, ale dlaczego o tej godzinie? - przetarłam zapuchnięte od snu oczy i spojrzałam na Olivera, który w przeciwieństwie do mnie aż iskrzył od entuzjazmu.

- Bo tak sobie zaplanowałem.

Westchnęłam i potrząsnęłam głową z rezygnacją.

- Jesteś niemożliwy...

- Dlatego tak mnie kochasz. - nachylił się i pocałował mnie w policzek. Od tego małego gestu od razu wezbrała we mnie nowa energia. Czułam na sobie jego wzrok, kiedy wygramoliłam się wreszcie z pościeli i wychodziłam z pokoju.

Po godzinie oboje byliśmy gotowi do wyjścia. Zbiegliśmy po schodach na dół - jak co dzień na ulicy znalazły się pojedyncze fanki, które w jakiś sposób dowiedziały się, gdzie mieszkaliśmy, ale od tego mieliśmy całodobowych ochroniarzy, którzy do budynku wpuszczali jedynie osoby z przepustką, które także mieszkały w bloku, a jednostki takie jak tamte dziewczyny, zwyczajnie unieruchamiali i odsyłali.

Największym zaskoczeniem było auto Olivera, które stało między innymi samochodami na parkingu.

- Myślałam, że nie wolno ci jeszcze prowadzić? - spojrzałam na niego podejrzliwie. Na jego twarzy gościł tajemniczy uśmiech.

- Mi nie. - podszedł do auta i otworzył na oścież drzwi od strony kierowcy, ale nie wsiadł tylko trzymał je otwarte, cały czas na mnie patrząc. - Ale tobie chyba można, prawda?

Uniosłam brwi i zerkałam to na niego to na samochód.

- Nie żartujesz? - zapytałam, powoli do niego podchodząc.

- Nie. I jesteś pierwszą osobą, której daję poprowadzić ten samochód. Ufam ci. - uśmiechnął się jeszcze szerzej, a zaraz potem nachylił przez drzwi w moją stronę. - Ale jeśli zobaczę chociaż jedną rysę na lakierze to wiedz, że będę łaskotał cię codziennie, po kilka godzin. Bezustannie. - powiedział groźnym tonem, jednocześnie unosząc przesadnie brew, doprowadzając mnie tym do śmiechu. - Nie śmiej się, skrzacie. To poważna sprawa.

- Okej, okej, rozumiem. Ale chyba jestem w stanie podjąć ryzyko. - uniosłam dumnie podbródek, wystawiając dłoń po kluczyki.

- Ale pamiętaj, ostrzegałem cię. - podał mi brzęczący pęk i zatrzasnął za mną drzwi. Obszedł samochód i usiadł na miejscu pasażera.

- Pierwszy raz widzę żebyś zapinał pasy. - zauważyłam, starając się ukryć uśmiech.

- Boję się o siebie kiedy siedzisz za kółkiem sportowego samochodu. - rzucił, starannie przewlekając pasy przez swoje ciało.

She is my new drug [[Oli Sykes FF]]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz