Szpitale są najbardziej depresyjnym, beznadziejnym miejscem na świecie i nie jestem pewna, czy ktokolwiek czuje się w nich dobrze. Chyba tylko lekarze.
Szliśmy z Tom'em jasnym korytarzem, mijając zabiegane pielęgniarki, a czasem powoli przemieszczających się pacjentów, widocznie wyczerpanych i słabych. Kiedy jednak weszliśmy do przedsionka oddziału intensywnej terapii, nie widzieliśmy już żywej duszy. Przy samych drzwiach siedział barczysty lekarz ze stertą papierów na małym biurku.
- Nazwisko? - zapytał, patrząc to na mnie, to na Toma.
- Walker. - odpowiedziałam, a on nachylił się nad jednym z egzemplarzy i przeszukał go wzrokiem. Znajdując to, czego szukał, znów podniósł głowę.
- Jesteście rodziną?
- Tak. To znaczy tylko ja, jestem córką.
- W porządku. Sala 134, zapytać pielęgniarki czy można wejść. Pan zostaje. - i znów, jakby zupełnie tracąc nami zainteresowanie, powrócił do stosiku kartek.
- Poczekam przed wejściem. - powiedział Tom, na co ja skinęłam głową. Położył mi dłoń na ramieniu, delikatnie je pocierając. - Uśmiechnij się. Na pewno nie będzie tak źle.
Wzruszyłam jedynie ramionami, nie mając ochoty wdawać się z nim w dyskusję, dlaczego jest taki spokojny, skąd może wiedzieć, że nie będzie źle i że tak naprawdę to gówno wie. Odwróciłam się na pięcie i pchnęłam ciężkie, przeszklone drzwi. Dłonie zaczęły mi się pocić już przy sali numer 86, czyli trzeciej od wejścia. Wszędzie pałętały się pielęgniarki, a jedna z nich mnie zatrzymała.
- Numer sali? - zapytała bez zbędnych ceregieli.
- 134. - odpowiedziałam cicho.
- Możesz wejść, ale raczej nie denerwuj pani Walker. Jest w słabym stanie. Dziesięć minut, nie więcej. - miała nieruchomy wzrok, który zatrzymał się gdzieś między moimi oczami. Skinęłam głową i wyminęłam ją, w myślach zastanawiając się, jakim cudem pielęgniarki potrafią spamiętać i skojarzyć nazwisko z numerem sali i do tego jeszcze ze stanem pacjenta. Tam było chyba z 200 pacjentów!
Kiedy w końcu stanęłam przed drzwiami, których szukałam, ogarnęły mnie wątpliwości. Jak będzie wyglądała matka, kiedy tam wejdę? Czy będzie spała? Będzie chciała ze mną rozmawiać?
Wzięłam bardzo głęboki oddech, nim sięgnęłam do klamki. W środku panował półmrok, żaluzje były do połowy zaciągnięte, nie paliła się żadna lampka.
- M-mamo?
- Emma? - cichy, zachrypnięty głos przedarł się przez ciszę. Przełknęłam głośno ślinę i powoli wślizgnęłam się do środka. Łóżko matki stało w kącie małej salki. Pachniało tam środkiem dezynfekującym i bardzo delikatnym proszkiem do prania. Zrobiłam kilka nieśmiałych kroków w stronę jej łóżka. To, co zobaczyłam, sprawiło, że na moich policzkach wykwitła gęsia skórka. Cała masa rurek, małych monitorów, kabelków i świecących lampeczek. Ale nie to najbardziej mnie przeraziło. Od ostatniego razu, kiedy widziałam matkę wyglądała dokładnie tak, jak powinna wyglądać przeciętna narkomanka. Miała sine okolice oczu i blade usta, zniszczoną cerę i włosy. Ale najwidoczniej to nie był maksimum jej możliwości.
Teraz włosy miała przerzedzone niemal do łysa, jej policzki zapadły się, podobnie jak oczy. Była blada, tak blada, że niemal zlewała się z pościelą, tylko wokół oczu odznaczały się ciemne plamy. Ledwo mrugała - była albo bardzo słaba, albo bardzo zmęczona. Zapewne jedno i drugie.
Gdybym choć trochę ją poznawała, pewnie bardzo bym wtedy zapłakała. Ale byłam w takim szoku, że ani płacz, ani chociaż najmniejszy ruch nie był wykonalny.
CZYTASZ
She is my new drug [[Oli Sykes FF]]
FanfictionEmma jest córką narkomanki i prostytutki - jej życie nie jest kolorowe. Nienawidzi narkotyków, pijaństwa i wszystkiego, co przypomina dramat jej matki. Jak zatem narkotyki sprawiły, że drogi Emmy i Olivera się skrzyżowały? Jeden koncert nieznanego j...