Rozdział drugi

764 83 16
                                    

Oliver
Zgodnie z moim życzeniem ubrała niezbyt wyzywającą, ale nadal cholernie seksowną, czerwoną sukienkę. Miała ich chyba miliony w swojej garderobie - długie, krótkie, kolorowe, białe, czarne... biało-czarne. I nie mówię, że mi się to nie podobało. Wręcz przeciwnie - żadna dziewczyna nie wyglądała w sukienkach tak pięknie, jak Em.
Ja natomiast ubrałem czarną koszulę i jeansy w tym samym kolorze. Być może garnitur, tudzież marynarka byłyby bardziej stosowne, ale uwierzcie - w garniaku wyglądam jak pizduś, więc wolałem zachować choć trochę godności. Chłopaki też nie ubrali się zbyt oficjalnie, ale nie kryli zachwyconych spojrzeń na widok mojej dziewczyny.
Matt zagwizdał pod nosem.
- No, no, no. Nieźle wyglądasz, dzieciaku.
Emma uśmiechnęła się w odpowiedzi, a ja machinalnie położyłem dłoń na jej talii.
- No już się tak nie gap, bo ci stanie. - burknąłem pół żartem, pół serio.
- Za późno. - wypalił Matt. Zdążył jeszcze uśmiechnąć się do mnie, nim rzuciłem się za nim w pogoń. Goniłem go przez cały hol, który okazał się naprawdę idealny na takie pościgi - był cholernie długi. Gdy w końcu go dopadłem, przewróciliśmy się na ziemię. Śmiał się aż poczerwieniała mu twarz, ja zresztą też.
- Odszczekaj to. - leżał brzuchem do podłogi więc usiadłem na jego plecach i przydusiłem
- Hau! - wykrztusił między kolejnymi wstrząsami śmiechu.
- Jak dzieci... - usłyszeliśmy nad sobą głos i oboje obróciliśmy głowy w jego kierunku. Emma stała z założonymi rękami kilka metrów od nas i potrząsała głową jak rozczarowana matka nad dwójką brojących dzieciaków.
- Chodźcie, mamy niewiele czasu.
Wstaliśmy i otrzepaliśmy się, choć nie było z czego - podłoga była idealnie czysta, jakby nikt po niej nigdy nie chodził.
Kiedy Emma się odwróciła, uderzyłem pięścią niezbyt mocno w ramie Matta.
Wsiedliśmy do naszego busa i po kilku minutach jazdy znaleźliśmy się pod restauracją. Podobnie jak klub, w którym byliśmy razem z Emmą, była przystosowana do przyjmowania "ważnych osobistości". Emma włożyła mi rękę pod ramie tak, jak chodzą staruszkowie coby się nie wyjebać na starczych nogach. Ale my w tej pozie wyglądaliśmy bardzo poważnie i oficjalnie.
Restauracja była bogato zdobiona i od wejścia uderzył nas zapach orientalnych przypraw.
Usiedliśmy przy długim stole zarezerwowanym dla nas. Siedział już przy nim nasz menadżer - Nick.
- No nareszcie! Jacob będzie tu lada moment. Siadajcie, siadajcie. - ponaglił nas i na chwilę zatrzymał swój wzrok na Emmie. Wiedział, że Em z nami jedzie, ale jeszcze nie miał okazji jej poznać. Zmobilizował się tylko do niemrawego podania jej ręki i wymamrotania swojego imienia. Dupek.
Ostatnio w ogóle darzyłem dziwną nienawiścią każdego, kto w potraktował Emmę nie tak, jak powinien. Była moją Różą, a ja jej Małym Księciem - chciałem chronić ją przed każdą niesprawiedliwością i złem tego świata. Jak bardzo ta misja byłaby niemożliwa do zrealizowania - nie zamierzałem się w niej poddawać.
Podszedł do nas kelner w wystawnej kamizeleczce, ale Nick kazał mu wrócić za kilka minut.
- Wstrzymajmy się z jedzeniem póki nie przyjdzie Jacob. Okej? - spojrzał po kolei na każdego z nas, omijając Emmę.
Przytaknęliśmy głowami.
Em była chyba trochę podenerowana. Wycierała dłonie o kolana, aż nie chwyciłem za jedną z nich i zamknąłem w swojej. Może to był zły pomysł, żeby ją ze sobą zabierać? Wiedziałem jednak, że wydawca będzie nią zauroczony. Jednocześnie miałem zamiar cały czas trzymać rękę na pulsie, by jego zauroczenie nie wyszło spod kontroli.
- Uśmiechaj się i udawaj, że uważasz nasz zespół za najlepszy na świecie. - szepnąłem do niej, gdy inni byli pogrążeni w rozmowie.
- Ale ja naprawdę tak uważam. - odpowiedziała z lekkim uśmiechem. Nasze twarze były tak blisko, że mogłem zobaczyć pojedyncze, zielone plamki w jej błyszczących oczach.
- Kochana. - pocałowałem ją w czubek nosa, a potem delikatnie w usta.
- Ej, ej bez takich. - upomniał nas Jordan. - Ludzie tu jedzą.
Oderwaliśmy się od siebie niechętnie, a ja posłałem Jordanowi gniewne spojrzenie, choć on wydawał się rozbawiony.
- O, idzie! - wypalił Nick i spojrzał ponad naszymi głowami.
Gruby ważniak w garniturze zmierzał w naszym kierunku. Rzadkie, jasne włosy zaczesał "na pożyczkę", przysłaniając łysinę. Za nim wlókł się dwa razy chudszy wypłosz, podejrzewam że także dwa razy młodszy. Poszliśmy w ślady Nicka i wstaliśmy od stołu, a Jacob podał każdemu z nas rękę, przedstawiając się. Gdy Emma podała mu rękę ucałował ją. Nie sądzę, by się jej to spodobało, ale cały czas utrzymywała na ustach szeroki, serdeczny uśmiech. Tylko ja mogłem zauważyć, jak pod stołem wyciera wierzch dłoni o sukienkę.
- Nie wiedziałem, że macie taką słodziutką dziewczynkę w zespole. Na czym grasz? Na skrzypcach? - zachichotał jako jedyny.
- Właściwie Emma to moja dziewczyna. - objąłem ją ramieniem i wymieniliśmy szybkie spojrzenia.
- No proszę, coś takiego! I rozumiem, że przyjechałaś wspierać naszą gwiazdę? - zwrócił się bezpośrednio do niej. Emma pokiwała głową, nadal się uśmiechając.
- Cuudownie. - zaświergotał Jacob. Po kilku minutach zamówiliśmy jedzenie, a niektórzy wino. Gdy także miałem poprosić już o kieliszek, Emma rzuciła mi ostrzegawcze spojrzenie, więc zrezygnowałem. Od słowa do słowa, przyszła pora na tematy biznesowe. Konwersacje prowadził głównie Nick, ale ktoś z zespołu także się przyłączał.
- W porządku, może teraz przejdźmy do finansów. Ale oczywiście nie wypada rozmawiać o pieniądzach przy kobietach, czyż nie? - spojrzał na Emmę z wystudiowaną uprzejmością. - Słyszałem, że mają za restauracją piękne ogrody. Quentinie, przejdziesz się z panną Emmą na krótki spacer?
Cały zesztywniałem. Nie było mowy, że ten pedał gdziekolwiek pójdzie z moją Em.
- Ja z nią pójdę. - od razu zaoferowałem.
- Ty jesteś nam potrzebny tutaj. - naciskał Jacob.
- Naprawdę, nie trzeba. Nie poczuję się urażona. - powiedziała delikatnie Emma.
- Takie są zasady dżentelmenów, a jak rozumiem, wszyscy tutaj nimi jesteśmy, prawda?
Przez chwilę zapadła cisza, aż w końcu przydupas Jacoba wstał.
- Zaraz wrócimy. - oznajmił i podszedł do Emmy, podając jej ramię. Ścisnąłem jej dłoń i rzuciłem pokrzepiający uśmiech, a zaraz potem przeniosłem wzrok na tego kryptopedała i rzuciłem mu spojrzenie pod tytułem "tylko spróbuj coś wykombinować, a będę odcinał ci każdy staw po kolei". Patrzyłem za nimi jak wychodzą i zdecydowanie nie mogłem skupić się na gadaninie Jacoba. Myślałem tylko o Emmie i o tym, czy na pewno jest bezpieczna.

___________________________________
Moim zdaniem rozdział taki sobie, ale w kolejnym za to będzie się działo;)
Mam pytako do Was - bardziej lubicie rozdziały z perspektywy Olivera czy Emmy?
Buziaki, miłego dnia ❤

She is my new drug [[Oli Sykes FF]]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz