Rozdział dwudziesty piąty

928 94 17
                                    

Choć była godzina 22:21 pojechaliśmy po kawę. Alis zadzwoniła do mnie i powiedziała, że wróci następnego dnia koło 13:00 - miała szkolenie w pracy. Robiła papierkową robotę - nie wiem, czego mieli jej uczyć, niemniej jednak bardzo mi to pasowało, bo mieliśmy z Oliverem całe mieszkanie dla siebie.
Wróciliśmy do domu i usiedliśmy na łóżku. Pod jednym kocem z ciepłą kawą w dłoniach, stykając się tylko ramionami, mogłabym spędzić całą wieczność. Oparłam głowę na ramieniu Olivera i rozmawialiśmy, rozmawialiśmy i jeszcze raz rozmawialiśmy.
- Nie wiem, jak powiedzieć o tym Alis. - wyznałam. Mówiłam oczywiście o wyjeździe, który zbliżał się nieubłagalnie.
- Jeśli chce twojego szczęścia, to nie będzie zła.
- Tak myślisz? - spojrzałam na niego, ale on patrzył na swoje ręce.
- Tak myślę. - zerknął na mnie spod tych swoich długich, gęstych rzęs, aż rozeszło się po mnie ciepło.
- Nie przepada za tobą. - powiedziałam cicho. Kilka godzin wcześniej pomyślałam, że Alis miała rację co do Olivera. Teraz było mi z tego powodu głupio.
Jasne, rozczarował mnie, ale komu się to nie zdarza?
Oliver z całym swoim zapętlonym umysłem, egoizmem i pewnością siebie, miał prawo do błędów, a ja zamierzałam pomagać mu je naprawiać, jeśli zajdzie taka potrzeba.
- To nic nowego. Ty jesteś jedną z niewielu osób, które za mną przepadają. - zaśmiał się krótko, bez cienia wesołości.
- Jedną z milionów fanów. - poprawiłam go.
- Nie, nie Em. Oni wszyscy mnie nie znają. I uwierz mi, że większość z nich nie zostałaby przy mnie, gdyby mnie poznała. Jakbyś nie zauważyła, nie jestem najlepszym materiałem na przyjaciela... Szaleją za mną, bo jestem zabójczo przystojny. - wzruszył ramionami.
- A do tego jaki skromny. - zaśmiałam się, a on razem ze mną. - Ale chyba w to nie wierzysz?
- W co? W to że jestem przystojny?
- Nie, głuptasie. W to, że nie nadajesz się na przyjaciela. Przecież to brednia.
- No, nie wiem... Nie mam wielu przyjaciół. - powiedział niedbale, choć widziałam, że nie jest to dla niego tak obojętne, jak chciałby, żeby było.
- Masz mnie. - uśmiechnęłam się lekko.
- A co jeśli nie chcę żebyś była moją przyjaciółką? - spojrzał mi w oczy, a ciepło, które jeszcze chwilę temu rozchodziło się po moim ciele - nagle zamieniło się w chłód, kłujący boleśnie.
- J-jak to? - wyjąkałam.
- T-t-tak t-to. - przedrzeźniał mnie. Spojrzałam na niego tak, jak patrzy się na niebotycznych rozmiarów kupę na środku czyjegoś mieszkania. Oliver zaczął się śmiać.
- Oj, Em. - pocałował mnie niedbale w czoło, tak naturalnie i słodko, że ciepło znów powoli do mnie wróciło. - Chodziło o to, że nie chcę TYLKO się z tobą przyjaźnić, bo ja... No... - i to byłoby na tyle jeśli chodzi o jego niewzruszoną pewność siebie. Zaczął bawić się dłońmi i spuścił wzrok. - Tak sobie myślę, że może chciałabyś, no wiesz...
- Nie wiem. - ugryzłam się w wargę, powstrzymując chichot. Może powinnam pomóc mu w powiedzeniu tego, ale zdecydowanie wolałam usłyszeć to z jego ust (nawiasem mówiąc najcudowniejszych, najmiękkszych, najseksowniejszych ust na świecie).
- Czy ty chciałabyś być moją no... Dziewczyną? - spojrzał na mnie nieco zażenowany.
- Hmmm... - udałam, że się zastanawiam. - No nie wiem, nie wiem...
- Nie chciałbym cię zmuszać, bo wiesz, to bardzo indywidualna sprawa, czy chcesz z kim być, czy nie i to nie jest przymus, absloutnie. Ale tak robią ludzie, no nie? Łączą się w pary i... - zaczął paplać szybko i bezsensu, więc uciszyłam go jedynym skutecznym sposobem - przyciskając swoje wargi do jego.
Całowaliśmy się chwilę, gdy Oliver wymruczał wprost w moje usta: - To znaczy "tak"?
Odsunęłam się nieco, by spojrzeć w jego oczy. W świetle lampki wydawały się ciemniejsze niż zwykle, ale mocno świeciły, jakgdyby przysłonięte wartwą łez.
- Tak. - odpowiedziałam i znów do niego przylgnęłam. Nie wiem jak, nie wiem kiedy, ale w jakiś sposób znów siedziałam na nim okrakiem, z każdą chwilą pogłębiając nasze pocałunki.
Oliver rozdzielił nasze usta i zaczął obsypywać pocałunkami moją szyję, zostawiając gorący ślad w każdym miejscu, w którym jego wargi stykały się z moją skórą. Jego ręce powędrowały w górę po plecach, sprawiając, że przeszedł mnie dreszcz. Potem znów zjechał nimi w dół, aż na pośladki, poprawiając mnie na swoich biodrach. Odnalazłam dłońmi rąbek jego koszulki i zdjęłam ją szybko. Przerwałam nasz pocałunek i przyjrzałam się jego klatce. Unosiła się szybko, a ja powiodłam po niej palcem, dotykając kolorowych tatuaży. Większość była przerażająca - czaszki, mroczne postacie. Pełne barw, szczegółów i cieni. Po prostu piękne.
- Ty naprawdę lubisz tatuaże. - zachichotał Oliver. Uśmiechnęłam się lekko i powiedziałam to, co przed sekundą przyszło mi na myśl: - Tylko twoje.
Jego usta ułożyły się w uśmiech, zanim ponownie przycisnął je do moich. Po chwili jego dłonie dotknęły dołu mojej bluzki i wiedziałam, że chce ją zdjąć, ale czekał na pozwolenie. Uniosłam więc ją do połowy, a reszty pozbawił mnie on. Siedzenie na chłopaku w samym staniku pewnie byłoby dla mnie krępujące, gdybym nie wiedziała, że to Oliver - mój Oliver, który udowodnił, że mnie potrzebuje, nie ocenia i szanuje jako osobę. Mój chłopak.
Od jego wzroku, omiatającym moje ciało, zrobiło mi się gorąco.
- Jesteś... Jesteś taka piękna. - wysapał i jestem pewna, że nie istnieją lepsze słowa, które można wypowiedzieć w takim momencie. Znów mnie pocałował, ale po chwili musiałam go odsunąć.
- Oli... Muszę siku. - powiedziałam trochę zawstydzona, co było absurdalne, bo pokazałam mu się półnaga, a krępowało mnie coś takiego. On zaśmiał się cicho.
- To najgorsza wymówka jaką słyszałem.
- To jakakolwiek twoja dziewczyna używała w takiej sytuacji wymówek? - uniosłam brew, niedowierzając.
- Cóż... Nie, ale ta jest najgorsza, bo pierwsza. I twoja. - zagryzł lekko wargę, doprowadzając mnie do szału. Musnęłam ustami jego usta i zsunęłam się z niego na łóżko.
- To nie wymówka. - wzruszyłam ramionami. - Jestem za dwie minuty. - dodałam, stojąc przy drzwiach i rzucając mu ostatnie spojrzenie nim wyszłam. On natomiast gapił się na moje ciało. Zboczuch.
Może zajęło mi to więcej niż dwie minuty, bo zdążyłam jeszcze poprawić makijaż i przeczesać włosy, ale na pewno nie tyle, by można zdąrzć zasnąć. Jakież było więc moje zdziwienie, gdy zastałam Olivera wtulonego w kołdrę, oddychającego miarowo. Zasnął. Oparłam się o framugę i chwilę obserowałam go z uśmiechem. Po chwili zgasiłam lampkę i dołączyłam do niego. Ułożyłam się przodem do jego spokojnej twarzy.
- Kocham cię. - wyszeptałam i zamknęłam oczy.
Sen nadszedł szybciej niż sądziłam.

________________________
Ej ludzie, jesteście niesamowici! Już ponad 700 wyświetleń :D i cała masa giwazdek! dzięki, dzięki, dzięki ❤ gdyby nie to, że ciągle tu jesteście i cały czas Was przybywa, to to opowiadanie pewnie by nie istniało, bo jesteście moją jedyną motywacją, żeby dalej pisać. Masa buziaków dla Was:*

She is my new drug [[Oli Sykes FF]]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz