Oliver
Te słowa zadźwięczały w moich uszach jak nieznośne echo. Niemal identyczne zdanie wypowiedział mój ojciec, przed wyjściem z mojego mieszkania w Londynie.
"Pij, ćpaj, rób co ci się żywnie podoba. Jeśli umrzesz z przedawkowania, nie pójdę na twój pogrzeb. Nie przyznam się do ciebie."Pomyślałem, że to cholerne dejavu. Ale tym razem to była prawie nieznajoma mi dziewczyna, a nie ojciec. Mimo wszystko nie chciałem pozwolić jej wyjść, tak jak pozwoliłem ojcu. Musiałem choć jednej osobie udowodnić, że myliła się co do mnie.
Stanęła i chwilę rozważała moją propozycję.
- I tak nie znasz okolicy. - zaryzykowałem, bo tak naprawdę nie wiedziałem, czy ją zna. Nie wyglądała na kogoś, kto szwęda się między apartamentowcami.
- Brałeś? - zapytała, miętosząc w dłoniach ubrudzoną sukienkę.
Potrząsnąłem głową, choć nie mogła tego zobaczyć.
- Nie. - powiedziałem i zaryzykowałem, dodając: - Znów powstrzymał mnie taki jeden świętoszek.
Widziałem, że kącik jej ust lekko się unosi.
- Okej. Zawieź mnie.
Poczułem dziwną ulgę, gdy wypowiedziała te słowa. Na czarna koszulke nałożyłem jeansowa kurtkę i spodnie w tym samym kolorze, co koszulka. Na głowę nałożyłem workowatą czapkę zakrywającą włosy. Do tego wielkie, przysłaniające pół twarzy Raybany. Musiałem zamaskować tyle siebie ile się dało - nie chciałem by ktoś mnie rozpoznał.
Tym bardziej, że miałem w zanadrzu mały szatański plan.
W samochodzie Emma nie odzywała się do mnie. Gapiła się w okno, wciąż w moich spodenkach i bluzce. Gdy wjeżdżaliśmy już w okolice, z których ją zabrałem, skręciłem w lewo na skrzyżowanie, zupełnie ją dezorientując.
- Gdzie my jedziemy? - spojrzała na mnie zdziwiona.
- Jestem ci coś winien.
- Doprawdy? Co takiego? - uniosła brwi.
- Nową sukienkę. Taką bez pozostałości po sałatkowej pizzie.
Nie odpowiedziała, ale widziałem, że gryzie się w wargę, by ukryć uśmiech. Natomiast ja nie kryłem swojego.
Zaparkowałem pod największym centrum handlowym w mieście. Atmosfera trochę się rozluźniła i w końcu zaczęliśmy rozmawiać i żartować, gdy wchodziliśmy do kolejnych sklepów. Dowiedziałem się wtedy, że nie lubi H&M'u, kawę pije bez cukru, a jej największą fobią są koty. Sam nie lubiłem kotów, więc zupełnie ją rozumiałem.
Mój ubiór zakrywał większość tatuaży. Najbardziej obawiałem się, że ktoś rozpozna te na szyji, ale nic takiego się nie stało.
- I jak? - zapytała, wychodząc z przymierzalni w zielonej sukience. Ten kolor chyba nazywał się miętowym, ale moim zdaniem było to totalnie bez sensu - przecież mięta ma zupełnie inny kolor!
Mimo to Emma wyglądała zjawiskowo.
- Podoba mi się. - powiedziałem zgodnie z prawdą. Nagrodziła mnie promiennym uśmiechem i lekko zarumienionymi policzkami.
Jeszcze przez chwilę lustrowałem ją wzrokiem, aż wróciła do przymierzalni.To niesamowite, jak dziewczyny potrafią wszystko puszczać w niepamięć za sprawą zakupów...
- Idziemy coś zjeść? - zapytałem, gdy wyszliśmy już ze sklepu po udanym zakupie.
- Możemy pójść do MacDonalda, chyba mają coś wegetariańskiego.
- Myślałem raczej nad restauracją... Ale MacDonalnd też będzie spoko. - uśmiechnąłem się do niej, a ona to odwzajemniła. To zabawne, ale wtedy po raz pierwszy jadłem z jakąś dziewczyną po prostu posiłek - bez dwuznaczności, spraw biznesowych i dotyczących zespołu. Podobało mi się to.
- Dlaczego masz przy kluczykach psią łapkę? - zapytała, z buzią pełną cheesburgera.
- Przypomina mi o moich psach.
- Psach? To ile ich jest?
- Dwa. To moja jedyna rodzina zaraz po matce. - wgryzłem się w swojego wegetariańskiego twistera.
- A ojciec? - zapytała ostrożnie, a ja cały się spiąłem. Zdecydowanie za krótko się znaliśmy, bym opowiadał jej o ojcu. I tak już za dużo powiedziałem. Zacisnąłem szczękę.
- Przepraszam, nie powinnam... - zarumieniła się i spuściła wzrok.
- Okej, w porządku. - wzruszyłem ramionami, choć wcale nie było w porządku.
- Muszę do toalety. - oznajmiła po krótkiej chwili ciszy. - Zaraz wracam.
Pokiwałem głową.
Zauważyłem, że zostawiła torebkę. Niewiele myśląc sięgnąłem po nią i wyciągnąłem jej telefon. Miała blokadę.Cholera.
Chciałem zapisać sobie jej numer. Ale najwidoczniej musiałem poprosić o niego jak człowiek. Tyle że... Nie bardzo wiedziałem jak. To naprawdę dziwne, że cała moja pewność siebie, przy niej wymiękała.
Telefon zawibrował mi w rękach.Sms od niejakiego Kay'a.
"Kochana, wracam w tym tygodniu i zabieram cię do naszego ulubionego miejsca ❤ tęsknię! buziaki"
A więc ma chłopaka. To dlatego tak się przede mną broniła. Ale gdzie był jej chłopak, gdy szwędała się sama w nocy? Idiota.
Schowałem telefon z powrotem do torebki. Coś w środku znów mnie zapiekło. To niedorzeczne, bo przecież nie chciałem niczego więcej, to była jednorazowa przygoda. Prawda?
Przynajmniej mogłem zrezygnować z proszenia jej o numer - najwidoczniej miał się nią kto zająć.
W końcu wrociła.
- Odwiozę cię już. - powiedziałem i wstałem, nawet nie dbając o odniesienie tacy. Idąc, nie patrzyłem na nią.
CZYTASZ
She is my new drug [[Oli Sykes FF]]
FanfictionEmma jest córką narkomanki i prostytutki - jej życie nie jest kolorowe. Nienawidzi narkotyków, pijaństwa i wszystkiego, co przypomina dramat jej matki. Jak zatem narkotyki sprawiły, że drogi Emmy i Olivera się skrzyżowały? Jeden koncert nieznanego j...