Rozdział dwudziesty

606 78 17
                                    

Oliver

Właśnie wyszedłem spod prysznica, kiedy usłyszałem pukanie. Z przewiązanym przez biodra ręcznikiem, przeszedłem przez pokój i otworzyłem drzwi, zastając w nich Lee.

- Chodź, mamy zebranie. - powiedział beznamiętnie.

- Zebranie? Z kim? - zmarszczyłem brwi, poprawiając ręcznik. Z włosów kapały mi na ramiona chłodne krople wody.

- Z nami. Ubierz się i schodź do jadalni. - odwrócił się i poszedł, bujając się lekko na boki.

Poczułem się nieco zdezorientowany. No bo niby od kiedy nasz zespół ma zebrania? Nałożyłem koszulkę i bojówki, sięgające mi do kolan. Nim wyszedłem, sprawdziłem jeszcze telefon - żadnych wiadomości od Emmy. Przełknąłem gulkę rozczarowania i wyszedłem na korytarz.

W jadalni wszyscy już na mnie czekali - usiedli przy długim stole i rozmawiali przyciszonymi głosami. To nie była pora posiłku, dlatego byliśmy prawie sami. Kiedy do nich podszedłem, gwałtownie zamilkli.

- Co jest? O co chodzi? - odsunąłem ciężkie krzesło i usiadłem na nim. Chłopaki wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Nie byli bardzo poważni, ale też nie rozbawieni. - No? Powie mi ktoś w końcu?

- Oliverze Scott'cie Sykes. - odezwał się Matt. - Gadałem wczoraj z Jacobem. - Jacob był naszym menadżerem. - Ogólnie powiedziałem mu, że jesteśmy mocno do przodu z całym materiałem, mamy dużo tekstów i napisaną muzykę. No i ogarnięte nagrania. Zapytałem, czy da nam chociaż dzień luzu, bo już parują nam mózgi. I... - zrobił pauzę, patrząc po wszystkich zgromadzonych. - I powiedział, że mamy trzy dni wolnego.

- No i co? - nie od razu załapałem. Dopiero Jordan wykrzyknął: - Jak to "co"? Możesz lecieć do Emmy!

Przez chwilę nie bardzo wiedziałem, jak zareagować

- Poważnie? - zapytałem, przyglądając się im. Nie wyglądali, jakby żartowali. Poczucie nagłej ekscytacji aż uszczypnęło mnie w żołądek. - Nie wrabiacie mnie?

- Jasne, kurwa, wrabiamy cię... - Jordan przewrócił oczami. - Dlaczego ty tu ciągle jesteś? Pakuj się i odwozimy cię na lotnisko.

Nie mogłem powstrzymać uśmiechu. Wstałem szybko i niemal się nie przewróciłem o nogę krzesła.

- Dzięki, chłopaki. Kurwa, jesteście najlepsi.

- Weź się już zamknij, bo jeszcze się wzruszę. - powiedział sarkastycznie Jordan, ale uśmiechał się.

- Co, boisz się, że tusz ci się rozmaże, Fish? - zapytał Matt z przekąsem.

- Nie, boję się, że pizda ci się zmoczy, pizdo.

- Pierdol się.

Roześmiali się, a ja razem z nimi. Byłem tak uszczęśliwiony wizją zobaczenia Emmy, że nagle cały świat wydał mi się jakiś zabawniejszy i lepszy. Pobiegłem do pokoju i wziąłem tylko walizkę, której nie rozpakowałem od ostatniego razu, kiedy miałem do niej lecieć. Zacząłem się zastanawiać, czy może powinienem najpierw ją uprzedzić... A może zadzwonić do Toma? W końcu stwierdziłem jednak, że Emma ucieszy się z niespodzianki - nie była typem człowieka, który planuje sobie całe życie z dokładnością co do minuty. Poza tym wydawało mi się, że nie jest już między nami tak źle... Chociaż ja cały czas czułem się jak gówno, a Emma nigdy nie powiedziała, że nie powinienem się tak czuć. Na każde moje "kocham cię", odpowiadała tylko "cześć", albo "dobranoc". To bolało, ale sam fakt, że z nią rozmawiałem, był budujący.

She is my new drug [[Oli Sykes FF]]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz